niedziela, 20 listopada 2016

Od Glimmer c.d. Jennifer

Zdawało się, że tego dnia czas upłynął zatrważająco szybko. Mimo, jak mi się zdawało, wczesnej pory, całe wymarłe miasteczko było ogarnięte mrokiem, niezmąconym przez światło żadnej latarni ani lampy w okiennicach obskurnych, kamiennych budynków. Odkąd podczas jednej z misji zgubiłam mój, i tak już zepsuty, zegarek, zupełnie straciłam poczucie czasu. Chociaż... skoro czas jest wynalazkiem człowieka, to po co miałby być potrzebny w świecie pozbawionym ludzi...?
Przymrużyłam oczy, starając dostrzec nieco więcej, aniżeli tylko odrapane ściany i kontury co poniektórych mebli. Mój wzrok nie zdążył się jeszcze przyzwyczaić do ciemności, ale po paru sekundach zaczęłam dostrzegać coraz więcej rzeczy. Bezszelestnie przemieściłam się do komody, gdzie pootwierałam wszystkie szuflady w poszukiwaniu potrzebnych zasobów. Niestety, ktoś musiał mnie już uprzedzić, wchodząc do tego domu, i zabrać najpotrzebniejsze rzeczy, zostawiając jedynie trzy gwoździe i jakiś skrawek papieru. Podniosłam go delikatnie, jakoby miał się rozpaść w moich palcach, i obejrzałam dokładnie. Po obróceniu papieru okazało się, iż było to jakieś zdjęcie i załączony do niego liścik... A może kartka z pamiętnika? Fotografia, trochę już poszarpana przy brzegach, przedstawiała jakąś dziewczynkę, na oko czternastoletnią, trzymającą jakiś puchar, najpewniej za wygrane zawody. Z tyłu chodziły inne dziewczęta w podobnym wieku, a po ich strojach mogłam wywnioskować, że były to zawody siatkówki. Kartka natomiast była zapisana dość niewyraźnie, ale zdołałam odczytać parę słów, jakimi były Emily, zawodach i 17 maja. Przyjrzałam się ciemnym włosom nastolatki i czekoladowo brązowym oczom. Ładna dziewczynka, przemknęło mi przez myśl, gdy, nie wiedzieć po co, chowałam zdjęcie do plecaka. Wylądowało tuż obok zdjęcia mojej paczki z czasów szkolnych, z której połowa osób była już martwa, oraz obok listu pożegnalnego Sophie, który znalazłam przy jej powieszonym ciele. Dlaczego nie pomyślała nad innym rozwiązaniem? Pewnie nie byłabym teraz samotna, ale ona wybrała o wiele prostsze rozwiązanie, samobójstwo. Wzdrygnęłam się na wspomnienie widoku jej zimnego, sinego ciała, które zastałam w jej domu.
Przeszukawszy jeszcze resztę pomieszczeń, wyszłam wreszcie z domu. Noc była wyjątkowo cicha i spokojna, ale i tak nie przestawałam być czujna. Tym razem dostałam jednak dziwnie podkute glany, które irytująco stukały, kiedy próbowałam się przedostać przez sterty gruzu. Najchętniej zdjęłabym je i szła na bosaka, ale w tym otoczeniu równałoby się to z poranieniem stóp, dlatego zaniechałam tego pomysłu. 
- Masz trzydzieści sekund na przekonanie mnie, abym cię nie zabijała - usłyszałam za swoimi plecami. Ten atak był dość niespodziewany, ale starałam się zachować zimną krew. Zdjęcie kuszy z pleców byłoby zbyt widocznym ruchem, ale wyciągnięcie pistoletu z pewnością nie. Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy poczułam pocisk przelatujący tuż obok mojej dłoni, którą natychmiast cofnęłam. - Ani drgnij. Zostały ci dwadzieścia cztery sekundy.
Wzięłam głęboki wdech i uniosłam ręce do góry, by udowodnić, że nie trzymam żadnej innej broni. Obróciłam się powoli, bym mogła zobaczyć moją rozmówczynię.
- Proszę bardzo - powiedziałam zachrypniętym głosem, ale na tyle głośno, aby dziewczyna mnie usłyszała - Zabij mnie. Myślisz, że szczególnie zależy mi na życiu w tym świecie, kiedy nie mam nikogo u boku, a każdy dzień może być moim dniem śmierci? Większą torturą byłoby dla mnie zachowanie mnie przy życiu. Strzelaj więc, śmiało.

Jennifer? Wybacz, troszkę słabe, ale się poprawię ;;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz