wtorek, 29 listopada 2016

Od Reker'a cd. Eri

- Miłego aresztu domowego – powiedziała pokazując palcem za mnie. Powoli się okręciłem i zobaczyłem za sobą Wiliama, na jego twarzy malowała się złość a jednocześnie szczęście. Przełknąłem ślinę i poczułem jak uginają mi się nogi, tak bałem się pierwszy raz od wielu lat, bałem się konsekwencji swoich czynów. Mężczyzna złapał mnie za ramiona, byłem już przygotowany na cios za nie posłuszeństwo, ale on tylko mną potrząsnął i zaczął swą wypowiedź.
- Rekerze Loganie Blackfrey! Ty smarkaczu! Wiesz, że mogłeś się zabić?! Koń miał świeżo wyleczone rany! A ty... ty tak po prostu uciekłeś? - to słowo powiedział tak łagodnie, zaraz, zaraz czy on ma w oku łzę? Nie możliwe Wiliam Saw uronił słoną ciecz z oka toż to cud...
- Nie chcę pochować kolejnego o tym nazwisku cymbale jeden, a teraz pójdziesz się przespać ruszamy o 6.00 do wierzy - skończył swą wypowiedź.
- Tak jest dowódco Saw – mruknąłem pod nosem i ruszyłem za nim do małego ogniska przy, którym przywiązany był kary ogier „Diablo” a obok niego pochrapywał Dark. Pies nawet nie zauważył, kto się pojawił, ale w jakiś sposób zamerdał ogonem. Usiadłem drewnianej skrzynce pełniącej funkcję krzesła i oparłem głowę o stare ściany tego miejsca, oczy kleiły się same do snu a sam Morfeusz wołał mnie do swej krainy, zerknąłem zmęczonym wzrokiem na mężczyznę, który wyszeptał krótko „Idź spać” po tych słowach automatycznie zamknąłem oczy i odpłynąłem.
****
Obudziłem się w swoim pokoju w kwaterze. Wiliam widocznie tak się śpieszył, że zapomniał mnie obudzić, wodziłem mętnym jeszcze wzrokiem po pomieszczeniu, aż natknąłem się na zegar, na którym dochodziła godzina dziesiąta „jeszcze pięć minut” mruknąłem pod nosem i zakryłem kocem głowę, lecz odpoczynek nie był mi dany, bo ktoś na skoczył mi na brzuch przez co cicho jęknąłem.
- Wstawaj! Nie było cię tak długo braciszku! - krzyczała Maddy.
- No właśnie, muszę się teraz wysłać młoda – mruknąłem znowu zasłaniając się poduszką.
- Ej! Masz się ze mną pobawić, bo pójdę po wujka Wiliama! - szantażowała mnie.
- A idź po niego mamy kilka spraw do omówienia.
- Sam tego chciałeś - mruknęła trzaskając drzwiami.
Czasami zastanawiam się po kim ona ma taki charakter, bo na pewno nie po matce. Nie myślałem długo i znowu krótko „utonąłem” w błogim śnie, z którego wybudziło mnie szybkie szarpnięcie za ramię i wylądowanie na ziemi. Posłałem wściekły wzrok podłodze jakby ona była czemuś winna i spojrzałem na mojego agresora, którym okazał się Oliver.
- O ile się nie mylę miał przyjść pierwszy – warknąłem przecierając oczy.
- Raczej wolałbyś, żeby tu nie przychodził... Jest strasznie wkurzony - odparł mężczyzna.
- Ta jak zawsze, eh... pójdę do niego – rzekłem wychodząc.
Tia Wiliam zawsze ma gorsze dni, gdy coś mu nie wychodzi i wszyscy boją się nawet do niego zbliżyć, słyszałem, że raz nawet prawie kogoś zabił. Szybko dotarłem do miejsca gdzie rezydował a już parę metrów od drzwi było słychać jego krzyki. Wszedłem pewnym krokiem do pomieszczenia i tylko dzięki wyćwiczonemu już refleksowi uniknąłem spotkania się pliku dokumentów z moją twarzą.
- Uważaj trochę, bo zrobisz komuś krzywdę – zacząłem podchodząc do niego bliżej.
- Co ty tu robisz?! Poszedł stąd masz szlaban na wychodzenie z wierzy! - warknął.
Miałem mu już coś odszczekać, ale do pomieszczenia wpadł zdyszany posłaniec Przemytników. Rzucił na biurko poplamiony od brudu i krwi list, a jego wzrok mówił czytajcie szybko.
- Cholera, jak dużo ludzi mam wysłać? - zapytał gościa kończąc czytać.
- Jak najwięcej! Tego jest masa! - krzyknął Przemytnik.
- Idę zwołać oddziały. Za 15 minut na dole młody.
- Czyli mogę wyjść z kwatery? - uśmiechnąłem się chytrze.
- Kary i tak nie unikniesz! To wyjątek! - krzyknął z korytarza.
**** 
15 minut prysnęło jak bańka mydlana, szybko dowiedziałem się o co chodzi Przemytnicy zostali otoczeni chmarą zombie i potrzebowali pomocy. Wyznaczono mnie na pozycje przywódcy biegaczy, czyli osób, które mają dostać się jako pierwsze do miejsca oblężenia biegiem.

<Eri? Biologia zjadła pomysły ;-;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz