czwartek, 8 listopada 2018

Od Kiasa cd. Clancy'ego "Czyż nie mogło być lepiej?"

Dzień dobry, jak się spało? - przeczytałem z trudem pięć, koślawie napisanych słów. Moja głowa była niczym balon wypełniony zbyt dużą ilością helu. Wystarczyło jeszcze trochę go napompować, a doszłoby do ogromnej eksplozji, na którą byłem właśnie narażony. Patrząc ze skwaszoną miną na postać wysokiego mężczyzny, początkowo mruknąłem coś niezrozumiałego pod nosem, ale zdając sobie sprawę, iż mężczyzna nie miał prawa tego zrozumieć, posklejałem w myślach jakieś logiczne, krótkie zdanie, które poinformowałoby go jak przeminęła moja krótka noc.
- Dobrze, ale pęka mi łeb - westchnąłem z dużymi odstępami, przyciskając część potyliczną czaszki do zimnej, a wręcz lodowatej ściany, co dało mi efekt uwielbianego przeze mnie ukojenia - Jak Alice zobaczy mnie w takim stanie to mnie chyba zabije - jęknąłem żałośnie nie mając ochoty pokazywać się nawet własnemu psu. Widząc plastikową butelkę leżąca w zaciemnionym kącie pomieszczenia, momentalnie poczułem jak moje serce zabiło trzy razy szybciej niż zwykle. Miałem ochotę się do niej czołgać, lecz niemowa okazał się ode mnie szybszy. Zapewne posiadał mniejszego kaca niż ja, dlatego przemieszczanie się po wszelakich pomieszczeniach, na prostych, nie chwiejących się nogach nie robiło na nim żadnego wrażenia. Myśląc, iż chce przywłaszczyć sobie moje znalezisko, postanowiłem się poddać oraz zamknąć swoje oczy, aby jeszcze trochę odpocząć. Nawet nie wiecie jak bardzo się zdziwiłem, kiedy poczułem jak w moje ciało uderza coś bardzo twardego. Błękitny plastik wypełniony od środka przejrzystą cieczą, leżał ze spokojem na moich kolanach oczekując, aż pozbawię go bezsmakowej zawartości - Dzięki stary - rzekłem pośpiesznie, odkręcając granatową zakrętkę, która umożliwiła mi dostanie się do tego "boskiego" wodopoju. Nim się obejrzałem, jej gwint znalazł się w mojej jamie ustnej sondując pośpiesznie odpowiednią dawkę mojego lekarstwa.
- Wiedziałem, że się to źle dla ciebie skończy - czarny tusz rozmazujący się na bladej kartce papieru pomógł mi w rozszyfrowaniu kolejnego zwrotu kierowanego do mojej osoby - Dobrze, że nie pozwoliliśmy wypić ci innych flaszek, bo byłbyś teraz trupem - dopisał szybko, a na jego twarzy wykwitł dość duży, delikatny uśmieszek. Nie wykluczam, że nie zawierał on w sobie lekkiej dozy zadziorność, lecz w obecnym stanie nie miałem ochoty zwracać na to jakiejś, szczególnej uwagi.
- Tak, tak - burknąłem, odstawiając opróżniony pojemnik na ziemię - Gdzie do cholery jest Leon? Jeśli śpi teraz w swoim łóżku to mocno tego pożałuje... Mieliśmy wypić resztki, które zostały - fuknąłem, przypominając sobie o ostrym łupaniu w głowie, które natychmiastowo powaliło mnie na kolana oraz wywołało u mnie większy spokój. Miałem już coś dopowiadać, ale jak zwykle musiało uprzedzić mnie w tym coś innego. Ostre łomotanie do drzwi i wrzaski posyłane przez ruski język najwidoczniej nie wskazywały dobrego początku dnia. Przełamując się w bólu, co w mojej pracy było niemal codziennością. Wstałem na proste nogi, a następnie kilkoma znakami wyznaczyłem Clancy'emu gdzie ma się schować - Nie oddychaj - wyszeptałem mu na ucho, wtapiając się w tło zaciemnionego pomieszczenia. Pamiętajcie dzieci, dobry szpieg zawsze ma ze sobą broń i płaszcz - pomyślałem próbując skupić się na wrogim celu.

<Clancy? ^^ Taka dupa nie co, ale przynajmniej odpisałam! Może dla odmiany to dobre ruski, które chcą dołączyć się do chlania? xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz