piątek, 29 września 2017

Od Will'a cd. Rous

- Jesteś lekarzem... Proszę zobacz co się z nim dzieje - dodała jeszcze robiąc oczy kota ze szreka, przez co lekko się uśmiechnąłem.
- No dobrze, dobrze! Sprawdzę jak on się ma... Leki mamy, bo są przy siodle Damaskusa, wiec o tyle dobrze, że niedawno uzupełniłem leki - westchnąłem i podniosłem się powoli tym razem.
- Dzięki tygrysku - rzekła radośnie.
- Dla mojej kocicy wszystko - rzekłem z uśmieszkiem, na co przewróciła oczami teatralnie, a ja poszedłem do tamtego pomieszczenia.
Od razu zobaczyłem że nie jest za dobrze... Wszyscy skakali obok tego całego Borysa, czy jak on tam się zwie, ne mówiąc o tym że był blady jak truposz! Wyglądał jakby dosłownie umierał im tutaj... Z tego co widziałem, ten cały Petro raczej nie wiedział co ma robić, a i kątem oka zauważyłem że w szafce prawie w ogóle nie mają leków! Chyba wdało mu się zakażenie... Nie mówiąc o rozbitym łbie, a to kaszlenie wcześniejsze podpowiada mi że zapalenie płuc też załapał. Matko święta co on tak się rozchorował?! Zdobył by chyba pierwsze miejsce na to kto ma ile chorób naraz! - pomyślałem sobie i podszedłem do niego.
- A Ty co tu robisz? Szwy Ci puszczą! - odezwał się ten cały Petro, który najwyraźniej mnie opatrzył.
- Cichaj! - mruknąłem dość głośno na niego czym się zdziwił. Może i był starszy ode mnie, ale jak widać ten gościu wyszedł z wprawy w lekarzowaniu, a swoich szwów to ja bałem się aż oglądać... Może chociaż to dobrze zrobił, a przynajmniej miałem taką cichą nadzieję, lecz wracając do rzeczywistości to kucnąłem obok tego Borysa, który był nieprzytomny i z bliska wyglądał jeszcze gorzej niż jak patrzyłem na niego z progu drzwi do pokoju w którym mnie umieścili. Kiedy znowu chciał coś powiedzieć, znowu się odezwałem.
- Pokićkałeś to i to nieźle - stwierdziłem z westchnieniem i zagwizdałem cicho czym się jeszcze bardziej zdziwili, a do pomieszczenia szybko przydreptał Damaskus i stanął obok mnie. Stałem jakoś znowu, podtrzymując się wodzy, poklepałem go po szyj lekko okazując wdzięczność i otworzyłem torbę w której były lekarstwa, oraz wyjąłem z drugiej koce i pozwoliłem mu wracać do siana mówiąc mu tylko "możesz iść" i sobie poszedł do swojej klaczuchy...
Szkoda że nie widzieliście min tych facetów jak koń reaguje na komendy! Bezcenne! Wyglądali jakby zobaczyli ducha! Rzuciłem temu całemu Petro trzy grube koce, które złapał szybko nadal będąc w lekkim szoku, lecz ja już nim się nie zajmowałem, tylko ich przywódcą ze tak to mogę powiedzieć... Cóż w sumie to na takiego wyglądał ale to już nie moja sprawa. Otworzyłem apteczkę i ku mojej uldze nikt z obozu nic nie zabrał.
Kiedy zobaczyłem że wszystkie leki są na swoim miejscu jak i opatrunki, podwinąłem nieco mundur i bluzkę chorego i zobaczyłem ze rana paskudnie wygląda.Wdało się bardzo silne zakażenie w jego lewy bok, a rana też nieco śmierdziała przez silny stan zapalny.
Westchnąłem na to tylko ciężko i zacząłem odkażać solidnie radę, pozbywając się ropy, która z niej wypływała, po czym profesjonalnie ją opatrzyłem i podałem dożylnie leki na zakażenie za pomocą wenflonu, który wcześniej wbiłem w jego rękę.
Kiedy to zrobiłem, później podałem leki na zapalenie oskrzeli i też dożylnie bo stadium choroby było już zbyt zaawansowane i w grę wchodziło tylko "agresywne" leczenie dożylne, bo tak to się nazywa kiedy nie bierzemy tabletek doustnie.
Zaniepokoiła mnie jego praca serca, bo biło często nie równo, przez co zmarszczyłem nieco brwi.
- Co się dzieje? - zmartwił się kolejny z towarzyszy Borysa.
- Coś nie tak z sercem... - westchnąłem - Albo to zapalenie po grypowe, albo choruje na serce od dawna tylko nic nie mówił, albo też nie brał leków... - dodałem przykrywając nieprzytomnego mężczyznę ciepłym kocem, bo tym co był przykryty wcześniej, mało grzał.
- Nie wiemy nic na ten temat - zasmucił się Petro.
- Nie wiedzieliśmy że też jesteś lekarzem - zagaił drugi.
- Jestem lekarzem, snajperem i takim zwykłym żołnierzem jeśli można tak powiedzieć - rzekłem chowając wszystko do apteczki, lecz jeszcze podałem wzmacniające by serce nieco się wzmocniło i uspokoiło.
- Aż tyle zawodów? - zdziwił się trzeci.
- Ojciec cisnął mnie na dwa kierunki, lekarz i wojsko, a ja wybrałem snajperstwo jak on kiedyś, lecz teraz w obozie też jeżdżę na zwykłe misje - wyjaśniłem na co pokiwali głowami na znak iż rozumieją.
- A ta Twoja Rous to kim jest? - spytał inny, a ja nieco się zastanowiłem czy mogę to powiedzieć. Szybko przeanalizowałem  za i przeciw, i wyszło mi że raczej nie zrobią nic złego, a ja jej nei pozwolę skrzywdzić więc...
- Uczy się na szpiega - powiedziałem spokojnie podnosząc się z ziemi, a oni wytrzeszczyli oczy.
- Ciężki zawód w tych czasach... Nie boisz się? - spytał Petro.
- Boję się, lecz nie mogę jej ograniczać. Jeśli chce to robić to ja nie mam zamiaru jej powstrzymać, a jeśli by ktoś chciał ją skrzywdzić, to zginie na torturach w męczarniach i to nie będzie szybka śmierć - rzekłem poważnie i nieco lodowato, lecz zaraz się opanowałem.
Nagle usłyszałem ciche jęknięcie, więc zaraz zwróciliśmy wszyscy uwagę na mężczyznę, a konkretniej Borysa, który zaczął się powoli wybudzać i mrużyć nieco oczy. Patrzyłem na niego spokojnie, aż w końcu otworzył oczy i spojrzał na nas wszystkich słabym wzrokiem po kolei.
- Muszę sprawdzić tereny - rzekł i chciał się podnieść, na co mu nie pozwoliłem bo go przytrzymałem. Może i byłem młodszy od nich, lecz mimo ran ja miałem jeszcze dużo sił, bo tego mnie nauczyli na poligonie.... Jedyny plus, ale nie mówmy już o tym....
- Leżeć bo pasy i nie ma zmiłuj baranie jeden - mruknąłem do niego czym się nieźle zdziwił - Masz chore serce, zapalenie płuc, silne zakażenie i rozbity łeb... Leżysz i koniec. Chyba że chcesz żebym Cię uśpił - dodałem jeszcze ostrzegawczo.

< Rous? ;3 przyjdziesz tam do Willa? xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz