- Współpracę? Co masz na myśli?
Słysząc jej pytanie uśmiechnąłem się pod nosem, gdzie następnie wyjąłem z szuflady mój notes, w którym uwielbiałem wszystko notować. Opowiedziałem jej dokładnie to co chciałem w trzech zdaniach. Liczyło się dla mnie tylko to, aby mi zaufała i przyszła na miejsce spotkania sama, gdyż nie możemy siedzieć cały czas na tej częstotliwości, ponieważ jest ona ostatnio, często sprawdzana, gdyż złapali ostatnio na niej zdrajcę, wynoszącego od nas zapasy.
- Teraz wyiągnij sobie jakiś notes, ponieważ musisz to zanotować.
- Dobrze - powiedziała, a po chwili mogłem usłyszeć jak szuka czegoś do notowania. - mam - powiedziała pewnie i mam nadzieję, że słuchała.
- Więcej razy tego nie powiem, więc radzę uważać, a teraz słuchaj uważnie.. - westchnąłem i upewniłem się, że nikogo nie ma pod moimi drzwiami.
- Drzewo, worek, ósemka, rów, bravo, demol, agresja, materac, krowa, woda, wojsko, okulary, doktor, ów. 0134. - mówiłem dość szybko, mam nadzieję, że udało jej się to wszystko zapisać, albo chociaż zrozumie o co mi cholera chodziło. Jeśli to nie wyjdzie, to po prostu tam się włamię i z nią porozmawiam. Poza tym i tak mam mieć zwiad, więc nikt mnie nie będzie podejrzewał, o jakieś dziwne wędrówki do opuszczonych miejsc.
- Zapisałaś? Mam nadzieję, że zrozumiesz - po swych słowach, wyłączyłem krótkofalówkę, którą schowałem do szuflady w biurku. Zawsze zamykałem ją na klucz, gdyż nie chciałem, aby ktoś wiedział więcej niż powinien. Z resztą Clay i tak wie, że przygarnąłem jedną z krótkofalówek dla siebie.
Wstając z krzesła, podszedłem do binlioteczki, wybierając jedną z książek, którą chciałem przeczytać. W ogóle wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? Ja i moja banda byliśmy na tyle inteligentni, że pewnego pięknego dnia, przechadzając się z nudów po terenach, usłyszeliśmy jak ktoś wyrzuca jakieś rupiecie, które mu się nie przydadzą. Chcieliśmy sprawdzić co to za osobnik, robi taki hałas, ale okazało się, że to była wściekła żona jednego z mieszkańców. Była tak zdesperowana, że rzucała nawet lampami, jak i jedzeniem. Cudem uniknąłem większych uszkodzeń ciała! Ona nie patrzyła na nic. Poleciały nawet leki! Czego do teraz nie rozumiem.
Jedynym profitem z tego spaceru i bezsensownej gadaniny, był wygrzebany, spod sterty rzeczy agregat na, który był zasilany benzyną. Rozumiecie to?! Ta kobieta wyrzuciła jedno z potrzebniejszych i teraz rzadkich urządzeń. Zgarnęliśmy to z chłopakami do siebie, aby nikt inny tego nie widział więc takim sposobem Sonny przerobił stary przedłużacz, aby można było go podpiąć do agregatu. Dzięki temu mamy do teraz prąd, o którym reszta budynku może tylko śnić. Wymieniamy się z chłopakami, sprzętem, aby cokolwiek naładować. Czy też zapalić sobie światło do książki. Ostatnio dzięki temu udało mi się naładować mały przenośny głośniczek, z którego leciało kilka piosenek, dzięki którym mogłem się na chwilę odciąć od tego złego świata.
Leżąc już w hamaku, myślałem o Ricie, czy mam jej to teraz powiedzieć czy lepiej poźniej. Czy ona w ogóle wie o moim istnieniu, jakimkolwiek? W sumie, jeśli ci co ją wychowali, olali sprawę moich narodzin, to nie wie nic. Kompletne zero.
Czy to dla niej nie będzie szokiem? Sam miał bym wyrypane na twarzy wielkie WTF, gdybym po trzydziestu latach dowiedział się, że mam dwie siostry. Co z tego, że jedna umarła.
Po dobrych trzydzestu minutach wyłączyłem agregat, aby nie marnowal paliwa i udałem się w objęcia morfeusza, poprawiając sobie poduszkę, oraz znikając w hamaku, naciągając jedną ze stron.
***
Obudziłem się coś między jedenastą a jedenastą trzydzieści. Musiałem odespać noc, z resztą mogłem wyjść z hamaka o ósmej rano, kiedy wparował mi do pokoju Sonny z Cerberem, aby powiadomić mnie, że mamy wolne i dzisiaj, posiedzimy sobie przy chłodnym piwie, które ostatnio znalazł Cerber, następnie i tak je zakopując na tyłach budynku. Tam mieliśmy taką małą lodówkę na piwo. A wiecie, ziemia wychładza.
Przebierając się w czarną koszulkę oraz zielone bojówki, ruszyłem na piętro niżej aby zgarnąc coś ciekawego z zapasów. Mieliśmy trochę tego, a ja musiałem sobie znaleźć sobie coś zjedliwego do jedzenia.
Stając nad kartonem z puszkami, przeszukiwałem każdą z nich. Wkurzał mnie fakt, że większość z nich, to była fasola, której po prostu nienawidziłem.
Zdezygnowany, odstawiłem karton na bok, aby wejść na blat i sięgnąć z najwyższej szafki mały pojemnik, który skrywał w sobie skarby takie jak racje żywnościowe. To teraz jest najsmaczniejsze jedzenie na Ziemi!
Te tysiąc sześćset kalorii uśmiechało się do mnie jak nigdy.
Wybrałem sobie porcję na ślepo, bo byłem tak głodny, że niedługo odgryzłbym sobie rękę. Na całe szczęście wybrałem Meal Ready - to Eat, czyli poczciwie, amerykańskie MRE.
Kiedy odstawiłem pojemnik na szafkę, ruszyłem zadowolony do stołu, gdzie otworzyłem paczkę, w której można było spotkać kotleta, który miał imitować żeberka. W daleszej części openingu możnabyło dostrzec fasolkę z ryżem, sos BBQ, dwie skibki pszennego chleba, dżem, masło orzechowe, napój winogronowy, kakao oraz batoniki karmelowe. Poza tym jedzeniem, był też podgrzewacz, chusteczka nawilżana, łyżka, dwie gumy, oraz papier toaletowy, który jest praktycznie w każdej racji.
Nie myśląc długo, wstałem po wodę i napełniłem podgrzewacz, do którego wrzuciłem dania na ciepło, a następnie musiałem poczekać dziesięć minut.
Po tym czasie moje dania były gotowe, a ja wiedząc jak to smakuje, otworzyłem opakowanie z fasolką i ryżem. Po tej czynności uczyniłem to samo z drugim ciepłym daniem, aby wlać sos własny z mięsa do ryżu, a następnie, posiekane danie tam równiez dorzuciłem. Zastanawiałem się przez kilka minut, czy dodać jeszcze BBQ, ale po głębszym przemyśleniu, uczyniłem to.
Gdy wymieszałem już wszystko ze sobą zacząłem jeść. Boże, jakie to jest kurwa dobre! Pochłonięcie posiłku zajęłi mi okołk pięciu minut, więc nadal byłem głodny, więc otworzyłem sobie batonika, którego pochłonąłem szybciej niż piekło Stalina.
Nikt nie musi wiedzieć, że zachowam jeszcze resztę.
Oczywiście do takiego posiłku musiałem przygotować sobie jeszcze picie. Postawiłem na sok winogronowy, który był bardzo, ale to bardzo słodki, przez co piłem go przez dłuższy czas.
***
Gdy już ukryłem dowody zbrodni w swoim pokoju, ruszyłem na tył do moich kumpli, aby porozmawiać i napić się z nimi.
- Sonny, pożyczysz mi na dzisiaj Cerbera? - zagaiłem.
- Boisz się spać sam? - zaśmiał się w odpowiedzi.
- Nie, po prostu muszę sprawdzić kilka rzeczy, a pies jest zwykle przydatny.
- W co ty się znowu pakujesz Jason?
- Jak zawsze w najgłębsze bagno. Spencer, znasz mnie za dobrze, aby myśleć, że robię coś mądrego. - rzekłem otwierając sobie piwo.
***
Wybiła godzina dwunasta dwadzieścia, więc gotowy do drogi, ruszyłem przed siebie. Powinienem być trochę wcześniej niż Rita, choć patrząc na wampirze zdolności, to sam już głupieję.
Ubrany w mundur, odwróconą czapkę z daszkiem i psem przy boku, wędrowałem po terenach, aby w końcu trafić w to odpowiednie miejsce.
Przeładowywując broń, spojrzałem na psa, który patrzył w jedno miejsce, oraz warczył, więc mogłem się spodziewać Rity, albo obcych.
- Widzę przyszedłeś z ochroniarzem - rzekła stając przede mną.
- To taki mój przyjaciel, przydałby mu się spacer - lekko się uśmiechnąłem. - cieszę się, że rozszyfrowałaś wiadomość, ale nie jesteśmy bezpieczni mówiąc coś w prost.
Dziewczyna przemilczała to. Czyżby zadanie z miejscem i godziną było, aż tak trudne?
- Chodź, wejdźmy w głąb, i porozmawiamy..
- Żeby twoi koledzy mnie zabili? Podziękuję.
- Zastanawiam się po kim jesteś taka uparta albo pyskata.. przyszedłem tylko z psem.
- Jeśli mnie oszukasz, to wiedz, że dobrze się to nie skończy.
- Zdaję sobie z tego sprawę - powiedziałem ruszając z nią. - wracając do naszej współpracy.. chciałbym abyś dawała mi znać jeśli Anioły coś znajdą, z resztą ja też będę mówił tobie jeśli Duchy coś wykryją. Nie oszukujmy się, to jest interes działający w dwie strony. Będę mógł wam oddawać trochę więcen pożywienia, czy innego cholerstwa. Przemyśl to, jak dla mnie oferta idealna.
- Przemyślę.
- стой, потому что я убью!
- спокойно мы не хотим неприятностей.
W tej chwili dziewczyna spojrzała się na mnie, po czym wykonała jeden krok. Ja tylko w panice, spojrzałem na psa, który uskadł. Kurwa, jebana mać.
- Wiej! - krzyknąłem do psa, który doskonale wiedział, że musi się oddalić, a sam wpadłem szybko ma zszokowaną Ritę, powalając ją na ziemię.
Może pół sekundy po moim ruchu, budynek się zatrząsł, a flaki oraz odłamki sufitu, czy też resztki szkła, kamyczków czy innych dupereli powbijało się w moje plecy. Czułem tylko jak przez moje ciało przechodzi nieprzyjemny ból. Następnie doświadczyłem już tylko ciemności. Cholerny rusek z cholernym, priwizorycznym pasem szachida.
Ostatnie co, zdołałem usłyszeć, to bieg Cerbera w naszą stronę...
Hm co zrobisz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz