sobota, 24 marca 2018

Od Reker'a cd. Kiary

Z narkozy wybudziły mnie dość głośne krzyki pewnej osoby. Nie mogąc już wytrzymać w błogim śnie, z trudem otworzyłem prawe oko, które od razu zostało poranione dzięki światłu lamp. Dość niezadowolony z takiego obrotu spraw, mruknąłem cicho pod nosem z nadzieją, iż ktoś uszanuje moją potrzebę spokoju i przestanie wydawać z siebie te niemiłe dla ucha dźwięki, lecz niestety tak stać się nie mogło. Odczuwając coraz większy dyskomfort, w końcu natchnęły mnie potrzebne siły, które wprost zmusiły mnie aby podnieść się do siadu oraz w końcu oswoić się z panującym tutaj oświetleniem. Samym sukcesem było już to, że nie odczuwałem żadnego bólu w klatce piersiowej, w której ostatnio działo się małe piekło. Leniwym wzrokiem rozejrzałem się po oddziale medycznym gdzie jak zawsze panowała czysta biel, dopiero po chwili zorientowałem się, że siedzi obok mnie moja żona, która uporczywie coś do mnie mówiła, ale ja nie potrafiłem rozszyfrować jej słów, które w ogóle do mnie nie docierały.
- Kochanie słuchasz mnie czy nie? - mruknęła niezadowolona wpatrując się w moje oczy zapewne pełne zakłopotania i niezrozumienia.
- Nic nie słyszałem... Przepraszam... - odpowiedziałem jej z ogromnym westchnieniem, opadając z powrotem plecami na szpitalne łóżko, na co te głucho zaskrzypiało pod moim ciężarem - Działo się coś ciekawego kiedy byłem nieprzytomny? - spytałem jeszcze przecierając prawą dłonią swoje zaspane oczy, żeby odzyskać nieco więcej świadomości.
- Oprócz tego, iż się o ciebie cholernie martwiła to - ściszyła nieco głos nachylając się tuż nad moim uchem - Edward znalazł swojego brata - dopowiedziała patrząc instynktownie na lekarzunia trzęsącego się z emocji, które w nim właśnie teraz siedziały. Oczywiście był przy nim Eric, który uważał na blondasa aby przez przypadek nie zrobił sobie krzywdy w takim stanie, gdyż to mogło skończyć się bardzo, bardzo źle.
- Nie chciałem cię martwić, ale tak jakoś wyszło - rzekłem ze skruchą w głosie patrząc na Kiarcię wzrokiem pokrzywdzonego szczeniaka, którego ktoś wyrzucił na ulicę - Następnym razem zgłoszę się na te badania - dorzuciłem jeszcze wpychając głowę tuż pod jej rękę dzięki czemu ta zaczęła mnie lekko głaskać.
- Nie gniewam się na ciebie kochanie, ale po twoich ostatnich obietnicach coś nie trzymasz się przy zdrowiu - stwierdziła ze słyszalnym zmartwieniem w głosie. Owszem, trafiło mnie ono dość mocno w serce, ale co ja miałem poradzić na to, iż choroba to moje drugie imię? Oczywiście na pewno jest tutaj lepiej niż w Duchach, w których zaliczałem truciznę bądź zapalenie oskrzeli przynajmniej raz w miesiącu. Przynajmniej tam już jest lepiej - pomyślałem wspominając Oliviera, czyli pierwszego założyciela Duchów, który przejął władzę po Wiliamie już jakiś rok temu.
- Tym razem postaram się bardziej - uśmiechnąłem się ciepło szturchając ją nieco w prawy bok przez co i ona odwzajemniła mój gest oraz zaczęła mnie ostrożnie łaskotać, a na śmiech długo nie trzeba było czekać.
- No ja myślę Reki - połaskotała mnie w okolicy szyi gdzie miałem najwięcej łaskotek - Inaczej nie będziesz nawet z pokoju wychodził by nie załapać żadnych wirusów czy innych choróbsk - stwierdziła cwaniacko krzyżując swoje drobne, aczkolwiek niebezpieczne ręce na piersi.
- Nie zrobisz mi tego - powiedziałem z lekkim przestrachem w głosie na co ta przewróciła jedynie oczami, chytrze się uśmiechając.
- Pomyślimy nad tym... Jak na razie musisz leżeć i odpoczywać po operacji - przykryła mnie bardziej kołdrą, która na szczęście dawała mi dużo ciepła. Chociaż nadeszła już wiosna, to roztopy zapewne potrwają jakiś tydzień podczas którego będę musiał znowu przestawić się na inny tryb życia. Nie wiedząc co teraz mam ze sobą zrobić, spojrzałem na nowo w stronę Edwarda. Mężczyzna w końcu się uspokoił, lecz po jego oczach i minie dało się wywróżyć, iż jest bardzo zagubiony w obecnej sytuacji. W pewnym momencie podszedł do niego jakiś facet o nieznanych mi rysach twarzy, ukucnął obok doktorka, po czym łapiąc go za rękę spojrzał mu prosto w oczy.
- Edward zaufaj mi... Jestem twoim bratem i cię szukałem. Też nie znam naszych rodziców, ale obiecuję ci, że cię nie zostawię - rzekł łagodnym głosem nie odrywając od niego wzroku.
- Sprzedali nas jak psy do niewoli - wydusił z trudem każde słowo - Chcieli tylko na nas zarobić i się nas pozbyć - wydukał jeszcze powstrzymując się od płaczu co wywnioskowałem po łzach cisnących się do jego oczu.

<Kiara? :3 On się czuje dobrze, ale Edward się boi xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz