poniedziałek, 25 września 2017

Od Erica cd. Kiary & Reker'a

Byłem tak wnerwiony, że już praktycznie się do niczego nie nadawałem. Z Katriną się pokłóciłem, Chrisa dałem rodzicom, dzieciaki sobie jakoś radzą a ja to tylko myślę by nie zejść z bólu przez te cholerne nerki i z rozpaczy, która rozrywa moje serce. Dla czego to się do cholery dzieje?! Dlaczego wszystkiego dobrze nie przypilnowałem?!
Stukałem rytmicznie skuwką pióra o blat biurka nie mogąc zrozumieć treści czytanego przez siebie dokumenty. Literki zlewały mi się co po chwilę tworząc przed oczami wielką plamę czarnego tuszu od długopisu jednego z żołnierzy. Pewnie powinienem jeszcze trochę posiedzieć na medycznym, ale miałem to gdzieś! Nienawidzę tych białych ścian i niewygodnych łóżek, od których idzie dostać skoliozy kręgosłupa. Czytając po raz dziesiąty tą samą treść, której tak bardzo teraz nie rozumiałem, rzuciłem nią z hukiem o ścianę po czym z ogromnym wnerwieniem wypuściłem całe powietrze znajdujące się w moich płucach nosem niczym jakiś rozwścieczony byk. Zaraz tutaj zwariuję - pomyślałem masując skronie dłońmi jakby to miało mi w czymś teraz pomóc.
- Eric rusz się wreszcie leniu - mruknąłem na siebie na głos patrząc na nieco późną godzinę. Normalnie świetnie! Przesiedziałem tutaj cały dzień a jedyne co zrobiłem to tylko pięć dokumentów na trzydzieści! Nie no rekordy walę normalnie! Mrucząc na siebie pod nosem wstałem z krzesła oraz wyszedłem spokojnym krokiem z pomieszczenia kierując się w stronę wyjścia na zimny dwór. Chciałem tylko ponownie na własnej skórze odczuć te igiełki bólu... Chciałem tylko się otrząsnąć... Chciałem tylko, żeby to wszystko było tylko złym koszmarem... Chciałbym obudzić się rano jeszcze przed wojną, w normalnym domu gdzie dookoła jest moja rodzina. Nikomu nie stałaby się nigdy krzywda... Wiliam byłby normalny, Kiara wychowywałby się w normalnym domu z normalnym ojcem, który o nią dba. Nie rozumiem tego świata... Nie teraz... Nie w tych czasach...
Byłem już blisko zejścia na najniższe piętro, lecz nie dane było mi zejść po schodach, ponieważ pojawił się tuż przede mną Mason, który przyglądał mi się jak jakiemuś zombie, który potrafi mówić i śpiewa sobie o kolorach tęczy i jednorożcach.
- Coś się stało? - zapytałem nieco znudzony wiedząc, że takie patrzenie na siebie nie ma żadnego sensu.
- Tak - westchnął rozglądając się jeszcze dookoła jakby bał się, iż ktoś będzie chciał nas podsłuchiwać - Raczej ci się to nie spodoba... Może pogadamy o tym w twoim gabinecie? - zaproponował na co miałem ochotę walić głową o ścianę aż to krwi.
- Dopiero stamtąd wylazłem! - burknąłem obrażony ledwie powstrzymując się od tupnięcia nogą w ziemię, ale jednak uległem i wróciłem do tamtego przeklętego przeze mnie na dziś dzień pomieszczenia. Przekraczając tylko prób drzwi od razu rzuciłem się w stronę fotela obrotowego, które pod moim ciężarem ciała nieprzyjemnie dla ucha zapiszczał - Co się dzieje, czemu się dzieje i dlaczego się dzieje - mruknąłem pod nosem spychając nie uzupełnione papiery w kąt biurka by mi teraz nie przeszkadzały.
- Pamiętasz tamtych nauczycieli co Kiara i Reker dostali po nich klasę? - zapytał dość niepewnie jakby miał zaraz za krę dostać "Quo Vadis" w łeb, a to by bolało na pewno.
- Pamiętam te ścierwa doskonale... Obiecali poprawę a nic dzieciaków nie nauczyli - odpowiedziałem z prychnięciem przypominając sobie pamiętny dzień egzaminu, w którym najlepiej poradziły sobie tylko dwie klasy a reszta to albo na farcie przeszła albo oblała po całości - Dobra, ale do czego zmierzasz? - dodałem nagle widząc jak chce powiedzieć już w ciul długie zdanie.
- No... Ich cała klasa jest teraz na medycznym i mają poważne obrażenia... Dopiero teraz wszyscy się dowiedzieli, że znowu uczyli ich samej teorii nawet w terenie i na dodatek bili. Jeden chłopiec jest w stanie krytycznym. To ten najmłodszy... Wiesz ten Donatello - rzekł a ja zacisnąłem ze wściekłości pięści - Dzieci, które ponoć ginęły z rąk Trupów i Demonów były tak na prawdę zabijane przez nich dla własnej uciechy - powiedział jeszcze i pewnie na wszelki wypadek zrobił krok w tył.
- Człowiek chce być miły, daje im drugą szansę a oni czym się do cholery odwdzięczają?! - ryknąłem niespodziewanie po kilku minutach ciszy - Są kurwa nauczycielami! Powinni wiedzieć co i jak się robi! Skrzywdzili niewinne dzieci, które teraz bardzo ciepią! Ja im dam! Skończyło się głaskanie po główkach! Teraz to zobaczą na co mnie stać! - darłem się strasznie nie zważając na nasilający się ból gardła oraz nerek, które co kilka sekund przypominały mi o swoim istnieniu. Tylko teraz mi tego cholerstw brakowało - fuknąłem na to wszystko w myślach nie mogąc opanować swoich nerwów. Nie czekając w ogóle na złotookiego, zerwałem się na równe nogi oraz poszedłem znaleźć tych idiotów, którzy zapewne będą łazić w swojej obecności więc o tyle będzie mi chociaż łatwiej.
Szedłem wnerwionym krokiem przez korytarz próbując powstrzymać się od innych negatywnych uczuć. Myślałem, że zaraz eksploduję niczym jakiś wulkan, ale widok Kiary i Rekera idących w moją stronę zadziałał niczym kojący balsam. Uśmiechnąłem się do nich szczerze po czym przyśpieszając nieco kroku znalazłem się po kilku sekundach obok nich.
- Jak tam leci? - zapytałem szturchając siostrzenicę nieco w bok by się rozchmurzyła.
- Jakoś... - odpowiedziała mi bez żadnych chęci dlatego połaskotałem ją po szyi by chodź przez chwilę się zaśmiała.
- Nie łamcie się... Będzie dobrze... To nie wasza wina... Spokojnie. Jeśli ktoś będzie mieć jakiś problem to spotka się ze mną i mu wszystko dobitnie wytłumaczę - rzekłem z naciskiem na ostatnie słowa.
- A ty gdzie tak pędzisz? - spytała nagle niebieskooka przyglądając mi się z niemałą uwagą.
- Muszę pozbyć się kilku ścierw z tego świata - stwierdziłem krzyżując ręce na klatce piersiowej co wywołało kolejną falę bólu związaną z moimi nerkami.
- Chodzi o tamtych "nauczycieli"? - zagadnęła z ogromną drwiną oraz zabójczym błyskiem w oczach.
- Tak córcia tak - mówiąc to pogłaskałem ją po głowie - Muszę już lecieć zająć się kundlami... Przyjdę do was później - uśmiechnąłem się do niej jeszcze oraz ruszyłem w dalszą trasę by znaleźć pieprzone pokraki.
*****
Nie minęło czterdzieści pięć minut a ja już siedziałem na sali torturą z czwórką nieprzytomnych idiotów. Przygłupy nawet nie wiedziały kto sprzedał im uderzenie w potylice... Cieniasy... I to oni mieli ćwiczyć nowych wojskowych? Phi!
Podrzucałem sobie w ręce nóż myśliwski nie przecinając sobie w ogóle skóry. Przymknąłem z zadowoleniem oczy wyobrażając sobie jak ostrze wbija się w krtań jednej z moich ofiar. Cóż jak to wszyscy mówią... Jestem sadystą... Przepraszam, ale tak zmienił mnie ten przepiękny świat i wojsko więc nie ma co się dziwić. Słysząc jak jeden z nich zaczyna stękać co wiązało się z przebudzeniem, uśmiechnąłem się niczym psychopata przy czym zacisnąłem rękę mocno na rękojeści noża.
- Pierwszy kundel bury się ocknął? - zadrwiłem przygryzając lekko dolną wargę. Mężczyzna mruknął coś niezrozumiałego pod nosem po czym szarpnął rękami co niewiele mu dało. Kilka razy powtórzył jeszcze tą czynność aż w końcu spojrzał w moją stronę z ogromnym zdziwieniem.
- Ty... - rzekł zaciskając ze złości zęby, lecz na mnie nie zrobiło to najmniejszego zbawienia.
- Co ja? - uśmiechnąłem się niewinnie - Zdechniesz jeszcze dzisiaj więc się tak nie martw - dodałem po kilku sekundach ostrym jak brzytwa tonem.
- Bachorze pieprzony masz mnie w tej chwili rozwiązać i przeprosić! - warknął wściekle, ale ja bym to porównał to jakiegoś szeptu.
- Po pierwsze to stul mordę - wrzasnąłem trzy razy głośniej od niego uderzając go tak mocno w ten durny pysk, że prawie zarył łbem o podłogę - A po drugie to dzisiaj zobaczysz jak to jest gdy ktoś się nad tobą znęca! Tak było wam fajnie krzywdząc te niewinne nikomu dzieci? Teraz mają z pewnością tak zepsutą psychikę, że aż szkoda na nie patrzeć - fuknąłem przydeptując mu z ogromną siłą stopę, iż dało się usłyszeć chrupot łamanej kości. Oczywiście nie muszę chyba mówić, że wydarł się przy tym jakbym mu całą nogę na żywca odciął... W sumie to bardzo kusząca propozycja! Muszę to sobie gdzieś zapisać... Wracając jednak do tematu to zacząłem widzieć, iż reszta tłumoków się budzi. Zawiedziony tym, że nie będę mógł wyskoczyć z cienia jak jakiś morderca, oparłem się plecami o ścianę i zacząłem ich wszystkich czujnie obserwować.
Stękali i jęczeli niczym nastoletnie dziunie po stosunku seksualnym, ale może nie zachodźmy w szczegóły... Byli tacy śmieszni i głupi... Czemu ja ich nie sprowadziłem tutaj za pierwszym razem? Dobra było, minęło liczy się tu i teraz!
- No wreszcie - westchnąłem udając zmęczonego - Który pierwszy się pisze na niezapomniane wspomnienia? - zaśmiałem się odwracając do nich na ułamki sekund plecami by złapać do swoich rąk kastet, który idealnie pasował na moją dłoń - Może ty - wybrałem pierwszego gagatka, którym rzuciłem o ścianę wraz z krzesłem. Roztrzaskał sobie trochę łeb, ale co mnie tam to będzie obchodzić. Podszedłem do niego pewnym siebie krokiem oraz przyłożyłem mu porządnie w brzuch - Teraz zapłacicie za to co zrobiliście tamtym dzieciom - mruknąłem pod nosem kopiąc go teraz poniżej pasa w najczulszy punkt faceta na co popłakał się z bólu. Nie przejmując się niczym wykręciłem mu rękę na tyle, że się połamała oraz rzuciłem z nią ponownie od ścianę. Co jak co, ale siłę to ja miałem wilkom... Może i mam dopiero trzydzieści cztery lata, ale nie pozwolę sobie podskakiwać! Niech wiedzą kto tu do cholery jasnej rządzi! Poza tym powinni być wdzięczni, że sam założyciel się z nimi użerać musi a nie pierwszy, lepszy kat. Porzucałem brunetem jeszcze przez kilka minut aż w końcu przygniotłem go butem do ziemi - Znaj łaskę pana - prychnąłem wiążąc go ze ścianą grubymi i ciężkimi łańcuchami by czasami mi nie zwiał - Następny! - krzyknąłem wściekle ciągnąć za kłaki środkowego "nauczyciela" który w mgnieniu oka znalazł się na środku pomieszczenia. Nie zastanawiając się w ogóle wziąłem ze stolika glocka, którym wycelowałem w kolejnego, nowego niewolnika.
- Nie proszę - powiedział ze strachem patrząc w lufę broni, która była wymierzona w jego kolano.
- Baj, baj - zaśmiałem się strzelając w wybrane przez siebie miejsce dzięki czemu zawył żałośnie.
- Piter! - krzyknął blondyn z pozostałej dwójki patrząc ze strachem na swojego kumpla, który już beczał z bólu.
- Cichaj kundlu tobą też się później zajmę - fuknąłem ostrzegawczo by już więcej się nie odzywał nie pytany, ponieważ mogło się to dla niego źle skończyć - No to co Piterku? Kontynuujemy - westchnąłem strzelając mu teraz w brzuch po czym w jego cenny skarb, którego chyba żałował najbardziej. Upokorzyłem go i o to mi chodziło... Chciałem, żeby poczuli się najgorzej jak tylko się da... Żeby postawili się na miejscu tamtych, biednych dzieciaków. Kiedy po następnych, losowych postrzałach zaczął tracić przytomność, chlusnąłem go wiadrem zimnej wody dzięki czemu niemal od razu się otrząsnął i popatrzył na mnie z ogromnym strachem. Rzuciłem nim jeszcze parę razy o ściany po czym podzielił los swojego kolegi, który bał się teraz poruszyć choćby o milimetr.
Reszt też nieźle oberwała... Było oczywiście wyrywanie paznokci, znakowanie, robienie z nich jeży, potraktowałem nawet jednego z nich wybielaczem, który znalazłem w jednej z szaf! Nie zapominajmy też o ulubionym narzędziu robieniu krzywdy - biczu. Hm... Co ja im jeszcze robiłem? Ah tak! Przetestowałem trochę nieznanych mi substancji na ich organizmach oraz poodcinałem kończyny. Na tym się niestety skończyło, bo umarli z dużej utraty krwi... Znowu byłem cały unorany jakbym wrócił z uboju krów czy tam świń a w sali było dużo do sprzątania, lecz nie przejmowałem się tym w najmniejszym stopniu. Opuściłem tylko salę zaczynając kierować się do swojej sypialni.
Krok, ból, krok, ból, krok, ból... Już ledwie co stałem na nogach przez te cholerne nerki, które zachowywały się tak jakby toczyły starcie z jakimś młotkiem. Kiedy tylko dotarłem do swojego lokum, szarpnąłem natychmiastowo klamkę i niemal na kolanach polazłem do łóżka, na które runąłem jak kłoda. Zabrałem kilka gwałtownych wdechów próbując powstrzymać się od krzyku, który nie miał prawa zawładnąć moim głosem.
Nie mogąc już wytrzymać przymknąłem oczy, czułem chłód próbujący mnie zabrać... Z jednej strony chciałem podążyć za nim z drugiej natomiast zostać tu gdzie jestem. Słysząc jakiś szmer otworzyłem swoje słabe oczy oraz zobaczyłem przed sobą Katrinę. W pierwszej chwili miałem ochotę na nią nawrzeszczeć, że nie ma prawa tutaj wchodzić, lecz po chwili namysłu posłałem jej delikatny uśmieszek pomieszany z bólem przeszywającym moje ciało.
- Eric? - powiedziała zmartwiona moje imię dotykając moich pleców co wywołało cichy syk z mojej strony.
- Sprowadź Kiarę... Ona mi pomoże... - jęknąłem rozpaczliwe - Nie masz prawa nikogo oskarżać... Masz ich solidnie przeprosić - dodałem jeszcze na co ona pokiwała od razu głową. Kurwa jak tak dalej będzie to tu umrę - pomyślałem z ochotą skulanie się jak najmocniej tylko potrafię.

<Kiara? :3 Córuś Erica jesteś xd Katrina przeprosi xd On umiera z bólu prawie xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz