sobota, 14 października 2017

Od Ruvika cd. Tiji

Minęło kilka dni podczas, których zacząłem czuć się jakoś dziwnie... Odczuwałem więcej smutku oraz moje mięśnie niemal bolały jakby rozrywały je jakieś dzikie zwierzęta. Z początku podejrzewałem, że może być to grypa, ale nie miałem żadnej gorączki ani nic z tych rzeczy... Pewnie normalny człowiek poszedłby do lekarza czy tam na medyczny i poprosił, żeby go zbadano, ale ja nie zamierzałem nawet tam postawić swojej stopy! Tak wiem oni są dobrzy i mają ciężką pracę by użerać się z pacjentami, ale ja po prostu po tym wszystkim nie potrafię normalnie się tam zachowywać. Zbyt dużo igieł i różnych leków znajduje się w tamtym pomieszczeniu co wywołuje u mnie tylko niepotrzebne wspomnienia, po których dostaję gęsiej skórki. Jesteś idiotą Ruvik - mruknąłem w myślach przekręcając się na drugi bok gdzie zacząłem wpatrywać się w krzesło, na które przełożyłem swoją peleryną wraz z cukierkami od białowłosej. Nie tknąłem ani jednego... Nie miałem sił... Pewnie nawet mi to przez gardło by mi to nie przeszło...
Odkąd zostałem sam czułem się tutaj niczym intruz, który temu miejscu nie jest potrzebny w żadnym stopniu. Żadnej rodziny, przyjaciół, może tylko kilku kolegów z fachu, ale oni mają mnie zapewne gdzieś... Jestem tylko ważny jako dowódca na misji a tak to wolą spędzać czas ze swoimi dziećmi, żonami czy też narzeczonymi.
- Czas się ruszyć - pomyślałem z westchnięciem wstając z ogromnym trudem z łóżka, które pod moim ciężarem ciała zaskrzeczało nieprzyjemnie dla ucha. Zaciskając zęby by nie krzyknąć z bólu, doczłapałem się do łazienki gdzie zrzuciłem z siebie piżamę oraz zabrałem gorący prysznic. Pierwsze dni zimy były dla mnie bardzo przyjemne i zaskakujące, lecz teraz chciałbym z powrotem gorące lato, gdzie ledwo można było dychać, ale według mnie było to o wiele lepsze niż zamarzanie co pięć minut. Po kąpieli wróciłem od razu do wyrka, zakopując się w ciepłej kołdrze. Mało mnie to obchodziło cz zjem dzisiaj obiad czy nie... Na śniadaniu nie pojawiałem się od wczoraj i nikt na to nie zareagował więc pewnie i będzie im to wisieć i powiewać jak dzisiaj nie przyjdę też na stołówkę. Jasna cholera jak tu zimno - pomyślałem sobie kuląc się nieco by bardziej się ogrzać, ale to mało pomogło dlatego by przestać o tym myśleć, zacząłem wpatrywać się w widoki za oknem. Śnieżyca ustała więc na zewnątrz bawiły się tylko dzieci, którym pewnie nosy niemal odpadały z zimna, ale nie miały zamiaru wracać do nudnych mieszkań, w których nie mogły się wyszaleć. Nie wiedząc co o tym wszystkim mam sądzić, westchnąłem jedynie głośno przymykając zmęczone oczy.
Miałem już powoli dosyć... Zbyt dużo bólu... Zbyt dużo samotności... Czułem się jak przedmiot... Jak zbędna figurka na półce... Czym sobie zasłużyłem na takie traktowanie? Już lepiej byłoby umrzeć będą zakatowanym na śmierć... Robiło się coraz bardziej zimno dlatego zamknąłem swoje oczy już całkiem i liczyłem na spokojny sen.

<Tija? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz