niedziela, 3 grudnia 2017

Od Rogera "Początek podróży cz.1"

     Znów śniła mi się ona, długie rude włosy kołyszące się na przyjemnym letnim wietrze, patrząca na mnie swoimi wielkimi zielonymi oczami, machała na powitanie zbliżając się powoli w moim kierunku. Gdy jej dłoń zawisła dosłownie kilka milimetrów od mojej twarzy, zostałem obudzony przez coraz bardziej natarczywe skrobanie. Jak to jest, że ludzie nigdy nie dajdzą ci się wyspać, nawet ci martwi. Cholernie irytujące! Wstałem, spakowałem swoje rzeczy i cichcem wymknąłem się tylnymi drzwiami które jakimś cudem jeszcze trzymały pion. Najbliżej mojej pierwotnej lokalizacji znajdowało się siedlisko demonów, jak to określił mój nieżywy już nawigator. Zginął dość nieprzyjemną śmiercią. Nie potrafię wyrzucić z pamięci jak niedźwiedzio-podobne coś rozrywało go na części. Brrrr, znowu chwyciły mnie dreszcze.
      Obóz demonów będzie moim pierwszym dłuższym przystankiem od wydostania się z małego miasteczka między Dansville a Buffalo. Kto wie, może uda mi się znaleźć jakieś zajęcie ?
     Kolejny już dzień nieustannego marszu coraz bardziej dawał mi się we znaki, nie jestem przyzwyczajony tyle chodzić. Dodatkowo zaczęły pojawiać się powoli pęcherze na stopach, uwierzcie mi na słowo, cholernie bolesna sprawa. Nie mówiąc już o tym, że zapas najskuteczniejszego środka przeciwbólowego zwanego alkoholem był już na wyczerpaniu.
     Na horyzoncie moim oczom ukazało się miasto Buffalo, a raczej to co z niego zostało. Wysokie szkielety budynków wzbijały się wysoko ponad powierzchnię lodowej pustyni. W samą porę, czarne chmury coraz gęściej zakrywały niebo. Na reszcie spotkam kogoś żywego, jakby na potwierdzenie moich słów z niedalekiego domku wyszedł człowiek. Wysoki na prawie 2 metry, ubrany w stary narciarski kombinezon, zlustrował mnie wzrokiem trzymają na muszce Kałasznikowa po czym rzekł ochrypłym głosem:
 - Czego tu szukasz przybłędo? Nie wyglądasz jak jeden z naszych, więc najpewniej jesteś naszym wrogiem! Dla kogo szpiegujesz?
Jedną z niewielu myśli które w tym czasie przychodził mi do głowy było zabicie tego "małego" sukinsyna, czasowo zrezygnowałem. Nie chcę od razu narobić sobie wrogów.
- Nie jestem pierdolonym szpiegiem! - wykrzyknąłem - Jestem zwykłym najemnikiem i nie należę do nikogo!
- Taaaaa myślisz, że ci uwierzę? Każdy szpieg by tak powiedział.
Ja pierdole co za kretyn. Jednak ten kretyn był dobrze uzbrojony, więc trzeba się z nim teraz liczyć.
- Co muszę zrobić żebyś mi uwierzył ?
- Daj mi się spokojnie zabić!
- Nosz kurwa mać !
Moją sytuację uratowała pogoda, początkowo leniwie prószący śnieg z każda chwilą padał coraz intensywniej. Widoczność stawała się z sekundy na sekundę coraz mniejsza, mój przeciwnik mrużył oczy w które co chwilę dostawały się płatki śniegu, wykorzystałem jeden z tych momentów i czubkiem buta kopnąłem w zaspę która całkowicie pozbawiła go wzroku. Po czym natychmiast przyległem do ziemi, by uniknąć serii z automatu która o mały włos nie pozbawiła mnie głowy. Gdy strzały ucichły wstałem wyciągając rewolwer, chwyciłem go za lufę i powoli kierowałem się w stronę mojego "towarzysza", na szczęście wichura całkowicie zagłuszyła moje kroki. Będąc na odległości ramienia z całej siły przydzwoniłem mu rączką rewolweru w głowę. To musiało boleć. Było coraz gorzej, czym prędzej wziąłem go pod ramię i wlekąc krok za krokiem kierowałem się w stronę plamki światła która pozostała w miejscu otwartych drzwi. Ostatkami sił doniosłem go do środka i zrzucając na zrujnowany parkiet padłem z wycieńczenia. Osoba czekająca w środku zamknęła drzwi. Następnie odwróciła się w moją stronę i wyciągając zza pleców nieźle utrzymanego Glocka spytał:
- Ktoś ty?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz