To co powiedziała Kiara wstrząsnęło mną dość mocno jak i mnie zatkało... Nie mogłem jakoś przyjąć tego do wiadomości. Moja psychika niemal prze każdym wdechu mówiła mi, że to kłamstwo, w które wierzyć mi nie wolno. Jednak jak było naprawdę? Matt moim ojcem? To brzmi jak totalny absurd, ale też może być prawdą. Patrzyłem na swoją żonę jak totalny baran przez dobre 10 minut aż w końcu uderzyłem dość mocno łbem o poduszkę jęcząc cicho z bólu.
- To niemożliwe - westchnąłem załamany nie wiedząc co o tym wszystkim mam sądzić.
- Reki... Robiłam te badania dziesięć razy, probówki były czyste więc nie ma szansy by to co mówię było kłamstwem kochanie - rzekła niebieskooka głaszcząc mnie delikatnie po głowie tak jak lubiłem.
- I tak jestem dla niego nikim... Ma swoje dzieci, które zna dobrze, a ja jestem tylko przybłędą, która nie może mieć ojca ani matki - stwierdziłem wpatrując się w swoje blade ręce, które nie wyglądały już tak dobrze jak przed wojną. Znajdowało się na nich teraz kilka, dość głębokich blizn po torturach czy też zbyt częstym strzelaniu z broni, ale sam już nie wiem jak to z nimi jest.
- To nie prawda kochanie - przytuliła mnie mocno do siebie chcąc bym poczuł się bezpiecznie - Ja zawsze będę cię kochać tak samo jak dzieciaki - dodała jeszcze ze spokojem przechodząc ręką na plecy na co zamruczałem z zadowolenia niczym kocur.
- Wy zawsze - uśmiechnąłem się delikatnie chcąc coś jeszcze dodać, lecz w tedy na oddział wpadł mój wujek... To znaczy ojciec... Kij z tym... Wyglądał na bardzo zmartwionego moim stanem, ale czy to nie podstęp? Czy nie chce mnie zranić jak Michael, który tylko udawał przed wszystkimi dobrego? Kiedy Kiarcia się ode mnie odkleiła, że tak to ujmę i odeszła kawałek by dać nam czas na wyjaśnienie sobie wszystkiego, myślałem, że zaraz stracę przytomność. Sam nie wiedziałem czego mam oczekiwać... To było już dla mnie troszeczkę za dużo...
- Rek... - zaczął siadając obok mnie na łóżku przez co mimowolnie spojrzałem w ziemię. Cała odwaga jaką zwykle się szczyciłem ze mnie uleciała niczym powietrze z balona. Czułem się jak głupi dzieciak z ulicy, którego nikt nie chce i wszyscy tylko patrzą go wyśmiewać, bo do niczego się nie nadaje - Przepraszam synku... Gdybym wiedział to bym cię od niego zabrał już dawno temu - dodał tuląc mnie mocno co było dla mnie na swój sposób miłe, lecz też i nieco dziwne.
- Nie twoja wina t-t-tato - wydusiłem ledwie ostatnie słowo przez gardło, gdyż było to bardzo ciężkie i trudne po tym wszystkim co zrobił mi tamten wariat, który teraz dopiero okazał się moim ojczymem, gdyż jak zgaduję jestem synem tej suki Cassandry.
- Moja... Powinienem o tobie wiedzieć... - westchnął głaszcząc mnie delikatnie po głowie co bardzo mi się spodobało. Spojrzałem mu dość niepewnie w oczy nie wiedząc co teraz mam zrobić. No dobra, wszystko ładnie, pięknie, ale jak teraz to wszystko ma wyglądać? Pewnie bardziej mu i tak zależy na Alanie oraz dziecku, które ma się niedługo urodzić. To oni są od jego ukochanej, z którą ma niedługo wziąć ślub więc pewnie będę tylko ignorowany.
- Nie gniewam się... Nie miałeś jak się o tym dowiedzieć - stwierdziłem cicho - Jak chcesz to możesz już wracać do rodziny... Nie zdechnę od razu... Nie takie rzeczy musiałem przeżyć - dodałem jeszcze ponownie spuszczając wzrok.
<Kiara? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz