sobota, 10 lutego 2018

Od Kiasa cd. Sary

Szczerze mówiąc to zacząłem się już powoli gubić w tym wielkim, ale dziurawym, w niektórych miejscach jak ser szwajcarski domu. Kiedy zdawało mi się, że jestem już w połowie budynku nagle pojawiałem się w punkcie wyjścia... Podczas tej całej wędrówki kilka razy natknąłem się już na tych dziwnych domowników, którzy raczej nie byli przyjaźnie nastawieni do obcych. Dlaczego akurat Sara? - pomyślałem sobie nie do końca rozumiejąc ich zamiarów. Miałem już iść na wyższe piętro, lecz w tedy usłyszałem jakieś głody dobiegające z jednego z pokojów. Wiedząc, że muszę to zbadać, prześlizgnąłem się cieniami pod odpowiednie drzwi, do których przyłożyłem ucho zaczynając nasłuchiwać o czym prowadzą ten jakże interesujący dialog.
- Ciszej może tak by co? Gdybyście nie wiedzieli, to stresowanie chorego jest niebezpieczne - fuknął jakiś mężczyzna zapewne w stronę swoich kompanów.
- Nie mrucz nic jej nie będzie... - mruknął kolejny facet niezadowolony ze słów tego pierwszego.
- Biszop on ma rację, jesteśmy zbyt głośno - rzekł spokojnie kolejny gościu, którego chyba nawet na oczy dzisiaj nie widziałem - A co do okupu to jakoś damy radę i tak się nie stresuj - dopowiedział jeszcze zmieniając pozycję co wywnioskowałem po głośnym skrzypnięciu podłogi. Więc o to im chodziło... Pewnie ojciec zrobi wszystko co będą chcieli by ją odzyskać - przeszło mi przez myśl analizując wszystkie ich słowa. Musiałem obmyślić jakiś plan by się tam do nich dostać i zabrać stamtąd Sarę, ale to z pewnością zajmie mi jak zwykle w cholerę czasu... Poza tym musiałem jeszcze znaleźć sobie miejsce gdzie mógłbym wszystko obmyślić co z pewnością łatwe nie będzie.
- Zaraz... Czujecie to? - usłyszałem nagle głos tego pierwszego typa, który zaczął jakby wąchać powietrze - Mamy nieproszonego gościa - mruknął nagle a ja szybko zrozumiałem, iż chodzi mu o mnie. Wiedząc, że mam mało czasu, od razu pobiegłem w stronę wyjścia, lecz na moje nie szczęście na drodze stanął mi kolejny wróg, który wbił mi kły w szyję! Tak kurwa kły! To były pierdolone wampiry żywiące się życiodajną cieczą krążącą w naszych żyłach. Chciałem uciec albo odepchnąć od siebie jakoś tego psychola, lecz oprócz stania w jednej pozycji nic nie mogłem zrobić. Czułem jak te dwa sztylety zatapiają się coraz bardziej i bardziej w moim ciele pijąc ze mnie jak z jakiejś szklanki. Długo przytomności nie zachowałem, gdyż przed oczami zaczęły pojawiać mi się czarne plamki, a ból jaki promieniował w tamtym miejscu był nie do zniesienia.
- Pol! Zostaw go! - usłyszałem tylko czyiś głos po czym odpłynąłem do krainy zaświatów.
*********
Obudziłem się na twardej podłodze ledwie ruszając swoją obolałą szyją. Gdy tylko otworzyłem oczy wszystko dookoła zaczęło strasznie wirować jakbym był na jakiejś karuzeli. Nie mogąc nad tym zapanować, ponownie zamknąłem ślepia opadając bardziej na podłogę. Strasznie dyszałem starając się jakoś dojść do siebie, ale było mi strasznie ciężko wziąć się po tym wszystkim w garść. Wiecie ciężko jest odzyskać nagle wszystkie siły po utracie krwi... Pierdoleni krwiopijcy - pomyślałem otwierając na nowo swoje słabe oczy, które nadal nie potrafiły zapanować nad całym obrazem ukazującym mi pomieszczenie.
- Kias? - usłyszałem nagle cichy głos Sary, która patrzyła na mnie z góry - Wszystko dobrze?
- Chyba umieram - wydusiłem z siebie jakoś starając się nie jęczeć - Wypił chyba ze mnie litr - dodałem jeszcze próbując się jakoś podnieść, ale wszystko szło mi bardzo marnie.

<Sara? ;3 Wyżłopał z niego za dużo xddd Prawie przez tego jełopa umarł, ale żyje i leży sobie na ziemi xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz