wtorek, 24 października 2017

Od Miki cd. Hiro

Miałam wrócić do obozu, lecz coś mnie tknęło, abym jeszcze pobiegała. Nie przepadam za samotnością, lecz człowiek czasami jej potrzebuje, zwłaszcza gdy musi pomyśleć.
Obiecałam sobie, że nie będę nawiązywać nowych znajomości. Wiem jak to jest gdy się straci przyjaciół, rodzinę, wiem jak człowiek wtedy cierpi. A niewiadomo co ciebie czeka w dzisiejszych czasach, gdzie pełno jest zombie, czy innych stworzeń, które chcą Ciebie zabić.
Lecz nieznajomy zaintrygował mnie, oraz spojrzenie jego szarych oczu. Patrząc w nie, czułam jakbym była w innych czasach, i przemknęło przeze mnie uczucie, że jestem bezpieczna. A nie powinnam się tak czuć, już nigdy nie będę bezpieczna, ani ja, ani nikt inny.
Byłam niedaleko mojego obozu. Jeszcze kawałek i będę u siebie, lecz moją uwagę przykuł dość sporych rozmiarów budynek. Jak większość budynków w tych czasach, był zniszczony i nieciekawy, ale mimo tego, podeszłam do niego. Tynk odchodził od ścian, a wielkie drewniane drzwi były uchylone, popchnęłam je delikatnie, a one zaskrzypiały. Kuszę, którą trzymałam w dłoni, skierowałam na wejście do pomieszczenia. Delikatnie weszłam do środka, a drewniana podłoga zaskrzypiała, powiadamiając o mojej obecności. Myślałam że zaraz do mnie ktoś, lub coś doskoczy, ale na szczęście budynek był pusty.
Poruszałam się powoli, i -starałam się- cicho stąpać po skrzypiących deskach. Na parterze nic ciekawego nie było, porozrzucane stoły i krzesła, na które tylko zerknęłam, po czym utkwiłam wzrok w schody prowadzące na piętro. Podeszłam do nich, i dotknęłam delitaknie poręczy. Była zakurzona. Widać że nikt tu nie zagląda.- pomyślałam, po czym stanęłam na pierwszym stopniu. Nieprzyjemne skrzypnięcie, kolejne kroki i kolejne skrzypnięcia.
Gdy już znalazłam się na piętrze, rozejrzałam się. To co zobaczyłam, spowodowało że uśmiechnęłam się w duchu.
Natrafiłam na bibliotekę. Fakt, były porozrzucane książki, ale jednak to coś. Niegdyś uwielbiałam czytać, ale przez wojnę, i wybuch przestałam, nie miałam ochoty wracać do dawnej siebie, odzwyczaiłam się od lektur.
Podeszłam do najbliższego regału z książkami, i opuszkami palców przejechałam po niektórych okładkach poniszczonych już książek. Zatrzymałam się przy Pismie Świętym, które wzięłam do ręki, a kuszę odłożyłam na pobliski pusty regał.
Księga była granatowa i miała sztywną oprawę. Na stronie tytułowej, napis miał poblakły niby złoty napis, otworzyłam delikatnie Pismo, na byle jakiej stronie. ''O cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczynię, aby Ojciec był otoczony chwałą w Synu. O cokolwiek prosić mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię'' - przeczytałam w myślach, i odrazu pojawiły mi się łzy w oczach. Ja Ciebie prosiłam tyle razy, abym umarła, abym nie musiała cierpieć na tym świecie. Czemu mnie nie wysłuchałeś? Czemu każesz mi żyć w tym piekle? - Pomyślałam, po czym usiadłam na podłogę i rozpłakałam się
***

Kierowałam się już w stronę obozu. Nie miałam siły aby biegać, nie jadłam od kilku dobrych dni. Miałam jedzenie, ale nie miałam apetytu. Ściśnięty żołądek mi nie pozwala, abym sie pożywiła, choć organizm od kilku godzin zaczyna protestować. I tak było tym razem. Zaczynało mi się robić ciemno przed oczami, więc skręciłam w jakąś boczną uliczkę i usiadłam przy ścianie. Wolałam zemdleć tu, niż gdzieś na widoku, choć i tak to miejsce nie gwarantowało, że mnie nikt nie znajdie.
Dotknęłam ręką plecaka, w którym miałam Pismo Święte. Proszę, daj mi chociaż siłę dojść do obozu. - Mruknęłam do siebie, po czym wstałam. Było chyba lepiej, było mi słabo, ale doszłabym do obozu. Doszłabym, gdyby nie cała chmara zombie, która zbliżała się w moją stronę. Szybko ożywiłam się, czułam, jak moje serce bije szybciej. Adrenalina szybko działała.
Czy się bałam? Tak. Zawsze w takich momentach się boję, ale trzeba sobie jakoś radzić.
Chwyciłam mocniej kuszę, i strzeliłam perfekcyjnie parę razy w stronę zombie, przy okazji robiąc uniki, przed cuchnącymi nieumarłymi, które były coraz bliżej mnie.
Może dałabym sobie rady, gdyby nagle ktoś głośno nie gwizdnął. Odwróciłam się w stronę postaci, lecz zaraz musiałam zrobić unik, aby nie znaleźć się w łapskach ohydnych mutacji.
Niestety przy tym upuściłam kuszę, a sama poleciałam na ziemię, uderzając głową o ścianę budynku. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Nie straciłam kontaktu ze świadomością, ale to mnie zamroczyło. Słyszałam jak nieznajomy coś krzyczał, po czym zaczął rozprawiać się z każdym zombie po kolei.
Dudniło mi w głowie, modliłam sie tylko aby nie zasłabnąć. Odwróciłam powoli głowę w drugą stronę. Zombie powoli zbliżały się w moją stronę. Próbowałam wstać, i spróbować walczyć, lecz pomiędzy mną a nieumarłymi stanął nieznajomy i szybko się z nimi rozprawił, po czym odwrócił się w moją stronę. Pomógł mi wstać, a ja nadal ledwo trzymałam się na nogach.
-...ratowania życia życia ciamajd to moja specjalność, sama wcześniej widziałaś. A Ty? Jak się nazywasz?
Spojrzałam mu w oczy. To ten, którego dziś zaatakowałam, lecz miał zupełnie inny wyraz oczy niż przedtem. Taki zimny, lodowaty, mówiący 'Nie przepuszcze nikogo do prawdziwego siebie''. Odebrałam w końcu od niego kuszę.
-Poradziłabym sobie, gdybyś Ty nie wtrącił się.-Odwróciłam się do niego plecami, biorąc przy okazji swój plecak.
-Właśnie widzę, jakbyś sobie poradziła. I nie musisz dziękować za pomoc.-Usłyszałam w jego głosie lekką irytacje.
Chciałam już iść, oddalić się od niego, lecz po zrobieniu kilku kroków, zakręciło mi się w głowie, i musiałam się oprzeć o ścianę, aby nie upaść. Zamknęłam oczy, czułam, że głowa mi pulsuje.
-Nic ci nie jest?- Usłyszałam za sobą głos mężczyzny. Otworzyłam oczy. Było trochę lepiej, więc stanęłam o własnych siłach.
-Nic, ja już muszę iść. -Ruszyłam, nie odwracając się za siebie.
Skierowałam sie w stronę obozu, wychodząc z uliczki, gdzie leżały szczątki gnijących zombie.
Szłam nie pewnie, w głowie mi szumiało przeraźliwie, a ja nic nie mogłam zrobić. Jak dojde do obozu, koniecznie muszę coś zjeść - obiecałam sobie w duchu, i starałam się iść pewnie, choć nie za bardzo mi to wychodziło. Z każdym krokiem, coraz gorzej się czułam, każdy następny krok kosztował mnie sporym wysiłkiem.
W ułamku sekundy przed oczami pojawił mi się czarny obraz, a nogi zrobiły mi sie jak z waty, powodując upadek.

<Hiro? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz