Kolejny dzień i znowu na piechotę. Naprawdę znudziły mi się
wędrówki, a jeszcze jakiś idiota „narysował” mapę. Dziecko w przedszkolu rysuje
lepiej. Ani miast oznaczonych, ani obozów… Wiem, idea radź sobie sam, ale jak
już komuś coś dajesz, to chociaż w dobrym stanie i zrozumiale, a nie kontury
państwa i kurde na środku krzyżyk.
- Krzyżyk na drogę sukinsynu – rzuciłem mapą o ziemię i podeptałem ją jakby była zdjęciem byłej.
Chrzanić taką mapę, sam zrobię sobie lepszą. Zauważyłem, że do mapy była
przyczepiona koperta, a w niej wiadomość
Drogi Eronie
Ponieważ niedawno do
nas dołączyłeś postanowiliśmy zlecić ci bardzo przyjemną misję. Masz odnaleźć
pewną książkę o numerze CV2456. Nie wiemy gdzie ona jest, ani kto ją ma, więc
liczymy na twoją inwencję twórczą. Dodatkowo postaraj się być miły dla tego
członka Demonów, bo nasze stosunki muszą się odrobinę poprawić. Daliśmy ci
naszą mapę i mamy nadzieję, że sobie poradzisz.
Z pozdrowieniami
Sakura Senso
PS. Krzyżyk oznacza miejsce spotkania.
Dorzucone było jeszcze kilka „buziaczków”. Jakby ktoś mnie
zobaczył po przeczytaniu tego listu, pewnie mógłby pomyśleć, że wybuchnę.
Szczerze to nie wiem jakim cudem moje żyły nie eksplodowały.
- To są chyba jakieś jaj!!! – wyżyłem się na jakiś truchle, zacząłem
je kopać, bić nawet nim rzucać, a na końcu je spaliłem i tańczyłem wokół niego
nago t taniec deszczu, a tak naprawdę to obyło bez tańców na szczęście. Jak już się uspokoiłem zacząłem bardzo
intensywnie myśleć czy się nie wrócić i przypadkiem przez przypadek nie spalić
tego metra. „Nikt by się nie zorientował przecież” albo „To tak przez przypadek
wszystko się spaliło, jak przechodziłem obok” takie myśli mnie naszły i były
całkiem przyjemne. Niestety mój moje knucie przerwała hołota jęczących idiotów.
Tak, kibole. Z pałkami, kijami bejsbolowymi krzycząc nazwy swoich ulubionych
klubów, które już kurwa nie istnieją. Mentalność tych ludzi chyba pochodzi z
epoki przed kamieniem łupanym. No i oczywiście podeszli i zadali typowe
pytanie.
- Eeee, co się kurwa patrzysz, a wpierdol byś nie chciał? –
Cały świat się zmienił, cały, a oni nie. Jestem naprawdę pełny pogardy.
- Czy wasze neandertalskie móżdżki nie rozumieją w jakiej
sytuacji jesteśmy?
- Neandorskie? Co kurwa?! Obrażasz mnie? Chłopaki, on mnie
przed chwilą obraził nie? – wszyscy zgodzie w swoim kibolskim języku
potwierdzili ten idiotyzm. Więc ja jako człowiek zdyscyplinowany i pełen
spokoju przystawiłem mu ostrze mojej katany do gardła, a moim p-83 wycelowałem
w krocze. Zbliżyłem się do niego i wyszeptałem na ucho.
- Chcesz zagrać w grę? – Nie był zbyt chętny, co mnie bardzo
zasmuciło, ale nie chciałem zrezygnować z takiej okazji.
- Zagrajmy! Zadam wam jedno pytanie, a kto odpowie na nie
dobrze przeżyje. Uwaga, zadanie jest typowe i jest na podstawowej maturze.
Jakie jest prawdopodobieństwo, że A- strzelając
w krocze mojego kolegi ten sam się nie nadzieje na katanę. B- kataną
przetnę mu jaja i strzelę w łeb C- odetnę mu głowę a was powystrzelam. Które z
podanych odpowiedzi jest najbardziej prawdopodobna i dlaczego, na odpowiedź
macie 3 sekundy. – podniosło się oburzenie. Jedni sięgali bo pałki inni starali
się myśleć i aż widziałem jak impulsy w ich mózgach starają się rozruszać
zardzewiałe trybiki. A ja zacząłem odliczać.
- Raz – i kataną przebiłem serce koleżki, który wszystko zaczął,
a pistoletem wycelowałem w najbliższego przygłupa.
- Mały być trzy sekundy! Oszust!
- Prawdziwy mężczyzna musi potrafić liczyć tylko do jednego –
i zacząłem strzelać. Po chwili wszyscy leżeli martwi, a ja ruszyłem dalej, do
miejsca spotkania. Tylko w sumie, dalej nie wiem gdzie ono jest. Na odchodne
rzuciłem jeszcze przez ramię.
- Bardzo dobrze, 2 na 10 – Poszedłem w stronę Dansville, bo
myśląc logicznie było prawie w połowie drogi dla obu stron. Po drodze na
szczęście nie działo się nic ciekawego, wiec wspominałem sobie stare dobre
zespoły metalowe i odruchowo chwyciłem za kieszeń w kurtce. A tak przy okazji,
to piździ jak w kieleckim na Podhalu. Wieje jak skurczybyk i pada tym białym
gównem tak, że nic nie widzę i najchętniej to bym sobie zrobił igloo i
przeczekał to. Na szczęście dotarłem do obrzeży miasta, wszedłem na jeden z
wyższych budynków i czekałem aż się w końcu uspokoi na tyle, żebym mógł zrobić
rozpoznanie. Po kilku godzinach gapienia się na zegarek i na nienagannie
zachowany „świerszczyk” z 2017 roku z paroma wyjątkowo pięknymi paniami,
uspokoiło się. Rozstawiłem się na dachu i po kilku minutach obserwowania
zauważyłem pewnego człowieka. Przybliżyłem sobie celownikiem na cel i ku mojemu
zdziwieniu, gościu załatwiaj swoją potrzebę na środku skrzyżowania rysując
moczem coś co przypomina swastykę.
- Ta, to na pewno on. Tylko demon może być taki… brakuje mi
słowa… chyba nie ma takiego. Błagam tylko o jedno, żeby nie był Niemcem,
błagam. Nie wytrzymam tego psychicznie jak nim będzie. – Jeszcze raz rzuciłem
okiem na okolice i postanowiłem iść się przywitać. Podszedłem do mężczyzny koło
trzydziestki, który przecierał właśnie swoją maskę gazową.
- Dobry, czy to ty jesteś wysłannikiem demonów?
- Guten Tag, ja das stimmt (Dzień dobry, zgadza się) –
pokiwałem głową, odwróciłem się i lekkim krokiem chciałem się oddalić. Ale
poczucie obowiązku i żołnierska duma nie pozwalały mi na to. Wróciłem, oparłem
się na snajperce.
- Więc? Co teraz? Panie?
- Zussman, Detlef Friedrich Zussman. A z kim ja mam
przyjemność?
- Eron Black – odpowiedziałem krótko. Zussman pomachał jakąś
kopertą i powiedział, że zaraz się dowie co dalej. Ale w międzyczasie otoczyła
nas już zgraja gnijących i chodzących ciał więc będziemy się musieli tym zająć
najpierw. Kopnąłem w snajperkę, ta zrobiła obrót w powietrzu i ułożyła mi się w
dłoniach idealnie, żeby wystrzelić. Wystrzeliłem kilka razy i tylko
wykrzyknąłem.
- Jak zostaniesz zombie, to do ciebie też będę strzelać.
- I wzajemnie miło mi cię poznać – odrzucił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz