wtorek, 22 listopada 2016

Od Rekera cd. Eri

Przemytniczka bardzo szybko uporała się z krwawieniem, wszystkie pytania jakie mi zadawała były coraz trudniejsze, powoli zapominałem jak się nazywam. Antyzyna jeszcze bardziej pogorszyła mój stan, Echo pomogła mi wstać, lecz omal nie upadłem znowu, dzięki jej szybkiej reakcji tak się nie stało.
- Coraz bardziej krwawi tak ma być? - zapytałem słabo dotykając rany
- Nie dotykaj, bo możesz coś uszkodzić – odparła zabierając moją rękę
Szliśmy w ciszy, znowu zrobiło mi się słabo, ale nie dałem tego po sobie poznać. Dark szedł przy mojej prawej nodze dotrzymując mi kroku, spoglądając co po chwile na mnie, czasami myślę, że ten pies rozumie więcej niż człowiek. Nogi powoli już się same pode mną uginały „Czuje się gorzej niż po urodzinach siostry” mruczałem pod nosem na co ona spoglądała na mnie dziwnym wzrokiem.
- Co się tak patrzysz? Rannego mruczącego bzdety pod nosem nigdy nie widziałaś... - powiedziałem słabo.
- Brzmisz jakbyś się nieźle schlał – odpowiedziała unosząc kącik ust.
- Uwierz mi jak bym się schlał wyglądam o niebo lepiej – uśmiechnąłem się lekko.
Z daleka widać było już wesołe miasteczko, gdy patrzy się na nie z tond wygląda ono okropnie. Niegdyś to miejsce było ogrodzone zieloną siatką, którą teraz zastąpił ceglany mur zrobiona tak dla bezpieczeństwa i w sumie im się nie dziwie, w końcu kto by chciał się budzić z zombie w łóżku albo jako zombie. Echo pociągnęła mnie mocniej za zdrową ręka dając znak abym postarał się iść szybciej, tym razem koło bramy głównej siedziało radosne małżeństwo czyli Mia i Angel, o dziwo grali w karty, których pierwsza założycielka nie lubi. Na nasz widok Mia od razu podbiegła do mnie, ta zaczyna się matczyna opiekuńczość...
- O Jezu co ci się stało?! - krzyknęła widząc okrwawiony bandaż.
- Nieumarły mnie drapnął – powiedziałem powoli.
- Do lekarza mi z tym, bo zdechniesz a Wiliam mnie rozszarpie – zaśmiał się Angel na co Mia zgromiła go spojrzeniem, a pies warknął.
- Idźcie do Ricka on ci pomorze – rzekła Mia podchodząc do Angela i idąc z nim gdzieś.
Namiot lekarzy znajdował się niedaleko, Rick szybko obejrzał i ocenił krwawienie. Położyłem się na prowizorycznym łóżku szpitalnym, lekarz chwile czegoś szukał, aż wyjął strzykawkę z jasno białą cieczą.
- Ani się waż mnie uśpić – mruknąłem patrząc się na niego spode łba
- Nie wytrzymasz tak silnego bólu, nawet twój ojciec musiał mieć narkozę – stwierdził mężczyzna.
- Jeśli mnie kłamiesz to módl się by te leki działy jak najdłużej – warknąłem dość odważnie zważając na mój stan.
- W tych kwestiach nigdy nie kłamię – powiedział wbijając mi igłę w żyłę.
Chwile później odpłynąłem, nie wiedziałem co się ze mną dzieje, było to takie chwilowe jak sen i gdy się z niego wybudziłem obok mnie siedział Wiliam, a rana była porządnie zabandażowana i promieniowała jeszcze drobnym bólem. Wiliam nie dowierzając przetarł jeszcze raz oczy.
- Reker idioto nawet nie wiesz jak się wystraszyłem, gdy powiedzieli mi o tym – powiedział kładąc mi rękę na głowie i mierzwiąc włosy.
- Nie jestem idiotą, bo przeżyłem jak widzisz – uśmiechnąłem się głupio na co on się roześmiał.
- Obiecałem twojemu ojcu, że zajmę się tobą więc błagam uważaj na siebie bardziej – westchnął wychodząc z namiotu.
Po jego wyjściu ubrałem glany, wziąłem kurtkę z sąsiedniego krzesła oraz założyłem maskę. Miałem zamiar już wychodzić, gdy do pomieszczenia wbiegł Dark, widząc mnie zaczął skakać i machać ogonem ze szczęścia, zacząłem go głaskać na co on przewrócił się na plecy w oczekiwaniu dalszych pieszczot. Wtem usłyszałem jakiś cichutki śmiech spojrzałem przed siebie, gdzie stała moja wybawicielka, podszedłem do niej spokojnym krokiem.
- Dzięki za uratowanie życia, niestety nie mam nic dla ciebie więc możesz poprosić mnie o co zechcesz – byłem ciekaw czego dziewczyna sobie zażyczy, oczywiście mam nadzieje, że będzie to w miarę rozsądna prośba.

<Eri?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz