środa, 22 sierpnia 2018

Od Leona cd. Reker'a

Stałem spokojnie nieopodal z Krisem przy okazji go uspokajając i dodając otuchy no i przy okazji wybijając mu z łba zrobienie sobie czegoś gdyż spostrzegłem jego świeże rany na rękach pod mundurem.
- Samookaleczenie się to nie sposób młody na ulżenie sobie w cierpieniach - powiedziałem patrząc na niego uważnie.
- Ale tak jest chociaż na chwilę lepiej - szepnął cicho.
- Może i lepiej ale to do niczego nie prowadzi... Rany cię bolą i nie możesz nic robić, nie mówiąc o tym że jeszcze kawałek a przeciąłbyś ścięgna i nie mógłbyś ruszać w ogóle rękami - rzekłem pokazując mu na jego rękach jak blisko było do tego - Gdybyś je przeciął to mógłbyś już nigdy nie odzyskać sprawności w rękach nawet przy interwencji lekarzy - dodałem na co spuścił wzrok.
- Nie chciałem... - szepnął - Chciałem tylko by mnie zostawili... Nic im nie zrobiłem tylko przez przypadek wpadłem na jednego - dodał jeszcze i miałem wrażenie że zaraz się rozpłacze.
- Będzie dobrze zaufaj nam - objąłem go nieco ramieniem i poczochrałem go po czuprynie niczym starszy brat choć nim nie byłem - Będzie dobrze załatwimy to z moim bratem - dodałem jeszcze na co tym razem lekko się uśmiechnął - No! W końcu się uśmiechnąłeś - dodałem jeszcze zadowolony na co skinął lekko głową i razem ze mną zaczął patrzeć, jak Reker podąża do tamtych debili i okrąża ich niczym rekin swoją ofiarę w oceanie chcąc sprawdzić czy są łakomym kąskiem czy lepiej je wymiętolić i wypluć. Doigraliście się, oj doigraliście... pomyślałem a po chwili pierwszy z tej bandy poleciał na ścianę bardzo mocno uderzając plecami o ścianę, gdzie wypluł trochę krwi. Wiedziałem że jak brat się wkurzy albo ja to jesteśmy bezwzględni dla wrogów i to chyba było rodzinne. Widząc jak dobrze się bawi postanowiłem się nie wtrącać, gdyż jak było widać tak się rozładowywał, a ja nie zamierzałem mu przeszkadzać. Kiedy było po wszystkim, odprowadziliśmy młodego do jego pokoju, podczas gdy tamci leżeli na medycznym cali połamani.
************************************
Następnego dnia musiałem się zerwać wcześnie rano gdyż wzywał nas sam przywódca obozu czyli Olivier, co mnie bardzo zdziwiło gdyż ja byłem bezużyteczny, dlatego nie wiedziałem dlaczego mnie wzywają. Chcieli mnie ukarać za to że wczoraj z bratem pomogliśmy tamtemu chłopakowi? To chyba nic złego że chciało się pomóc... Fakt nieco są połamani ale to było w słusznej sprawie! Ubrałem się szybko, po czym żwawym krokiem skierowałem się do pokoju naszego przywódcy, a serce waliło mi w piersi jak oszalałe. Widząc iż coraz bardziej zbliżam się do brązowych drzwi, przełknąłem lekko ślinę, po czym chwilę odczekałem nim odważyłem się zapukać trzy razy. Chwilę odczekałem aż usłyszałem odzew.
- Wejść - usłyszałem znajomy głos przywódcy, więc wszedłem niepewnie do środka otwierając drzwi.
- Przywódca wzywał? - spytałem niepewnie stając na przeciwko jego dużego biurka pełnego przeróżnych papierów, które były w małym nieładzie artystycznym, więc najwyraźniej czegoś bardzo szukał i chciał znaleźć, chyba że wkurzył się na to wszystko i po prostu rzucił nimi o biurko w co szczerze wątpiłem.
- Tak... Poczekaj proszę jeszcze na Twojego brata, zaraz wyjaśnię czemu kazałem was tak zrywać wcześnie z rana - odparł spokojnie złączając swoje palce na wysokości swoich ust i tak lekko się oparł na łokciach o blat biurka, wpatrując się w jakieś papiery. Nie no czwarta rano co to takiego dla żołnierza? pomyślałem nieco poirytowany, gdyż jak nigdy spałem dobrze, a ja często ze snem miałem niestety straszne problemy i dlatego się nieco w duchu zezłościłem, ale cóż ja jestem tutaj tylko wypierdkiem mamuta, a to on jest przywódcą który chroni cały obóz i jego mieszkańców... Chwilę jeszcze poczekaliśmy, podczas gdy ja stałem w miejscu niczym jakiś posąg, gdy nagle drzwi się otworzyły bez pukania i do pomieszczenia wszedł mój brat. On nie dostanie opieprzu za to ze tak robi? zdziwiłem się bardzo patrząc na niego, lecz ten jeszcze mnie nie zauważył.
- Co się stało takiego ważnego Olivier że wzywasz mnie z samego rana, każąc się zrywać tak wcześnie z rana? - spytał wzdychając nieco.
I jeszcze mówi mu po imieniu i on nic nie reaguje?! Normalnie to każdy przywódca by krzykiem zareagował!  pomyślałem szybko, na co przywódca odkaszlnął nieco składając swoją jedną dłoń w pięść.
- Może odsłonisz swojego brata Reker to wam powiem - odpowiedział znowu spokojnie, co było dla mnie nie małym szokiem i zaskoczeniem jednocześnie.
- Leon? - zdziwił się i nagle się do mnie odwrócił nieco i dopiero wtedy mnie zauważył - Wybacz nie zauważyłem Cię braciszku - dodał, na co skinąłem lekko głową.
- Nic się nie stało... - odparłem cicho, po czym brat stanął obok mnie.
- To co się stało Olivier? Powiedz w końcu -dodał nieco zniecierpliwiony.
- Musze was wysłać na pilną misję... dostaniecie zespół oczywiście... Inne drużyny są zajęte innymi misjami, a z kolei inne odpoczywają po nich a są zbyt zmęczeni by wyruszać na kolejne wyczerpujące misje, dlatego was wezwałem - wyjaśnił krótko.
- Misję? - zdziwił się Reker.
- Tak, dobrze słyszałeś Reker... Jesteś przywódcą drużyny w obozie Śmierci i tu też kiedyś byłeś więc mam nadzieję że mi pomożesz - westchnął lekko - Nie mam nikogo innego, a reszta jest tak niedoświadczona że byle krzak w oddali zobaczą a już do niego strzelają myśląc iż to wróg... - dodał załamując się nieco i bardziej oparł się w oparciu fotela. No nieźle... Strzelają do krzaków pomyślałem nieco załamany sam ale i też nieco rozbawiony takim zachowaniem młodzików. Owszem ja sam nie byłem orłem na samym początku swojej służby w wojsku, lecz jakoś lepiej sobie radziłem niż oni...
- Rozumiem... jaka to misja? - spytał zaciekawiony, podczas gdy ja siedziałem ciągle cicha wiedząc że teraz moje słowo w ogóle się nie przyda i tylko zakłóci całą ich rozmowę, której się przysłuchiwałem z wielka uwagą.

< Reker? ;3 jaką nam misję przydzielą? xd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz