Współczułam temu chłopakowi, gdyż widać było że spotkało go coś strasznego, lecz dziwiło mnie na prawdę dlaczego szpiedzy nie wykryli ich u nas... Mieli za dużo pracy by ich dostrzec, czy stało się to podczas jakiejś zmiany wart czy tam śnieżycy wiec ich nie widzieli? Skoro jest ich tu aż tyle i większość jest ranna ciężko, to znak że ktoś musiał ich albo napaść, albo po prostu nie umieją sobie radzić w takich warunkach pogodowych. Jedno było pewne, jeśli byli dobrzy to trzeba im jak najszybciej pomóc, bo inaczej będzie źle.
Kiedy nagle usłyszeliśmy z bratem szybkie kroki, od razu sięgnęliśmy po broń i wycelowaliśmy w miejsce skąd dobiegały coraz to głośniejsze kroki, a po chwili zza rogu wyłoniła się postać... dziewczynki... Zdziwiłam się kiedy zamiast dorosłego osobnika, zobaczyłam małe dziecko, które widząc iż w nią celujemy skuliła się niczym przestraszone zwierze ale patrzyła za nasz plecy niepewnie i jakby sama nie wiedziała czy iść czy nie iść. No baliśmy się z Rekerem, że zaraz za nią kryje się ktoś uzbrojony, ale postanowiliśmy zaryzykować i spuściliśmy broń. Dziewczynka chwilę się jeszcze wahała, lecz jednak zaraz szybko podreptała do leżącego na kocu chłopaka, a ten mocno zdziwiony ją do siebie przytulił niczym skarb.
- Jagoda co tu robisz? - zdziwił się mocno nie puszczając jej, ale nieco się krzywił z bólu.
- Szukałam Cię - rzekła słodkim dziecięcym głosikiem bardzo zadowolona z siebie.
- A rodzice wiedzą gdzie jesteś? - spytał spokojnie uważnie na nią patrząc.
- Oni mi zabronili wychodzić - nieco się naburmuszyła wypowiadając to zdanie.
- Jagudka nie wolno uciekać rodzicom - rzekł zmartwiony.
- Nie uciekałam, tylko Cię szukałam jestem duża już - rzekła krzyżując śmiesznie ręce na klatce piersiowej i gdyby to nie było dziecko to bym uznała to za idiotyzm, ale bardziej chciało mi się śmiać z nie j i tej sytuacji, bo z pewnością mała miała charakterek.
- No dobrze już dobrze... - rzekł nieco z bólem, bo chwilowo zacisnął zęby i się bardziej skrzywił - Rozumiem więc że rodzice nie wiedzą gdzie jesteś.... - westchnął.
- A kim są Ci ludzie? - spytała cicho dziewczynka nagle patrząc na nas - Są źli? - spytała jeszcze przez co nie wiedziałam czy mam się śmiać czy też płakać, gdyż ona miała na prawdę taki śmieszy głosik, że miałam wrażenie jakby ktoś jej podstawiał głos, ale oczywiście żeby nie było, miała ładny głosik tyle że nie spotkałam jeszcze go w takiej wersji u dzieci.
- Nie to dobrzy ludzie - rzekł nieco niepewnie, jakby się bał ze zaraz go zadźgamy za te słowa. W międzyczasie mój brat podszedł do niego i podał mu silniejszą dawkę przeciwbólowych, dzięki czemu było widać iż chłopak odczuł wielką ulgę. Bandaże co prawda przeszły już krwią, bo nie mieliśmy tak profesjonalnego sprzętu medycznego by jakoś lepiej "skleić" te rany, bo taki mają tylko ze sobą medycy, ale i tak zrobiliśmy wszystko by nam tutaj nie padł trupem.
- Dziękuję - wyszeptał jeszcze z wdzięcznością na co Reker skinął lekko głową, a ja dałam małej też ciepły koc by mogła się ogrzać.
- Oby Twoi bliscy byli w ciepłym miejscu i bezpiecznym, bo zamieć się wzmaga - rzekłam spokojnie widząc co się dzieje za oknem.
- Pewnie są... - rzekł cicho - Jagódka jak się tu dostałaś? Daleko szłaś? - spytał chłopak po chwili jakby bardziej nam ufając.
- Dłuuuugo... - rzekła ze smutkiem, czyli na prawdę musiała daleko iść. Z dziećmi to o tyle wiadomo, że zawsze Ci powiedzą prawdę bo nie umieją kłamać, tylko walą prosto z mostu.
- Prześpijcie się... Jak zamieć ustanie, to wtedy poszukamy waszych bliskich i zaprowadzimy w bezpieczne miejsce... - rzekł brat patrząc w ogień i słuchając strzelających płomieni w ognisku.
- Ja nie chce - rzekł słabo, a ja spojrzałam na niego uważniej, po czym lekko zagwizdałam na swojego karego wierzchowca, który grzecznie przyszedł do mnie, co bardzo zdziwiło nasze towarzystwo.
- Konik tam - rzekła nagle dziewczynka, która najwyraźniej wiedziała co to jest za zwierze.
- Tak to konik Jagódko - rzekł jej starszy brat, a ja wyjęłam z torby nieco jedzenia, po czym wręczyłam je chłopakowi do rąk.
- Zjedzcie coś, a później się prześpijcie - rzekłam i odeszłam od nich ponownie, a swojego konia pogłaskałam w podzięce, a ten wrócił do Persefony w innym pokoju. W sumie dziwnie było widzieć konisko maszerujące w budynku ale co tam... Teraz to jak zombie łazi po świecie to nic mnie już tak nie zdziwi raczej w tym życiu. Usiadłam przy ścianie opierając się plecami o ścianę niedaleko brata. W międzyczasie rodzeństwo jadło wygłodniałe kanapki które im dałam. Mieliśmy jeszcze dość w zapasie wiec nie musiałam się martwić że nam zabraknie czy coś. Broń miałam w gotowości w razie czego, a brat dołożył jeszcze drewna do ogniska.
< Reker? ;3 przepraszam że marne ale dalej pomysłu nie miałam ;c >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz