sobota, 4 listopada 2017

Od Erica cd. Samanthy

Po tym wszystkim przeczekałem jeszcze 30 minut po czym poszedłem do swojego pokoju położyć się spać. Chris i Katrina już od dawna spali co w cale mnie nie zdziwiło, bo jak się okazało była już godzina 3 nad ranem. Westchnąłem tylko na taki zbieg wydarzeń i położyłem się obok swojej narzeczonej, która przytuliła się do mnie niczym anakonda próbując udusić swoją ofiarę. Uśmiechnąłem się jedynie na to pod nosem oraz przymykając oczy pogrążyłem się w krainie snów.
******
Siedziałem właśnie w ciemnym kącie swojego pokoju kolorując swój obrazek, który nie wyszedł mi najlepiej, ale tata z mamą zawsze się cieszyli z rysunków jakie im dawałem. Często zastanawiałem się czy to co mówią jest prawdą czy też kłamstwem by nie narobić mi przykrości. W sumie to nawet gdyby powiedzieli, że jest to okropnie nie wiem czy bym się tym w tedy przejął... Byłem zniszczony psychicznie i niemal fizycznie więc niektóre rzeczy były dla mnie normalne, ale jednocześnie i przerażające... Krzyki, bicie, poniżanie... U Helsinga i w sierocińcu była to codzienność więc ciężko mi było przyzwyczaić się do tego prawdziwego oraz normalnego życia, które małymi kroczkami stawało się moją prawdziwą codziennością, którą powinienem znać od najmłodszych lat.
- Eric? - usłyszałem nagle za swoimi plecami głos ojca, na który mimowolnie wcisnąłem się bardziej w ścianę jakbym chciał się przed nim ukryć - Nie bój się synku - dodał biorąc mnie delikatnie na ręce - Co malowałeś? - zapytał jeszcze z uśmiechem patrząc na niedokończony malunek.
- Nico... - powiedziałem bardzo cicho imię pieska, który mieszkał w naszym domu. No nie był to jakiś york ani chihuahua tylko bernardyn, ale zawsze był to dla mnie tylko piesek.
- Ślicznie kochanie - uśmiechnął się szczerze zabierając kartkę z podłogi - Jesteś głodny? - dodał jeszcze kładąc ją na biurku, do którego blatu nie mogłem jeszcze z powodu swego wzrostu dosięgnąć.
- Troszkę - odpowiedziałem mu jeszcze ciszej niż przedtem dodatkowo spuszczając głowę. Bałem się spoglądać ludziom w oczy... Kiedy to robiłem zazwyczaj na mnie krzyczano albo katowano co nie było miłe... Pamiętam, że Rick raz rzucił mną o ścianę na tyle mocno, że prawie złamałem kręgosłup... Zanim trafiłem jeszcze do sierocińca musiał mnie obejrzeć jeden z lekarzy, który był w szoku, że z takimi obrażeniami i wychudzeniem mogę jeszcze żyć. W pewnym momencie myślałem, iż on może mi pomóc, ale po przepisaniu mi jakiś leków i opatrzeniu krwawiącej leki pozwolił zabrać mnie funkcjonariuszom policji do tamtego strasznego miejsca. Mówili, że mam się nie bać, bo teraz już będzie dobrze, lecz było tak samo... Chyba nie wiedzieli co wygadują w tamtym momencie, ale to już nie ważne...
- Nie bój się synku - przytulił mnie delikatnie uważając na moje słabe kości, które zdawało się, że mogły pęknąć w każdej chwili - Zjemy sobie makaron z sosem serowym... Co ty na to? - chciał znać moje zdanie przez co w mojej głowie zaczęło kotłować się tysiące myśli.
- D-dobrze - zająknąłem się obawiając się, że zrobi mi teraz krzywdę.
- Ciii już dobrze - pogłaskał mnie po głowie zaczynają kierować się w stronę drzwi. Tata miał bardzo szybko chód więc zanim zdążyłem na to zareagować byłem już z nim na schodach. Byłem bardzo spokojny aż do momentu gdy zauważyłem JEGO czyli swojego, starszego brata, który jak zwykle chciał mnie zamordować wzrokiem. Zawsze się go bałem... Był taki straszny... Chciał mi tylko robić zawsze krzywdę więc wolałem się do niego nie zbliżać... Nawet nie chciałem go znać by dał mi wreszcie spokój - Wiliam spokój - warknął na niego na co zielonooki przewrócił jedynie oczami.
- Przecież nic mu jeszcze nie robię... Poza tym ten pies nie będzie z nami siedział przy stole! - warknął wściekle przez co ojciec zgromił go wzrokiem wzrokiem na co Wiliam zadrżał i spuścił głowę.
- Zamilcz lepiej dziecko - fuknął zły zmierzając ze mną do kuchni gdzie usadził mnie na swoich kolanach - Nie przejmuj się tym nieudacznikiem... Będzie dobrze Eric - szepnął mi na ucho przez co pokiwałem twierdząco głową. Po chwili pojawiła się też mama, która nałożyła nam obiadu i się z nami przywitała. Bardzo mi smakowało, ale zawsze jadłem ze strachem, że ktoś zaraz mi to zabierze albo nakrzyczy, iż zrobiłem coś źle.
Po skończonym obiedzie rodzice zabrali się za zmywaniem a ja z nudów zszedłem z krzesła i udałem się do salonu. Z początku myślałem, że jestem tutaj tylko sam, ale szybko przekonałem się, że Wiliam jednak czekał tutaj niczym drapieżnik przez ten cały czas gdy my jedliśmy posiłek.
- No proszę, proszę dzieciaczek się najadł? - wyszczerzył groźnie zęby niczym jeżący się pies.
- Zostaw mnie - szepnąłem niesłyszalnie zabierając misia z dywanu. Miałem już biec do taty, ale brązowowłosy złapał mnie za szyję i podniósł powyżej swojego pasa.
- Nie zostawię cię psinko - zaśmiał się cicho rzucając moim drobnym ciałem o schody. Kiedy tylko uderzyłem o pierwsze dwa stopnie zapomniałem jak się oddycha... Ból był straszny i rozniósł się po moim całym ciele. Nie miałem siły krzyczeć, dlatego opadłem na podłogę jak jakiś przedmiot zaczynając bezgłośnie płakać. Czułem się taki bezwartościowy... Miałem dosyć... Z trudem ruszyłem przez kilka sekund palcami... Nie wiedziałem co się dzieje, ale gdy spojrzałem bardziej na prawo znowu go zobaczyłem... Zamknąłem oczy już na amen, ale słona ciecz nadal ciekła mi po policzkach. Czułem już niemal oddech brata na karku, ale w tedy usłyszałem jakiś huk przez co skuliłem się jeszcze bardziej nie zwracając uwagi na krew. Miałem dosyć... Czy tak ciężko było mu w tedy zrozumieć, że chcę normalnie żyć? Czym ja światu zawiniłem, że się urodziłem? Sam już w tedy nie wiedziałem, ale brata bałem się do czasu ściągnięcia mnie przez wojsko.
*******
Obudziłem się koło godziny siódmej. Nie wiedząc co ze sobą zrobić zacząłem przebierać się w czyste rzeczy a następnie wywędrowałem na korytarz. Chciałem zobaczyć co tam u Sami i jej braci dlatego skierowałem swoje kroki w stronę medycznego. Nie wiem czemu ostatnio miałem jakieś dziwne wspomnienia z dzieciństwa, ale mało mnie to obchodziło... Wiliam nie żyje i mam go gdzieś! Tia... Ponoć w tym całym czyśćcu się zmienił, ale ja jeszcze nie potrafię mu wybaczyć... Nie po tym wszystkim co mi zrobił...
Byłem już na odpowiednim korytarzu i gdy zobaczyłem w drzwiach Sami, która najwidoczniej chciała się wycofać od razu jej to uniemożliwiłem stając jak zjawa tuż za nią.
- A co tu się wyprawia hm? - zapytałem braci dziewczyny, którym nadal chciało się spać.
- Nic, nic - mruknął Alex przecierając zaspane oczy.
- Może z siostrą byście się przywitali - skrzywiłem się z lekka pchając delikatnie Samanthe do środka.
- Cześć Sami - odezwał się od razu Alex i pomimo strachu dziewczyny poczochrał ją po włosach - Przepraszam za wszystko - dodał skruszony.
- Też przepraszam Sami - rzekł jej drugi brat, który ją do siebie mocno przytulił. W tym samym momencie spojrzałem na Alana, który z trudem otworzył swoje oczy. Ciężko mu było złapać oddech, ale na szczęście maska tlenowa potrafiła go wspomóc w tym wszystkim. Patrzył ze spokojem na całe zbiegowisko i cieszył się, że w reszcie będzie spokój.
- Chodźmy na śniadanie - wypalił nagle najstarszy z braci łapiąc wraz z młodszym kasztanowłosą za rękę i tak opuścili pomieszczenie zostawiając swojego brata samego.
- Zostałeś sam - westchnąłem podchodząc do chłopaka, który przymknął na kilka sekund oczy.
- Od urodzenia... Żadna nowość... - powiedział cicho - Nie gniewam się... Dobrze, że się pogodzili i spędzają z nią czas - szepnął jeszcze biorąc głęboki wdech.
- Będzie dobrze - złapałem go dla otuchy za rękę.
- Zawsze jest - stwierdził spoglądając przez okno, za którym na szczęście nie padał śnieg.
- Mogłoby się zdawać - uśmiechnąłem się delikatnie siadając obok jego łóżka na krześle.
- Ale tak jest... Nie ma sensu, żeby pan ze mną siedział... Masz swoje sprawy - rzekł spoglądając na swoje białe niczym śnieg ręce.
- Na takie tematy to byś musiał z Blackfreyem pogadać - westchnąłem przeciągając się z lekka.
- Nie jestem wariatem, nie potrzebuję psychologa - wypalił od razu na co przewróciłem oczami.
- Ale on też jest człowiekiem... - mruknąłem pod nosem - Głodny? - dodałem jeszcze na co ten pokręcił przecząco głową.
- Raczej tak... Chociaż może być różnie - zamknął oczy i już więcej się nie odezwał.

<Samantha? :3 Żyjesz tam? xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz