czwartek, 6 grudnia 2018

Od Eri cd Parker

Ostatnimi czasy pan wiecznie-uprzejmy-Reker pozwalał mi opuszczać to, co on nazywał pokojem gościnnym, a ja zaś określałam mianem celi więziennej. Bo czym innym jest pomieszczenie znajdujące się dwadzieścia metrów nad ziemią, o oknach zamkniętych na klucz i drzwiach w pobliżu których niemal zawsze przebywał "przypadkowo przechodzący" żołnierz. Należeli do oddziału tego idioty, który mnie tu przyciągnął.
Zwykle gdy udawało mi się opuścić wieżę, starałam się oddalić najbardziej jak to możliwe od siedziby głównej tego całego obozu czy jakkolwiek oni to zbiegowisko nazywali. Z jakiegoś nie do końca znanego mi powodu za każdym razem prędzej czy później znajdowałam się na dachu jakiegoś budynku.
Tak właśnie było też teraz. Tyle, że teraz nie byłam sama. Zobaczyłam jakąś nieznajomą kobietę wskakującą na dach całkiem nieźle zachowanego sklepu. Była piętro pode mną, ale zdawała się zbyt zajęta czymś co zostało na ziemi. Co ona do cholery robi na moim dachu?!
Po cichu zsunęłam się na niższą część dachu, z ciekawością spoglądając za jego skraj. Zobaczyłam tam zombiepochodnie.
– Brakuje tylko pianek.
Odwróciła się w moją stronę lekko zaskoczona, unosząc pytająco brew.
- Niezłe ognisko, chociaż słyszałam o cichszych metodach samobójstwa - dodałam, widząc, jak chodzące koksowniki zbliżają się niebezpiecznie do sterty śmieci pod ścianą. - Jeśli będziemy tu tak stać niedługo do nich dołączymy.
Nieznajoma wciąż się nie odzywała, patrząc na mnie podejrzliwie, ja zaś zwyczajnie podciągnęłam się na dach, na którym wcześniej siedziałam. Brunetka miała z tym jednak większy problem, gdyż jej torba wciąż zsuwała jej się z ramienia. Wyciągnęłam do niej rękę, oferując pomoc. Zawahała się, jednak ostatecznie chwyciła mnie za dłoń i wspięła się na wyższa kondygnację.
- Jestem Echo - przedstawiłam się, podnosząc lekko kącik ust.
Kolejna chwila zawahania.
- Parker - rzuciła, rozglądając się.
- Nie jesteś stąd - zapytałam? a może oznajmiłam?
Parker potwierdziła kiwnięciem głową.
- A ty? - spytała odruchowo.
- Nie pamiętam - przyznałam. - Niektórzy tu twierdzą, że mnie znają. Ja ich nie pamiętam. Te miejsca wydają się prawie znajome, jakby były tuż poza pamięcią - wyznałam zanim jeszcze zdążyłam się zorientować co robię.
Parker po raz pierwszy lekko się do mnie uśmiechnęła. Na chwilę zapadła cisza, przerywana jedynie przez odgłosy zombie na dole oraz dźwięk upadającego na chodnik gruzu. To one właśnie one przypomniały nam, że powinnyśmy się stąd zwijać.
Przebiegłyśmy kilkaset metrów po dachach, aż w końcu wróciłyśmy na poziom ulicy. Z jakiegoś powodu nie rozstałyśmy się, idąc przed siebie i rozmawiając o rzeczach równie istotnych jak pogoda i walające się wszędzie śmieci.
Nie zwracałam zbyt dużej uwagi na to gdzie idę dopóki nie zorientowałam się, że jesteśmy kilkadziesiąt metrów od wieży Śmierci. Nadal bawiłyśmy się w trafianie podrzuconego kamyka innym kamykiem. Pozornie niewinne zajęcie, prawda? Tak. O ile nie masz szczęścia nie nie trafić w cel, a wyrzucony przeze mnie kamień poszybował w kierunku jakiegoś mężczyzny stojącego przed bramą. Przeczucie uderzyło mnie, gdy kamień uderzył go w tył głowy. Tuż potem potwierdził to głos Rekera.
- Co do cholery? - odwrócił się w naszym kierunku.
- Kuuurwa - powiedziałam bezgłośnie. - Ulotnijmy się zanim tu przyjdzie - poprosiłam z nutą desperacji w głosie.
Odwróciłam się.
- Eri stój! - krzyknął Reker, gdy zaczęłam biec.

Parker?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz