wtorek, 20 marca 2018

Od Rafaela do Kiary

Obudziłem się podczas kolejnej śnieżycy, która nastała tej zimy. Okropne zimno smagające moje plecy zmusiło mnie do wstania oraz przeniesienia się w kąt małej sali, opuszczonego magazynu. Nie miałem ze sobą żadnego koca, a po ognisku, które zamokło od śniegu nie było już praktycznie śladu. Z tego co widziałem po pogodzie nadchodziła powolnymi krokami wiosna, ale ile w tym prawdy było to już sam nie wiedziałem. Chciałem przetrwać tylko do trzydziestego lipca by skończyć dwadzieścia sześć lat... Pragnąłem też znaleźć swoją siostrę, po której mam tylko jedno zdjęcie, ale lepiej mieć coś niż nic prawda? Czując coraz większy mróz napierający na moje ciało, przyciągnąłem bardziej kolana pod swoją klatkę piersiową z nadzieją, iż to pomoże mi nieco utrzymać odpowiednią temperaturę ciała. Że też dzisiaj musi tak piździć - przeszło mi przez myśl obserwując wielkie płatki śniegu padające tuż za wybitym oknem. W głębi duszy wciąż się gnoiłem za to, iż nie udało mi się przejść nieco dalej, ponieważ może w tedy odnalazłbym nieco lepszą, cieplejszą kryjówkę na dzisiejszy wieczór, który kolorowo się nie zapowiadał. Byłem na nowo zmęczony tym wszystkim, a w moim żołądku od bardzo dawna gościł głód... Gdyby teraz podsunięto mi pod nos choćby jakąś papkę ze zmiksowanych warzyw, zapewne wciągnąłbym ją od razu nie zważając na okropny smak uderzający w język. Ile ja bym dał, żeby teraz wskoczyć pod ciepłą pościel w swoim malutkim pokoju, w którym przesiadywałem gdy nie było szkoleń. Ciasne, ale własne jak to się mówi co nie? Pamiętam, że jak byłem bardzo chory to zawsze miałem bardzo dużo spokoju i przynoszono mi ciepłe oraz dobre jedzonko, które aż samo się prosiło aby wylądować w moich ustach. Joseph też miał w tedy dla mnie więcej czasu niż zwykle co bardzo mnie cieszyło, gdyż przynajmniej nie musiałem przebywać sam podczas wysokich, zabijających mnie gorączek.
- Muszę wytrzymać - mruknąłem sam do siebie pod nosem ukrywając swoje dłonie pod w miarę ciepłymi pachami. Tak, miałem nałożone na nie specjalne rękawiczki ułatwiające mi korzystanie z nich podczas lata i zimy, ale i tak to było za mało jak na takie potężne mrozy. Chciało mi się spać, lecz nie wiedziałem czy to będzie w takiej sytuacji najlepsze wyjście. W końcu żyjemy w świecie pełnym zombie czy też ludzki gotowych cię zabić i okraść tylko dla tego, iż ma się przy sobie kromkę czerstwego chleba, chociaż nie zdziwię się jeśli gdzieś w USA zaczynają pojawiać się jacyś myślący kanibale. Sam nie jestem w stanie wyobrazić sobie jak można zjeść drugą osobę, ponieważ sam mimo ogromnego głodu nie dałbym rady zjeść swojego przyjaciela albo kogoś z rodziny... No... Jeśli bym w ogóle kogoś takiego posiadał... Raczej nigdy nie wybaczę tego, że ojciec oddał mnie jak psa do tego śmiesznego projektu, który miał wyszkolić dzieci na świetnych żołnierzy. Ciekawe ile w ogóle dali mu za mnie kasy, bo z tego co widziałem to do walizek wkładali różne sumy pieniędzy. Nienawidzę cię staruchu i nie wiem co ci zrobię jak cię dorwę - rzekłem sobie w myślach na wspomnienie zielonookiego mężczyzny, którego widziałem tylko na kilku zdjęciach w moich aktach, które z ogromnym trudem zwinąłem lekarzowi na badaniach gdy miałem niecałe szesnaście lat. Potem i tak dostałem wpierdol od opiekuna za grzebanie w cudzych rzeczach, ale szczerze mówiąc to opłacało się to zrobić. Cóż, inaczej nie wiedziałbym jakim chujem jest mój ojciec albo, że mam dwie młodsze siostry i jakiś dziadków. W pewnym momencie moje przemyślenia zostały przerwane przez ciche chrupnięcie gałęzi rozsypanych przeze mnie po całym magazynie jeszcze za dnia aby zapewnić sobie większe bezpieczeństwo. Czując, że ktoś może mi tutaj zagrażać, wyostrzyłem wszystkie swoje zmysły, po czym skradając się cicho niczym kot zacząłem szukać swojego przeciwnika. Ciemna masa kroczyła przez środek budynku starając się unikać rozstawionych przeze mnie alarmów jakby spodziewała się, że ktoś tutaj siedzi. Chcąc pozbyć się nieznajomego, niczym wąż popełzłem tuż za jego plecy tylko po to aby ucisnąć punkty witalne aby jak się okazało, kobieta upadła tuż w moje ręce - Robota wykonana - szepnąłem uśmiechając się sam do siebie i szczerze powiedziawszy to już od dawna nie byłem taki delikatny w stosunku do innych. Zazwyczaj przywalałem takim przyjemniaczkom prosto w twarz z kolby karabinu, ale tutaj postanowiłem zrobić to ciut w innym stylu. Myśląc nad tym gdzie położyć jej cielsko, powoli zacząłem orientować się, iż skądś znam tą twarz. Zdezorientowany, położyłem młodszą od siebie dziewuchę na ziemię, po czym sięgnąłem do kieszeni w spodniach munduru, żeby wyjąć z niej zdjęcie swojej najstarszej, ale najmłodszej siostry, która była niemal sobowtórem nieznajomej leżącej u mych stóp - Cholera - jęknąłem z lekkim przestraszeniem zaciągając ją do pomieszczenia, w którym przesiedziałem już kilkanaście długich godzin. Mając na uwadze, że może być jej zimno, zacząłem zbierać połamane patyki z reszty sali z nadzieją, iż powstanie z tego jakieś prowizoryczne ognisko. Bardzo namęczyłem się próbując rozpalić to dziadostwo, lecz kiedy w końcu mi się udało miałem się czym pochwalić. Korzystając z tego, iż Kiara, a przynajmniej sądzę, że to była ona, miała specjalny uchwyt z tyłu munduru, przyciągnąłem ją nieco bliżej paleniska by mogła się rozgrzać. Oczywiście bez ciągnięcia za kłączyska też się nie obyło, ponieważ młoda ma taką długą czuprynę, że nie dało się praktycznie o nie, nie zahaczyć. Co ja mam z nią teraz zrobić? - pomyślałem nerwowo ściskając w rękach kawałek swojego munduru. Nie mogłem jej tutaj od tak zostawić, ponieważ mogła się stać jej krzywda, ale też coś w moim sercu mówiło mi, żebym odszedł i zostawił ją w spokoju. Kiedy miałem podejmować właściwą decyzję, poczułem ostry ból rozchodzący się od karku w stronę mózgu co wywróżyło mi jedynie utratę przytomności.
***********
Ocknąłem się na zimnej podłodze w nieznanym sobie pomieszczeniu. W powietrzu dało się wyczuć zapach strasznej stęchlizny, która wręcz wykrzywiała nos w drugą stronę. Wiedząc, iż muszę się stąd jakoś wydostać, podniosłem się z ogromnym trudem z podłoża niemal wywracając się na nie na nowo. Zdziwił mnie nieco fakt, że byłem przykryty jakimś starym kocem... Nie przejmując się tym zbytnio, zacząłem węszyć za swoją siostrą obawiając się, iż ktoś ją skrzywdził, lecz w tedy do mojej celi zawitał jakiś czarnowłosy mężczyzna. Z jego piwnych oczu pałało nienawiścią, którą od razu odegrałem również w swoich oczach.
- Zdechniesz za to co zrobiłeś mojej żonie - warknął groźnie niczym lew zaczynając polowanie na zwierzynę.
- Nic złego jej nie zrobiłem - stwierdziłem zaczynając domyślać się, iż jest to mój szwagier, który był zapisany w aktach Kiary kiedy je odnalazłem.
- Tłumacz się, tłumacz ja i tak ci nie wierzę psie - fuknął uderzając mnie w szczękę, która i tak już nieźle oberwała od twardej oraz nie wygodnej powierzchni - Czekają cię tortury - dopowiedział jeszcze z syknięciem opuszczając salę, w której pozostałem na nowo sam. W co ja się znowu wkopałem? - zapytałem się w myślach podchodząc do kąta gdzie siedziało mi się zawsze, o dziwo najlepiej. Czyli tak to się ma skończyć? Umrę? W takiej sytuacji? Przynajmniej wiem, iż młoda jest bezpieczna i dobrze jej się układa... Ja i tak nie mam szans na założenie rodziny więc przynajmniej ona ma się z czego cieszyć. Nie mając pomysłu co ze sobą zrobić, wbiłem wzrok w ziemię oraz zacząłem czekać na dalsze potoczenie się spraw.

<Kiara? :3 Braciszek nie chciał aż tak mocno xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz