niedziela, 1 października 2017

Od Daisy cd. Alice'a

Najgorsze jest uczucie gdy chcesz coś zrobić dobrze a nie masz pojęcia jak. I starasz się to zrobić dobrze ale jedyne wyjście jakie jest możliwe to to złe, które może zmienić wszystko. Stwierdziłam że najlepiej będzie zrobić nosidełko. I zawiązać w nim psa. Głupie w sumie.Ale jeżeli nie będzie się wiercił to to może się udać. Wyłożyłam szybko plan zaistniały w mojej głowie, Alice. Biedny zrobił ironiczny uśmiech w strone Szarika. Dobra, no to próbujemy. Ale pies był klocuchem. Gorszy niż plecak, usadowił się wygodnie a przynajmniej dawał takie poczucie. Zaczęłam schodzić, powoli po gałęziach uważając by nie złamał jakieś. Na dole roiło się od zombie. Spojrzałam w góre chłopak zaczął powoli schodzić. W pewnym momencie pękła gałąź pod moją stopą, runęłam całym ciałem w dół. W tym samym momencie poczułam jak coś mnie chwyta za rękę, spojrzałam w górę, twarz Alice'a była lekko czerwona i malował się na niej wyraz wysiłku. Szybko znalazłam podparcie dla stóp. I przycupnęłam na moment. Gałąź spadła, na stertę liści. Zombie nie spostrzegły tego elementu. Alice zrównał się ze mną.
- Umiesz szybko biegać?- wyszeptałam.
- Gdyby takie pytania zadawali wszyscy, których spotykam za pewnie nie było by mnie tutaj.- odparł.
- A zatem...-wskazując palcem w miejsce usłane liśćmi gdzie zombie nie dochodziły tam.-.. tam skaczemy. Ty zaczynasz uciekać, ja odwiązuje Szarika z tego czegoś i puszczam go luzem. Mam nadzieje ze dobiegnie do ciebie. To tyle.
Pokiwał głową, widać było że jego twarz tropi zmartwienie. Jedynie na tą chwilę nie potrafiłam nic wymyślisz. Oby się udało.
- Na mój znak zeskakujemy.
Trzy... Zombie dookoła maszerują, co drugi prostuje się i nabiera powietrza do swych przegniłym płuc w poszukiwaniu pożywienia.
Dwa... Chwytam za skrawek materiału aby byc gotową na szybkie uwolnienie psa.
Jeden... Ostatni raz spoglądam na twarz chłopaka, lekko się uśmiecham. Próbując dodać tym nam otuchy. Po czym dałam sygnał.
Alice zeskoczył pierwszy, wylądował praktycznie po cichu jedynie jakiś zombie warknął w jego kierunku. Zaczęło się. Mój upadek nie był tak udany jak jego. Jedynie źle wylądowałam na kostce. Byłam prawie pewna że jest zwichnięta... Szarik. Chwyciłam skrawek ubrudzonego materiału i pociągnęłam. Wiązania puściły, pies gnał jak strzała. Alice był już dawno w bezpiecznym obrębie. Wstałam. Kostka dała o sobie znać. Mój bieg był spowolniony. Zostałam sama. Goniło mnie ogromne stado zombie. Me serce napawał spokój, udało im się uciec. Bieg był spowolniony o dobrą połowę. Na karku czułam pierwszy oddech zombie. Położyłam dłoń na kaburze pistoletu. Zabije się jeżeli mnie dorwą. I wtedy poczułam jak coś szarpie mnie w bok i tracę równowagę...
Dlaczego nagle wszystko stało się czarne?
Ból..
Rozchodzący się po ciele...
Czyżby mnie dorwały..
I wtedy tracę przytomność a moje ciało przeszywa kolejny spazm bólu...

<Alice?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz