poniedziałek, 28 listopada 2016

Od Nick'a cd. Reker'a

-Jezu! Jezu! Człowiek!-krzyczałem, w myślach widząc nieznajomego, jednak on nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego-Ej, spokojnie!-krzyknąłem tym razem na głos i czym prędzej podbiegłem do leżącego na ziemi wędrowca. Okazało się, że jest ranny i to dość poważnie w ramię. Rana jak na oko nie była głęboka, jednak jej dość duża powierzchnia była niepokojąca, takie obrażenia od razu trzeba opatrywać.
-Jesteś ranny?-zapytałem, starając się nie rozzłościć dopiero poznanego gościa, jednak on i tak odebrał moje dobre intencje w odwrotny sposób.
-Nie! W ogóle co to za pytanie?!-warknął oburzony, gwałtownie wstając-Idź tam skąd przyszedłeś!
Z ramienia nieznajomego popłynęła strużka krwi, gdyż naderwał on nową, trochę odbudowaną skórkę, zapobiegającą krwawieniu.
-Ale naprawdę ja chcę ci tylko pomóc!-tłumaczyłem, patrząc na zakrwawione miejsce i na coraz gorszy jej stan-Jak tego nie opatrzysz, to wedrze ci się zakażenie, a to może się skończyć nawet amputacją i śmiercią!
Na te słowa nieznajomy popatrzył na mnie poważnie, jednak chwilę później znów był niedostępny.
-Naprawdę! Szukałem tak długo jakichkolwiek ludzi, że teraz śmierć z takiego powodu, to naprawdę głupia śmierć!-oznajmiłem, nakazując Klifowi, przywarować za mną, gdyż od razu było widać, że źle czuje się w obecności zupełnie obcego psa-Proszę, choć do mojej furgonetki, opatrzę ci rany i od razu rozejdziemy się w pokoju…
Mężczyzna tylko naradził się chwilę, po czym skinął głową na znak zgody. Pojazd znajdował się nieduży kawałek stąd, już po paru chwilach staliśmy w jego drzwiach. Nie czekając, zabrałem się do roboty, od targałem dość wąski kawałek koca, wyjąłem wielką apteczkę, z której wygrzebałem spirytus, strzykawkę i silny antybiotyk. Posadziłem rannego na jednym z siedzeń i powoli zacząłem zakładać niebieskie rękawiczki.
-Ja pierdole… serio?! Rękawiczki?!-zaśmiał się bezczelnie, z największą chęcią odgryzłbym się, jednak nic nie przychodziło mi do głowy, więc tylko spiorunowałem go wzrokiem, co przypomniało mu, po co tu przyszedł.
Zdezynfekowałem miejsce ukłucia wacikiem, po czym nabrałem antybiotyk do strzykawki, powoli zatapiając ją w skórę nieznajomego. Wydał z siebie tylko głuchy jęk, przez który jego pies prawie wskoczył mi do gardła. Rzecz jasna i Klif nie został dłużny i powstrzymał agresywnego psa.
-Gotowe!-oznajmiłem, przykładając do igły wacik i powoli wyjmując ją. Teraz została tylko rana, którą trzeba było dokładnie opatrzyć, wziąłem butelkę ze spirytusem i bez żałowania polałem nim zakażoną ranę. Tym razem nie obyło się bez wrzasku, który od razu wprawił oba psy w szał.
-Klif!-rzuciłem niezadowolony zachowaniem psa, po czym zacząłem powoli i bardzo dokładnie owijać ranę najpierw bandażem, a później kawałkiem koca. Miała to pomóc zapobiec kolejnemu zakażeniu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz