czwartek, 25 kwietnia 2019

Od Colina cd. Jasona

Ważniak się znalazł - pomyślałem, rozpakowując rację żywnościową, wyprodukowaną przez Francję na początku 2022 roku. Zaznajom z tymi "frykasami", doskonale wiedziałem, że część z nich może być już dawno przeterminowana. Zresztą czego ja się niby spodziewałem? Przez pierwsze dni wszyscy będą tutaj patrzeć na mnie jak na zbrodniarza wojennego, który wymordował podczas snu połowę swoich sojuszników. Nie patrząc dłużej na Jasona, przystąpiłem do dokładnej selekcji leżących przede mną produktów. Orzechy ziemne barbecue... Jak dobrze, że to spleśniałe - odrzuciłem je na bok, aby móc dobrać się do dania głównego, występującego jako półkilogramowa porcja spaghetti.
- Wiesz, jak to się w ogóle robi? - mężczyzna z uwagą obserwował moje szybkie ruchy, polegając na sprawnym rozerwaniu zielonego worka, do którego trzeba było dodać opakowania papkowatego żarcia, aby następnie zalać je najzwyklejszą wodą. Czując, iż zimnawa ciecz stopniowo staje się cieplejsza, spojrzałem ze spokojem w oczy swojego rozmówcy.
- Wyobraź sobie, że tak - odpowiedziałem, stawiając konstrukcje w taki sposób, żeby nie miała choćby najmniejszego cienia szansy na przewrócenie się - Przed wojną, jak i podczas jej trwania nie siedziałem na dupie. Wolałem chronić kraju, niż kryć się po schronach - wziąłem gryza słonego suchara, który po wielu dniach głodówki okazał się moim wymarzonym posiłkiem. Starając się nie nadwyrężać skurczonego żołądka, pozwoliłem sobie na spałaszowanie tylko tej jedynej sztuki mączniaka, po którym i tak czułem się dość ociężale.
- Gdzie pracowałeś? - zapytał z nudów, porywając z mojego zestawu kolejnego batona z maleńką paczką cukierków - Nie patrz tak. Nie przydadzą ci się - warknął, próbując mnie zdominować, co nie zrobiło na mnie zbyt piorunującego wrażenia. Nie odrywając od niego swoich ślepi, zacząłem zastanawiać się gdzie tak właściwie podział się Ronan... Jeśli te tępaki mu coś zrobiły, ostro tego pożałują.
- Byłem antyterrorystą. Uprzedzając głupie docinki... Ta praca nie opiera się na zwykłym siedzeniu za biurkiem, dlatego nie porównuj mnie do byle jakiego kundla, niepotrafiącego zapamiętać podstawowych zasad prawa. Wiem, nie spędziłem życia na wojnie, ale nie raz ze swoimi ludźmi zajmowałem się porwaniami, strzelaninami, a nawet neutralizacją ładunków wybuchowych - wyjąłem z podgrzewacza rozgrzaną puszkę, której wieko automatycznie odskoczyło od podstawki wyginającego się złota.
- Gdzie są teraz twoi ludzie? - spojrzał na mnie badawczo, obżerając się mało tuczącą słodkością.
- Nie żyją - zacisnąłem usta w wąską linię, aby następnie wypuścić ze świstem powietrze z płuc - Spóźniłem się... Gdybym był minutę szybciej, nie stałaby się im żadna krzywda - zamilkłem, widząc przed oczami zakrwawione ciała moich chłopaków. Do tej pory nie mogłem wybaczyć sobie, że ich życie trafiło w ręce Boga. Mogłem się nie oddalać... Czemu do cholery musiałem sprawdzić tamto miejsce?! Mogliśmy umrzeć razem... Razem... - Gdzie Ronan? - odezwałem się po kilku minutach milczenia. Przynajmniej jego nie mogłem stracić. Po prostu nie i chuj.
- Ronan? - uniósł brew, zastanawiając się o kogo może mi tym razem chodzić.
- Mój pies - wsunąłem do ust widelec pełen pomidorowego makaronu - Taki duży owczarek belgijski z szelkami taktycznymi - wyjaśniłem, połykając pierwszy fragment ciepłego obiadu.
- Jest u weterynarza, niedługo wróci - powiedział, nie stosując o dziwo w swoim głosie żadnej agresji. Kiwając na to z lekka głową, zająłem się dalszym gryzieniem klusek, które z łatwością przechodziły przez moje podrażnione gardło. Oczywiście nie byłem w stanie zjeść całego pudełka, więc duża część tego dobrodziejstwa przypadła w spadku mojemu nowemu dowódcy - Wytrzyj się i chodź. Z wami to jak z dziećmi - burknął, tupiąc w miejscu nogą. Niezbyt zadowolony z tego rozkazu, przetarłem chusteczką okolice swoich ust, zmywając z nich kolor krwistego pomidora.
- Idę, idę... Nie denerwuj się tak, bo ci żyłka pęknie - poprawiłem na ramionach przetarte ubranie, będące ze mną od początku mojej podróży. Niezbyt chciałem się z nim rozstawać, ale wizja nowego odzienia, brzmiała dużo lepiej, a przede wszystkim wygodniej niż wyniszczone mienie.
- Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele - zgromił mnie wzrokiem, aby następnie obrać kurs na magazyny, gdzie na wieszakach wisiały porozwieszane mundury, przeplatane co jakiś czas normalnymi ciuchami. Do każdego kompletu były oczywiście dołączone czarne glany, z których numerem, przez moją dużą stopę mógł być delikatny problem. Pewnie stwierdzi, iż i tak na to nie zasługuję - pomyślałem, wpatrując się w blondyna, który z uwagą przeglądał się każdemu uniformowi - Jaki masz rozmiar? - spojrzał na metkę klasycznego wzoru maskującego, głęboko się przy tym zastanawiając.
- L - skrzywiłem się, dostrzegając w kącie sali coś o wiele lepszego - Mogę coś lepszego niż zwykłe ciapki? - podszedłem do stojącego nieopodal mnie kartonu, w którym dostrzegłem bluzkę khaki z czarnym bezrękawnikiem. Dodać do tego wskazane przez mężczyznę spodnie oraz buty i będzie cacy.
- Jak sobie chcesz - wzruszył ramionami, rzucając w moją stronę wygrzebanym mundurem - Przebierz się i idziemy na spotkanie... Chociaż wątpię, żeby ktoś cię zaakceptował Akito - drugą część zdania dodał nieco ciszej, lecz ja i tak zrozumiałem jego sens. Nie chcąc ukazać zranienia, uśmiechnąłem się sztucznie, udając, jak zawsze, że wszystko jest okej. Zachowując milczenie, udałem się do prowizorycznej przebieralni, gdzie ubrałem się we wspomniane wyżej rzeczy. Ignorując zbyt duży rozmiar bluzy, wypełzłem z pomieszczenia, co skończyło się odbiciem od ciała rosłego faceta.
- Coś nie tak? - spytałem, widząc, jak ten przygląda mi się łagodniejszym wzrokiem niż dotychczas. Zdziwiony tym zjawiskiem, skrzyżowałem nasze spojrzenia, oczekując dalszego rozwoju akcji.

<Jason? ^.^ Wdrażamy plan? xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz