piątek, 16 listopada 2018

Od Any cd. Ruslana

Chłopak okazał się niczego sobie. Może nie był zbyt gadatliwy, ale z pewnością niegłupi i jeśli już coś mówił, to nie bredził od rzeczy, jak chociażby członkowie oddziału, z którym rozstałam się w dość burzliwych stosunkach, tylko mówił z sensem. Co mi odpowiadało. Użeranie się z idiotami bywa zabawne, ale na dłuższą metę jest męczące.
Zaprowadził nas do jakiegoś buszu. A przynajmniej miejsca wyglądającego jak zbieranina krzaków, drzew i bluszczu. Dopiero po chwili dostrzegłam zarys budynku i przezierające gdzieniegdzie zza częściowo opadłych już liści ściany. Miejsce doskonale nadające się na kryjówkę. Albo potencjalną płapkę.
- Jesteśmy na miejscu - oświadczył Ruslan, zatrzymując się. Utkwił wzrok w budynku i przez chwilę jakby się zawiesił. Może wiązały się dla niego z tym miejscem jakieś wspomnienia...?
Mniejsza, nieważne. Rozważania na ten temat są bezsensowne. Gdybym zapytała, a on by odpowiedział, musiałabym odpowiedzieć na jego pytanie zadane mi, które również dotyczyłoby przeszłości. A pomijając fakt, że prawdę zna tylko mój pies, węszący nieopodal w poszukiwaniu potencjalnych niebezpieczeństw, znam Ruslana zbyt krótko, żeby zdradzać, kim byłam przed wojną. W tych czasach lepiej nie ufać każdemu.
No właśnie. Więc dlaczego w ogóle wdałam się z nim w pogawędkę? Dlaczego zaproponowałam, żebyśmy się razem napili? W moim obecnym stanie emocjonalnym skończę pewnie kompletnie napruta. A kto wie, co wtedy zrobię...?
Ale znaleźliśmy się już w obecnym położeniu. Nie ma teraz odwrotu. Natychmiast przypomniały mi się słowa brata: "Kiedy już podjęło się jakieś kroki, które ostatecznie doprowadziły nas do sytuacji, która niekoniecznie nam odpowiada, nie możemy się cofnąć. Trzeba zebrać się w sobie i po prostu SKOCZYĆ." Cóż, trzeba wziąć słowa świętej pamięci Liama do serca.
- To co, wchodzimy? - zapytałam, postępując kilka kroków do przodu. Miałam teraz chłopaka za plecami, jednak cały czas starałam się kontrolować go kątem oka. Poza tym Loki właśnie podbiegł do nas i mierzył Ruslana spojrzeniem dzikiego zwierzęcia, którym częściowo był, czekając na choćby najmniejszy ruch mogący być uznany za agresywny. Z wilczakiem u boku mogłam sobie pozwolić na nieco arogancji, jeśli chodzi o moje bezpieczeńswo. - Nie mam całego dnia, wolałabym przed zachodem wrócić do w miarę bezpiecznej strefy Duchów.


Ruslan? (Wybacz, że tak długo to trwało)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz