wtorek, 30 kwietnia 2019

Od Rafaela cd. Rity

- Teraz jestem taki jak ty - uśmiechnąłem się, chowając odstające kły - I na wieki twój - dorzuciłem, czując nadal do siebie minimalny strach. Nigdy nie planowałem bycia wampirem, ale jeśli miałem na nowo porzucać Ritę przez swoją śmierć, to wolałem oddać swoje człowieczeństwo i żyć z nią, dopóki biały dąb nas nie rozdzieli. Kochałem ją, a ona kochała mnie. Czego chcieć tutaj więcej?
- A ja na wieki twoja - szepnęła, wtulając swoją głowę w materiał mojego munduru. Zadowolony z takiego obrotu spraw, zacząłem wdychać jej uspokajający zapach, który wyciszał wszystkie, wyszarpane od nerwów zmysły. Zachowując zalecaną czujność, zamknąłem powoli ociężałe powieki, pozwalając sobie tym samym na krótki odpoczynek.
- Już się ode mnie nie oderwiesz - rzekłem, zataczając na jej plecach małe kółka, które stopniowo rozluźniały wszystkie jej mięśnie. Odczuwając minimalne podniecenie, wsunąłem swoje dłonie pod jej ciemną koszulę, która idealnie podkreślała każdy cal jej ciała. Nie przejmując się tym, że jesteśmy w lesie, bez opamiętania kontynuowałem swoje działania, polegające na pozbawianiu Rikity dalszych partii ubrań. Byliśmy już prawie nadzy, gdy do moich czułych uszu dotarł dźwięk łamanych gałęzi. Zaskoczeni zastygliśmy na ułamki sekund, aby następnie przy pomocy wampirzej szybkości na nowo wskoczyć w swoje poszarpane odzienie.
- Pani dowódco? - zapytał wysoki brunet, trzymając dłoń na swoim glocku - Wszystko dobrze? - zmierzył nas zawstydzonym wzrokiem, który po kilku chwilach spoczął na mojej odsłoniętej klatce piersiowej. Cholerne guziki, że też teraz musiały sprawiać mi trudność! Te małe cholery nigdy nie potrafiły wpasować się w odpowiednie dziurki, przez co człowiek mógł się z nimi tylko szarpać i szarpać. No dalej - pomyślałem poirytowany, ignorując ciekawski wzrok żołnierza.
- Henrick! - warknęła czarnowłosa, zaciskając swoje dłonie w wyblaknięte na knykciach pięści - Masz pięć sekund, żeby się odwrócić i wyjść! - mordowała go wzrokiem, co skłoniło mężczyznę do szybkiego opuszczenia zalesionej przestrzeni - Co za menda - westchnęła, pomagając mi z ostatnim zapięciem, umiejscowionym kilka centymetrów pod moją brodą.
- Jeszcze to nadrobimy - pstryknąłem ją w nos, wywołując tym samym falę cichego śmiechu - Sądzisz, że się domyślili? - zerknąłem w stronę wyjścia z lasu, gdzie mieli oczekiwać nas nieznośni żołnierze, niemający za grosz wyczucia czasu.
- A nawet jeśli to co? - posłała mi zalotny uśmiech, przepleciony nutą dalszego baraszkowania - To nasze życie. Zresztą są lojalni więc nie pisną ani słówka... No chyba, że chcą narazić się na mój gniew, a to już inna sprawa - pocałowała moją żuchwę, zlizując z niej resztki krwi, która od dzisiejszego dnia miała służyć mi jako pokarm. Nadal się nieco tego brzydziłem, ale skoro von Kastner do tego przywykła, to i ja pewnie niedługo zrobię to samo - Masz niezły gust - złapała mnie za bladą rękę, co pozwoliło jej na narzucenie tempa naszego kroku.
- Mówisz? - uniosłem jedną brew, splatając przy tym nasze palce w zlaną jedność.
- Ja to wiem - odparła, nie tracąc dobrego humoru, który po niezbyt przyjemnej sytuacji mającej miejsce kilka godzin temu, udzielił się mojej duszy na nowo - Ja to wiem...

*Pięć Godzin Później*

Stojąc przed dębowymi drzwiami, zastanawiałem się jeszcze przez chwilę, czy pomysł dołączenia do obozu Aniołów będzie trafioną inwestycją mojego życia. Z jednej strony chciałem codziennie budzić się przy Ricie, ale z drugiej natomiast miałem pewne obawy, dotyczące tego, czy będę w stanie odnaleźć się w tym zaludnionym świecie. Moja natura samotnego podróżowania już od kilku lat wżynała się poważnie w mój niezbyt stabilny charakter, co zapewne poskutkowałoby jedynie tym, iż nie byłbym w stanie działać z innymi osobami w drużynowej harmonii. Wzdychając na to cicho, postanowiłem ostatecznie zapukać kilkukrotnie w drewnianą barierę, oddzielającą mnie od pana i władcy tego przybytku.
- Amitachi? - zapytał zdziwiony Andersen, uchylając z lekka ruchomą ściankę - Nie mam na razie żadnych zleceń, przyjdź później - próbował mnie spławić, lecz ja nie miałem zamiaru poddać się bez walki. W momencie zamykania wrót wsunąłem pomiędzy nie, a futrynę swoją stopę, uniemożliwiając tym samym całkowite ich zamknięcie - Przecież mówię, że nic nie znajdę - nadął swoje policzki, upodobniając się do wnerwionego chomika, pozbawionego miski pełnej jedzenia. 
- Nie chodzi mi o żadne misje - przewróciłem oczami, aby następnie wpychając się na siłę do obskurnego gabinetu - Chciałbym... Chciałbym dołączyć do obozu - wyjaśniłem swoje zamiary, zasiadając równocześnie na plastikowym krześle, znajdującym się tuż przed maleńkim biurkiem brązowowłosego.
- Jednak ci się odmieniło? - zażartował, zajmując miejsce naprzeciwko mnie - Zaraz znajdę jakiś formularz - ciągnął, szperając w pobliskiej szafeczce wypełnionej po brzegi samymi papierkami.
- Można tak powiedzieć - przygryzłem dolną wargę swoich ust, co w małym stopniu pomogło ułożyć mi wszystkie myśli do kupy - Długo to zajmie? Nie mam całego dnia.
- To tylko kilka rubryk... - podsunął mi kartkę z długopisem pod nos, dając mi dużo czasu na ładne wstawienie podpisów. Głównie chodziło o podanie danych personalnych, o nieco poszerzonym zakresie. Nie mając z tym żadnego problemu, zdecydowałem się zachować dobijające milczenie, które było przerywane cichutkim tykaniem ściennego zegara - Zaraz przydzielę ci wolną kwaterę.
- Mam już gdzie spać - powstrzymałem go od wykonania tej czynności, co pozwoliło mi zaoszczędzić kilka minut cennego czasu - Mam gdzie spać, pójdę już - powtórzyłem, wcinając mu się w jeszcze nierozpoczęte zdanie. Nie czekając nawet na jego dalsze reakcje, ruszyłem w stronę cienkiej zapory, którą natychmiastowo pokonałem. Zadowolony z wypełnionej misji w szybkim tempie znalazłem się w pokoju rozbudzonej już Rikity.
- Gdzie byłeś? - mruknęła, od razu poprawiając swoje długie włosy.
- U Andersena - pogłaskałem ją po zimnym policzku, nabierającym coraz to większej temperatury.
- Co chciał?
- Niczego - ucałowałem jej czoło, dając jej tym samym poczucie względnego bezpieczeństwa - Od teraz jestem jednym z was. Mówiłem, nie opuszczę cię aż do śmierci... A nawet i dłużej...

<Rita? :3 Jak tam? xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz