piątek, 4 maja 2018

Od Erica cd. Brajana

- Synku nie smuć się - rzekłem widząc, że jest dzisiaj w nie najlepszym humorze. Może to przez to, iż zniszczyłem mu trochę jego kryjówkę? Przecież to nie moja wina, że zaspa śnieżna nie wytrzymała mojego ciężaru. Chcąc go jakoś pocieszyć przytuliłem do siebie jego drobne ciałko oraz pogłaskałem go delikatnie po głowie - Już dobrze maluchu - dopowiedziałem czując jak jego małe łapki zaciskają się na płaszczu na moich plecach. Bardzo go kochałem i żałowałem, iż przez tyle lat żyłem w nieświadomości posiadania takiego skarbu. Od wielu lat ciężko było mi znaleźć swoją druga połówkę, gdyż zwykle baby patrzyły tylko aby mnie wykorzystać... Pieniądze, narkotyki, papierosy... Eh... Przed wojną ten świat wyglądał podobnie, lecz da się zauważyć ogromne zmiany między ludźmi, zwierzętami czy też innymi aspektami przyrody.
- Nie oddawaj mnie - powiedział nagle młodszy co wyrwało mnie z chwilowych zamyśleń oraz bardzo zdziwiło, ponieważ nigdy nie wspomniałem mu o czymś takim. Jestem z typów ludzi co jeśli coś zrobią to nie odpuszczają tak łatwo jak co niektórzy. Zrobiłeś dziecko? Weź za nie odpowiedzialność i je należycie wychowaj, a nie uciekasz z podkulonym ogonem zostawiając je gdzieś na pewną śmierć.
- Nie oddam cię nigdy skarbie... Jesteś moim synkiem i mam na to liczne dowody - stwierdziłem bez wahania przyciskając go nieco mocniej do swojej piersi aby się tak nie bał. Czułem jak drży, ale po raz pierwszy od bardzo dawna nie byłem w stanie określić czy to przez strach czy też zimno, które nie miało miłosierdzia dla wszystkich istot żywych.
- Wszyscy mówią, że kłamię - zapłakał cicho - Mówią, że nie jestem twój... Jestem głupi... dostałem minusa na lekcji... Wszyscy się ze mnie śmieją i mnie obgadują... Nikt mnie nie lubi...- szlochał mi na ramieniu nie mając zamiaru puścić mojego płaszcza. Nie byłem w stanie się na niego gniewać, gdyż sam przeżyłem w szkole praktycznie to samo. Ciągłe śmiechy, zabieranie mi książek, zeszytów... Obgadywanie lub brak akceptacji zawsze był na porządku dziennym. Dopiero jak zaadoptowali mnie moi prawdziwi rodzice wszystko zaczęło z czasem ustawać. Tata zawsze mnie bronił i wspierał w trudnych decyzjach, które z czasem musiałem podjąć, ale nie zawsze mi to pomagało. Nie upadłem jedynie dlatego, że moim rodzicom na prawdę na mnie zależało. Nigdy nie pozwolili mi się zabić, głodzić, rezygnować z marzeń. Praktycznie ani razu mnie nie uderzyli ani nie zwyzywali do łez. Starałem się być człowiekiem rozumiejącym swe błędy więc zwykle gdy w domu działo się coś niedobrego, wiążąc ze sobą odpowiednie fakty brałem to wszystko na siebie. Kiedy mam własne dzieci teraz wiem, że muszę okazać im tyle miłości i dobroci co moi rodzice kiedyś mi. Gniew w takich sytuacjach nigdy nie pomoże... Jedyne co zadziała to tylko wyrozumiałość, wytrwałość i pomoc niesiona z dobrymi intencjami.
- Ciiii spokojnie.... Nie gniewam się na ciebie mały... Sam w twoim wieku łapałem dużo minusów na lekcjach. To nie twoja wina, że czegoś nie wiesz - wyszeptałem mu do ucha, głaszcząc go w tym samym czasie uspokajająco po plecach.
- Ty czegoś nie wiedziałeś? - zdziwił się przecierając sobie lekko oczy rękawem. Wiedząc, że da to mało, wyciągnąłem z kieszeni spodni chusteczkę, którą delikatnie pozbyłem się resztek jego łez.
- Tak, dopiero z czasem nabiera się do czegoś wprawy i się coś zapamiętuje. Doszedłeś później do klasy więc to nie twoja wina, że nie wiedziałeś jakiejś tam rzeczy- stwierdziłem czochrając go po głowie - Chodźmy... Zjemy jakiś obiadek - dopowiedziałem rozglądając się po małym pomieszczeniu w nadziei, iż znajdę stąd jakąś drogę wyjścia.
*******
Minął miesiąc... Brajan był w strasznym stanie psychicznym dlatego byłem zmuszony zapisać go do jakiegoś psychologa, żeby aż tak bardzo nie cierpiał. Na szczęście w mojej rodzinie jednego mamy więc nie musiałem się jakoś umawiać na godziny, ponieważ Reker ma praktycznie zawsze dla niego czas. Od pierwszej wizyty zaobserwowałem u niego dużą poprawę. Więcej się uśmiecha, śmieje... Jest go wszędzie pełno i w końcu jest radosny. Z tego co mi wiadomo to znalazł sobie nawet jakiś kolegów. Siedziałem z nim właśnie w moim gabinecie gdzie robiliśmy razem projekt na lekcje. Chodziło głównie o to aby na plakacie przedstawić wszystkie odznaczenia obozowe różnych obozów. Miałem ich dość dużo... Cóż... Kiedyś wycinaliśmy ich pełno z mundurów wroga, a przeważnie robili to snajperzy, żeby potwierdzić zabicie swojego celu.
- A to jest od Duchów... Złoty orzeł oznacza dowódcę drużyny - rzekłem podając mu naszywkę delikatnie do ręki aby nic się nie pogniotło.
- Ładna - rzekł zadowolony oglądając ją uważnie - Przykleić ją? - zapytał wskazując na ogromną kartkę gdzie wszystko rozplanowaliśmy.
- Tak - uśmiechnąłem się dając mu na to zgodę - Tak w ogóle to już wiesz kim chciałbyś być kiedy dorośniesz? Nie chce ci nic narzucać... Chcę, żeby był to twój wybór mały - odezwałem się po chwili przecierając lekko oko.

<Brajan? :3> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz