środa, 4 października 2017

Od Reker'a cd. Tamary

Kiedy miałem żegnać się już z życiem, nagle z pod łóżka wyskoczył Ghost, który pojawił się niczym duch! W sumie jego imię oznacza właśnie to słowo, ale mniejsza już z tym... Wilk wgryzł się mojemu niedoszłemu zabójcy prosto w szyje, którą rozszarpał w drobny mak nie pozwalając by ostrze noża przecięło mi chociaż skórę na rękach. Biały wilk widząc, że krew przeciwnika zaczyna rozpływać się kałużą po podłodze, warknął jeszcze na niego wściekle pokazując wszystkie swoje ostre kły jakby chciał wystraszyć ducha umarłego człowieka po czym zeskoczył z łóżka oraz rzucił się na Truposzy, którzy chcieli pozbyć się swojego, nowego założyciela oraz jego syna, który był na tyle przerażony tą sytuacją, że już ledwie utrzymywał przytomność. Ghostowi na szczęście pomógł i Faldo, który był wilczym strażnikiem Tamary. W sumie to bez niego mogłoby być nawet krucho, ponieważ zawsze ten jeden mógłby strzelić do wybranej przez siebie osoby! Wilki po skończonej robocie od razu wróciły na nasze łóżka i przy okazji uwolniły nas z tych szatańskich pasów, lecz my nie byliśmy w stanie jeszcze normalnie się ruszać.
- Co wy tak czarujecie? - zdziwił się bardzo zielonooki przyglądając się wielkimi oczami Ghostowi i Talonowi - Chyba, że to ps... - nie zdążył dokończyć, gdyż od razu mu przerwałem.
- Nie lubią gdy ich się tak nazywa więc lepiej uważaj! To strażnicy - mruknąłem dość niechętnie pod nosem.
- Wy to na prawdę jesteście udani - westchnął siadając na krześle z synem na rękach chociaż było po nim widać, że nadal nie dowierzał w to co się przed chwilą stało. W jego oczach na ułamek sekundy odnalazłem strach przed tym, że ktoś chciał zabić mu dziecko. Chyba jeśli chodzi o rodzicielstwo to nie był taki zły jak się wydawało... Cóż nie ukrywajmy! Syn tamtego przywódcy, który został teraz moim i Kiarci dzieckiem był traktowany przez Arona jak pies... Nawet ten idiota sprzedał tego malca Neganowi, który potrafił się tylko nad nim pastwić więc tamten też świętym nie był! Na te wszystkie wspomnienia przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, który spowodował u mnie nagłe wzdrygnięcie się.
- Niech mi się tylko któryś ruszy to dostaniecie po łbie - fuknął doktorek zajmując się raną chłopczyka, która powstała na jego ręce na skutek spotkania z jednym z nożowników. Maluch wtulał się ciągle w swojego ojca i drżał jakby wszystko zaraz miało się powtórzyć na nowo. Trip cały czas mówił coś swojemu dziecku na ucho oraz głaskał je po głowie co podziałało dopiero po kilku minutach.
- Nie rozkazuj nam - mruknąłem z niezadowoloną miną w stronę doktorka, który nic raczej sobie z tego nie zrobił, ale wolałem go ostrzec, gdyż następnym razem może być nie ciekawie.
- Tak, tak - rzekł oddalając moje słowa w kąt jakby były nie warte nawet złamanego grosza.
- Ostrzegałem cię - fuknąłem niczym pies podnosząc się z sykiem do siadu co najprawdopodobniej nie było wskazane w moim obecnym stanie fizycznym.
- Masz się nie podnosić! - rzucił szybko w moją stronę na co skrzyżowałem ręce na piersi.
- Jeny... Spokojnie przecież on tylko usiadł... - zirytował się zielonooki zajmując się bardziej swoim dzieckiem.
- Jak mu szwy puszczą to będzie miał! Nie chce mi się znowu w krwi babrać - skrzywił się zdejmując z rąk lateksowe rękawiczki, które nieprzyjemnie dla ucha strzeliły dzięki swojemu materiałowi.
- Sam wiem co robię - burknąłem na niego patrząc mu hardo prosto w oczy.
- Ja też - zdenerwował się biorąc do ręki strzykawkę z lekiem usypiającym, który znając życie miał być przeznaczony dla mnie, jednak nie zdążył wbić mi nawet igły w szyję, gdyż straciłem przytomność i chyba nawet zaliczyłem rozbicie łba.
*****
Znajdowałem się w jakimś pomieszczeniu gdzie panowała jedynie szarość, nie licząc oczywiście czarnych jak smoła drzwi, które znajdowały się za moimi plecami. Przez okno dało się dostrzec padający śnieg, który okrywał ten dziwny świat swoją bielą. W centrum pokoju stało dziecięce łóżeczko... Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie cichy płacz dochodzący właśnie z tamtego punktu. Niepewnie zbliżyłem się do podanego powyżej miejsca doznając niemałego szoku, ponieważ zobaczyłem tam samego siebie! No może nie w tym wieku co teraz... Miałem może z sześć albo siedem miesięcy... Byłem przykryty niedbale jakimś cienkim kocykiem, który przy takim zimnie pewnie w ogóle mnie nie grzał. Jako malec byłem strasznie niespokojny i wręcz pragnąłem bliskości swoich rodzicieli, którym pewnie w ogóle się tutaj nie chciało przyjść.
Odruchowo sam jakoś próbowałem się sobą zająć, ale jako duch nie mogłem nawet wziąć do rąk koca, przez który przeniknęły moje ręce. Szlak - warknąłem w myślach słysząc jak ktoś wchodzi na górę po schodach - Czyżby pieprzonemu Michaelowi zachciało się wreszcie przyjść?! - zirytowałem się jeszcze bardziej, ale widząc po kilku minutach w drzwiach wujka Maksa niesamowicie się zdziwiłem. Mężczyzna na spokojnie podszedł do łóżeczka oraz wziął mnie na ręce delikatnie do siebie przytulając.
- No już... Ciii... Spokojnie mały... - szeptał spokojnie a ja ufnie się w niego wczepiłem swoimi małymi rączkami - Zimno ci co? - zmartwił się okrywając mnie dużo lepiej innym kocykiem, który był dużo cieplejszy. Mimowolnie na taki właśnie widok się uśmiechnąłem... Było widać, że w przeciwieństwie do tego idioty mu na mnie zależało - Widzisz? Tak dużo lepiej - uśmiechnął się szczerze oraz pogłaskał mnie z troską po głowie.
- Maksymilian co ty tu robisz? - warknął znajomy mi głos Michaela. Piwnooki od razu znalazł się blisko swojego brata wpatrując się w niego morderczym wzrokiem - Bachor spał to musiałeś go obudzić! - dodał cały czas z ogromną wrogością w głosie.
- Wcale nie spał idioto! Płakał a na dodatek przykryłeś go w taki sposób, że było mu strasznie zimno! Umiesz ty w ogóle rozróżnić kocyk letni od zimowego?! - wujek nie owijał w bawełnę i nie miał zamiaru mu od tak ulec.
- Mój gówniarz, moja sprawa! - fuknął zły - Będzie tak jak ja chce i wychowam go tak jak będę chciał - dodał jeszcze wyszarpując mu młodego mnie z całej siły przez co znowu zacząłem płakać.
- Delikatniej! To dziecko! Łatwo zrobić mu krzywdę - przejął się mną bardzo, ale czarnowłosy miał to gdzieś.
- Ze szkła nie jest nie rozbije się przecież - przewrócił oczami kładąc mnie jak lalkę do łóżeczka nie przejmując się wcale moim płaczem.
- Michael! - warknął na niego ostrzegawczo, ale ten nic sobie z tego nie zrobił.
- Spadaj na dół albo zobaczymy się w sądzie - uśmiechnął się przebiegle na co wujek pobladł oraz ze słabością i z wielkim żalem zaczął się wycofywać - Zamknij się wreszcie... Nie ma co ryczeć... - burknął w moją stronę a ja zrobiłem oczy jak pięć złoty, które zaszły jeszcze bardziej łzami. Miał jeszcze coś dodawać, ale w tedy dostał w pysk od Maksa, który nieźle się wściekł. W końcu zostawili mnie tutaj samego, bo "ojciec" pobiegł za swoim młodszym bratem na parter domu.
*****
- No budzi się wreszcie - usłyszałem o dziwo głos Edwarda! Co on tu robi? - pomyślałem chcąc otworzyć nieco szerzej oczy, ale światło panujące na oddziale znowu było dla mnie zbyt ostre.
- Ja mu łba nie rozbiłem - mruknął tamten doktorek, którego jakoś szczególnie przez ten cały czas spędzony w Trupach nie polubiłem.
- Ale pewnie swoim zachowaniem go do tego zmusiłeś... - mruknął pod nosem - Luca ty lepiej nic nie kombinuj... Widzę, że Tamara ci już dała nauczkę - westchnął jeszcze a ja mruknąłem pod nosem mrużąc oczy.
- Ale mu się należało! - warknęła siostra, w której głosie było słychać lekkie zadowolenie.
- Bardzo - kaszlnąłem przyglądając się swojemu doktorkowi - Co tu do cholery robisz? - zmarszczyłem nieco brwi. Nie, że się nie cieszyłem się czy coś, ale po prostu to wszystko było dla mnie jakieś dziwne.

<Tamara? :3> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz