poniedziałek, 18 września 2017

Od Nick'a cd. Blancy

Gdy dziewczyna wyszła z warsztatu, od razu pogłośniłem muzykę, chwilę po zastanawiałem się, co powiedziała do mnie dziewczyna i gdy w końcu przyszło olśnienie, poprawiłem błąd i robota zaczęła iść jakby z górki. Tu przekręciłem jakiś wihajster, tam odpadła jakaś śrubka, którą trzeba było z powrotem przykręcić, roboty mimo wszystko było sporo, ale to w sumie relaksujące zajęcie. W mechanikę wprowadził mnie ojciec, on zawsze interesował się wszelkimi maszynami, mnie aż tak do tego nie ciągnęło, jednak terenowe samochody i motocykle, to były wyjątki, w ich temacie mógłbym się nauczyć dosłownie wszystkiego.
Przy pierwszej próbie uruchomienia silnika, nic się nie stało, więc na chwile zatrzymałem się w miejscu z pracą i oglądałem całą budowę, szukając błędu.
Dopiero po dłuższym czasie zauważyłem ewentualne błędy, było ich dość sporo, jednak były one błahe i szybkie machnięcie śrubokrętem czy mała podmiana części wystarczyła i już powoli przymierzałem się do drugiej próby. Tym razem poszło lepiej, silnik uruchomił się, jednak to nadal nie było to, to miał być najprawdziwszy ścigacz, a nie jakiś grat poruszający się wolniej niż biegam. Powoli czułem duże zmęczenie i z największą chęcią poszedłbym spać, jednak chciałem jeszcze poprawić siłę silnika.
Zrobiłem sobie chwilę przerwy na napicie się wody, dopiero teraz zauważyłem, że płyta dawno się skończyła i przez dłuższy czas pracowałem w grobowej ciszy. Przechodząc obok okna, dopiero zauważyłem, że jest już ranek. Przerażony tym jak szybko płynie czas, w pośpiechu złapałem za szklankę i opróżniłem ją do samego dna, po czym od razu wróciłem do roboty. Szło mi coraz szybciej, a z każdą próbą było coraz lepiej, motocykl był coraz szybszy. Teraz to była tylko kwestia czasu, by rzeczywiście stał się prawdziwym ścigaczem. Nawet nadałem mu takie półoficjalne imię, Ścigacz. Bardzo lubiłem nazywać rzeczy, czy to dziwne?
Gdy prawie skończyłem, usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi, byłem tak zmęczony, że ledwie chciało mi się patrzyć, kto wchodzi, jednak domyślałem się, że to Blanca.
Dziewczyna podeszła w moją stronę, kładąc na szafce obok jakiś woreczek, a mojemu psu rzuciła jakieś ciastka.
-A tylko go zatruj..-zagroziłem jej we własnej głowie, po czym ponownie spuściłem wzrok na motocykl.
Blanca usiadła tylko na najbliższej kanapie i wyciągnęła jakąś wódkę.
-Wiesz, nie znam się na tym, więc musisz się trochę pomartwić, czy to aby na pewno jadalne, ale ja jeszcze żyje..-powiedziała, po czym wzięła łyka, a ja tylko mimowolnie zaśmiałem się.
-Wiesz, jak jesteś głodna to mów, a nie truj się jakimiś zmutowanymi jagodami z krzaków-zacząłem, robiąc małą przerwę na uspokojenie się, gdyż nacierała na mnie fala śmiechu, w sumie nawet nie wiem dlaczego, podszedłem jeszcze tylko po mój plecak i wyciągnąłem z niego, jakiś marny bochenek chleba, masło, sól i twaróg, po czym położyłem to wszystko, na tym samym stole-Nie pozwalają, bym chodził bez prowiantu, jestem ich medykiem, trochę słabo, jakby mnie stracili.
Dziewczyna, gdy tylko wyciągnąłem wszystkie rzeczy, wytrzeszczyła oczy. Nie były to jakieś luksusy, a samą sól i masło znalazłem, po prostu na dnie mojego plecaka, jednak dziewczyna najwidoczniej dugo nie widziała takiego żarcia.
-Czekaj dla kogo ty pracujesz? Jakich ich?-zapytała w końcu, odrywając wzrok od jedzenia.
-Obozy..-powiedziałem, wyjmując nóż i krojąc chleb-Widzisz? Nie warto być dziką.. Czasem lepiej przyłączyć się do dobrych osób-powiedziałem, po czym popatrzyłem na jej ranę na brzuchu, musiało to chyba jeszcze boleć, zresztą nie wyglądało dobrze.
Blanca tylko coś bąknęła, a ja kończyłem smarować kanapki.
-Może ci pomóc z tym brzuchem? Jestem medykiem, nie jednemu pomogłem.. -zaproponowałem, po czym przysunąłem w jej stronę dwie kanapki i zacząłem robić dla siebie.


<Blanca?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz