czwartek, 8 listopada 2018

Od Clancy'ego cd. Kiasa "Czyż nie mogło być lepiej?"

Dzierżąc w prawej dłoni butelkę w dwudziestu pięciu procentach wypełnioną trunkiem jako broń oraz notes w drugiej przylgnąłem do ściany tak, jak nakazał mój nie do końca trzeźwy towarzysz. Pomimo ilości alkoholu, jaką w siebie wlał poprzedniego wieczoru, dość szybko stanął na nogi, żeby uciec. Ten nagły ruch odbił się na nim dość szybko, bo zanim cokolwiek zrobiłem, zsuwał się już w dół ściany. Nie nadawał się do rozmowy, a co dopiero walki.
Panowie na zewnątrz musieli usłyszeć jakiś szmer, bo ich głosy zamilkły. Chwilę ciszy przed burzą spędziłem na  gapieniu się wprost w jarzeniówkę z przyczepionego do sufitu światła nad moją głową. Łomot drzwi otwieranych kopniakiem zmusił mnie do szybkiego wyciągnięcia z umysłu jednego z planów wydostania się z podobnej sytuacji żywym. Moje plany nie uwzględniały jednak ulanego towarzysza ani ludzi, z którymi nie można się dogadać. Postanowiłem improwizować, kiedy do pomieszczenia weszło więcej osób. Uniosłem ręce do góry i wystąpiłem zza rogu, wprost na zgraję dorosłych facetów, uzbrojonych w broń bojową. Kias próbował przytrzymać mnie za nogę w ostatnim porywie energii, choć było już za późno.
Trzy lufy zwróciły się w moją stronę w jednym momencie, a ich właściciele ostrzegli kogoś na zewnątrz o mojej obecności. Do środka wkroczył facet wyższy od reszty, bez broni, o ostrych rysach twarzy, zaciśniętych ustach i przenikliwym spojrzeniu. Emanowało od niego władczością i tą dobrze znaną mi energią człowieka u władzy. Często taką samą atmosferę szacunku wytwarzał mój ojciec, niezależnie od tego, co robił. Zapadło milczenie, kiedy wymieniałem się spojrzeniami z bossem paczki. Jego uwagę rozpraszały rzeczy w moich dłoniach, a konkretnie alkohol.
Cóż mogłem zrobić w sytuacji, w której banda wściekłych Rosjan mierzy do mnie z broni większej od ich własnych rąk, a ich groźny przywódca gapi się na mój alkohol? Pociągnąłem łyka z butelki pod baczną obserwacją wszystkich w pomieszczeniu, po czym wyciągnąłem ją w stronę faceta stojącego naprzeciw mnie. Chętnie przejął prezent i opróżnił jego zawartość, śmiejąc się przy tym, jak dziecko, które dostało pod choinkę wymarzoną zabawkę. Facet poklepał mnie po ramieniu, wydał kilka komend swoim towarzyszom i ruszył prosto do Kiasa. Przykucnął przy nim, odsłaniając moim oczom nóż myśliwski zaczepiony za nogawką. Nieznajomy zaciągnął się powietrzem wydychanym przez siedzącego i ponownie zaśmiał się pod nosem. Do naszego miejsca spożywania napojów procentowych wdarł się inny, uzbrojony Rosjan z kolejnymi dwiema flaszkami.
Kolejne komendy musiały znaczyć coś w stylu "zostaw" i "pilnuj go, na wypadek, gdyby się obudził", bo posłuszny jak pies mężczyzna zostawił trunek na stole i ruszył do pomieszczenia, gdzie odpoczywał Kias. Mi zaś gestem dłoni zostało wskazane krzesło. Siadając, obok mnie pojawił się kolejny Rosjan, ten jednak zostawił nam kubki i wrócił na zewnątrz, zatrzaskując za sobą drzwi.
W myślach prosiłem Kiasa o ocknięcie się i uratowanie mnie z tej pijackiej zabawy, co brzmiało równie realnie, jak miś koala ujeżdżający tęczowego jednorożca.


Kias? Wedle życzenia - pijemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz