wtorek, 6 lutego 2018

Od Reker'a cd. Leona

Długo nikt nie zauważył, że otworzyłem oczy, ale kiedy to już się stało, ojciec podbiegł do mnie tak szybko jakby zobaczył moje zmartwychwstałe truchło, które chce mu zjeść więcej dzieciaków. Długo nie rozumiałem co do mnie mówi, gdyż mój słuch był na tyle otępiały, iż dochodziły do mnie tylko jakieś szeleszczenia... Jakby wyciągnięto mnie dopiero z jakiegoś wraku palącego się samolotu... Zabawne...
- Reker mów do mnie - odszyfrowałem w końcu kilka słów rzuconych przez jego usta.
- Mówię - wycharczałem z trudem zaciskając rękę na swoim prawym boku, który z niewiadomych przyczyn bardzo mnie bolał.
- Chwała Bogu - westchnął z lekką ulgą zaciskając mocno swoją dłoń na mojej - Spaliście cały miesiąc - dodał jeszcze niemal drżąc z tych wszystkich emocji.
- Co się stało? - za bardzo nie potrafiłem się odnaleźć w tej całej dziwnej sytuacji - Dlaczego przy nim siedziałeś? Kim on dla ciebie jest? Chcę wyjaśnień - dorzuciłem jeszcze z trudem wypuszczając powietrze z płuc. Czułem jakby moja głowa miała zaraz wybuchnąć i rozwalić się na milion kawałeczków, ale wiedziałem, że muszę dać radę wysłuchać całej jego wypowiedzi.
- Upadłeś i rozbiłeś głowę... Doznałeś wstrząsu mózgu synuś... - wyjaśnił mi pierwszą część głaszcząc mnie delikatnie po włosach - On jest twoim bratem bliźniakiem mały... Zostaliście rozdzieleni od razu po porodzie - doszedł do drugiej kwestii przez co myślałem, że zaraz dostanę jakiegoś nagłego ataku kaszlu.
- Że jak? - nie potrafiłem w to zbytnio uwierzyć - Mam brat bliźniaka i przez dwadzieścia pieprzonych lat o tym nie wiedziałem?! - prawie wykrzyczałem mu prosto w twarz nie akceptując tego wszystkiego co się właśnie dzieje. Potrafiłem zaakceptować to, że żyłem przez tyle lat z myślą, że Michael to mój ojciec, potrafiłem zaakceptować jego jako mojego ojca, potrafiłem zaakceptować swojego nowego brata oraz Tamarę, która pojawiła się w moim życiu kilka lat po rozpoczęciu apokalipsy, ale czy dam radę i to zaakceptować? Tyle lat... Tyle lat niewiedzy...
- Spokojnie Reker, spokojnie - mówił łagodnym tonem przyciskając mnie do łóżka jak jakiegoś typa co uciekł świeżo z psychiatryka - To twój brat... Miał bardzo ciężko w życiu... Nie odrzucaj go z głupiego powodu... To nasza rodzina - starał się przemówić mi dobitnie do rozsądku.
- Ale jak go nie odrzucam ojciec... Ja po protu... To ciężkie... Skoro go nie znałem to gdzie był? Z tobą? - patrzyłem mu prosto w oczy by nie myślał nawet o tym, żeby mnie nie okłamać.
- W sierocińcu... O nim też nic nie wiedziałem... Miał bardzo ciężko w życiu Reki i musisz to zrozumieć i go uszanować... Wiem, że Michael cię skrzywdził, ale nie tylko ty będziesz wiecznie poszkodowany... Leon wylądował pewnie w tym miejscu dla tego, że był od ciebie słabszy po porodzie i nie nadawał się według niego do eksperymentów czy innego tam dziadostwa jakie robił na tobie... Spokojnie... Ochłoń... - rzekł przekazując mi raczej wszystko co miał do powiedzenia. Sam nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Ja i on mamy być braćmi? To z jednej strony takie nierealne, ale z drugiej bardzo możliwe. Kiedy między nami zapanowała nieprzyjemna cisza zacząłem nad tym wszystkim bardzo nerwowo myśleć. Nie chciałem go krzywdzić skoro jest moją rodziną... Zresztą... Wyniki badań genetycznych nigdy się praktycznie nie mylą. Wiedząc, że już nie ma co się kłócić, spojrzałem kątem oka w stronę śpiącego niebieskookiego, który nie był teraz w najlepszym stanie, nawet jeśli od ostatnich wydarzeń minął okrągły, tłusty miesiąc.
- No dobrze... Przepraszam... Poniosło mnie - przyznałem się do błędu podciągając nieco wyżej kołdrę, ponieważ zrobiło mi się dziwnie zimno - Ale wątpię by mnie polubił po tym jak go tutaj zabrałem - dopowiedziałem nieco ciszej z wyraźnym wstydem, który był zauważalny jedynie przez Matt'a
- Daj spokój, jesteście w końcu bliźniakami - uśmiechnął się lekko poświęcając większą uwagę mojemu bratu - Różnią was tylko oczy i kilka centymetrów wzrostu - stwierdził ze spokojem wracając na krzesło postawione obok łóżka chłopaka. Leon miał się czym pochwalić... Był niemal lustrzanym odbiciem naszego ojca, a ja... Ja... No właśnie... Michael... Tylko z nim można było mnie połączyć jeśli chodzi o wygląd... Eh... Tak już bywa... Lubię mieć pecha odkąd wyszedłem na ten świat.
- A kto właściwie urodził się pierwszy? - mruknąłem cicho pod nosem mrużąc nieco oczy, gdyż zaczęły pojawiać mi się przed nimi ponownie czarne plamki.
- Ty jesteś starszy o kilka minut - odpowiedział mi ze spokojem ściskając rękę mojego młodszego brata, który zaczął powoli otwierać swoje oczy. Nieco się przestraszył, że jakiś facet siedzi obok niego i ściska go delikatnie za rękę, ale tata jakoś to załagodził. Podano młodemu od razu wszystkie potrzebne leki oraz odpięto go z tych kajdanek pod warunkiem, że będzie grzecznie leżał i nie wariował jak głupek. Matthew na spokojnie wytłumaczył mu jak wygląda cała sytuacja, starał się by chłopak mu zaufał, bo przecież nie chciał źle... Nie jego wina, że Michael zrobił to co zrobił. Gdyby nasz prawdziwy ojciec o nas wiedział to z pewnością wziął by nas do domu nawet z tego pieprzonego sierocińca i wychowywał by nas w normalnych warunkach i w normalnym domu.
- Nie panikuj... Będzie dobrze - westchnąłem widząc zakłopotanie na jego twarzy oraz wstając przeszedłem jakoś na jego łóżko, na którym usiadłem. Tia... Niby przy wstrząsie mózgu nie mogłem wykonywać jeszcze takich skomplikowanych ruchów, ale kij tam! Edward ani się waż mnie tknąć! - Damy radę - dodałem jeszcze nieco kaszląc.

<Leon? ;3 Damy radę xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz