piątek, 1 września 2017

Od Jacqueline CD. Ruvika

Podniosłam obolałą głowę i podjęłam próbę przejścia do pozycji siedzącej. Jednak nagły ból zewsząd oraz gest Morgana powstrzymał mnie gestem ręki.
- Nie wstawaj! - prawie wstał. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, ale posłuchałam.
- To co mówiłeś o jakiejś księżniczce, królewnie czy tam jednorożcu? - mruknęłam szczelniej okrywając się kocem. Nam, wampirom zimno aż tak nie przeszkadzało w prawidłowym funkcjonowaniu, jednak… odrobiną ciepła także nie pogardzę.
- Eeeee… Chyba bardzo... mocno walnęłaś się... w głowę. - urywał, trzęsąc się z zimna. Coś jakby mnie tknęło, sparaliżowało. Poderwałam się z miejsca i oddałam mu koc, który i tak należał do niego. Nie pamiętam wiele takich impulsów, ale… jemu z pewnością bardziej się przyda.
- Nie wydurniaj się, Morgan! Śpiąca królewna powróciła do żywych i teraz musi ocalić inną królewską dupę przed zamarznięciem! - fuknęłam na widok jego protestu. Biedak już prawie w ogóle nie używał głosu. Po kilku nieudanych próbach okrycia go, w końcu przestał się rzucać i przyjął koc.
- A mogłabyś… mówić po prostu… Ruvik? - usłyszałam jego głos, gdzieś spod licznych warstw odzieży chroniących go przed chłodem. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Jackie… - rzuciłam, utrzymując ten wyraz twarzy. - Co z twoimi ludźmi?
- Dotarli… bezpiecznie… - odparł, wciąż trzęsącym się głosem. - Krótko po tym… straciłem łączność radiową...
- Najważniejsze, że są cali i bezpieczni. - mruknęłam w zamyśleniu. - Od dawna tu jesteśmy?
- Straciłem poczucie… czasu. Tutaj… strasznie się on… dłuży. Minuty wydają… się godzinami.
- Rozumiem… - rzuciłam, wpatrując się w padający na zewnątrz śnieg. Nagle moją uwagę odwrócił dziwny, regularny dźwięk. I wcale nie było to trzaskające ognisko. Odwróciłam głowę w stronę mojego towarzysza niedoli. Z rozbawianiem odkryłam, że ów odgłos wydawały jego szczękające zęby. Już zdążyłam zapomnieć, jak to jest być człowiekiem… Częściowo mi tego brakuje, ale… na pewno nie w takich sytuacjach. Hipotermia wcale nie jest powodem do wyśmiewania się z ludzkich słabości. Musiałam coś zrobić, żeby temu zapobiec. Tylko co? Nie zatrzymam tej śnieżycy, a ruszenie się z tej jaskini to najgłupsze, co możemy zrobić. Wywróciłam oczami ze zrezygnowaniem. Nie wierzę, że to robię!
- Morgan? - zagadnęłam, jednocześnie upewniając się, że wciąż żyje.
- Hmmm? - dobiegło mnie ciche mruknięcie z tamtej strony. Wstałam z ziemi i usiadłam za nim. Na krótki moment zabrałam mu oba koce.
- Chodź tu… - szepnęłam. Gdy już przylgnął ciałem do mojego, okryłam kocami nas oboje. - Tak powinno być minimalnie cieplej…
- Jackie?
- Tak?
- Ruvik, pamiętasz? Moje nazwisko… chyba za bardzo ci się podoba... że ciągle go używasz...
- Niech będzie, Ruvik…
Przez ten cały czas powtarzałam sobie w głowie jedno zdanie: „Jestem profesjonalistką, to dla mnie nic szczególnego!”, ale jakoś nie potrafiłam w to uwierzyć. Bliskość nigdy nie była dla mnie komfortowa, ale tym razem było… inaczej. Wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, aby ocalić mu życie. W końcu on zrobił dla mnie to samo...


Ruvik? (Ale nazwisko to akurat ma fajne xD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz