- Nie ma za co - westchnęłam, bawiąc się rąbkiem bluzki. Wiedziałam, że zrobiłam dobrze, ale fakt, że w ogóle pomyślałam o uratowaniu go, przerażał mnie. Robiłam się troskliwa, choć w najmniejszym stopniu. Nie chciałam tego, wolałam samotność do moich ostatnich dni. Nie szukałam przyajciół, ani nawet znajomych, dla mnie ważne było tylko to, aby przeżyć.
Musiałam trochę pobyć sama i to przemyśleć.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytałam nieobecnym głosem, zmuszając się do nikłego uśmiechu.
- Nie, dzięki - powiedział, leżąc na kanapie z zamkniętymi oczami.
- To dobrze - mruknęłam. - jadę załatwić pewne sprawy, poradzisz sobie sam? - dodałam po chwili. Nie chciałam go mieć na sumieniu. Sama nie wiem co się ze mną dzieje, bo gdybym zobaczyła go w takim stanie, to jeszcze bym go dobiła, a teraz pytam się go, czy poradzi sobie pod moją nieobecność.
- Jasne, że tak - mrugnął, poprawiając koc, pod którym leżał. - nie przejmuj się.
- Dobrze, to ja jadę - powiedziałam, po czym po prostu wsiadłam z powrotem do samochodu i pojechałam. Nie wzięłam nic ciepłego, abym mogła się ubrać, dlatego nie zdziwię się, jeśli szczękaniem zębów obudzę trupy. Jechałam szybko, chciałam się rozerwać, a szybka jazda mi to umożliwiała. Co lepsze, byłam bardzo szybko na miejscu. Miejsce docelowe było biblioteką. Przedtem przyjrzałam się dokładnie jakie książki wziął Nick i szczerze powiedziawszy, znałam tylko jedną o podobnej tematyce, dlatego wzięłam ją, bo Nick jakiejś szukał. Wolałam wziąć coś na chybił trafił, niż jeździć kilkaset razy w tę i we w tę. Wzięłam szybko to, co miałam i pojechałam na obrzeża miasta, standardowo po odbiór naboi i nowych broni. W budynku mieszkał Jeffrey, mój były kolega, teraz nasze kontakty ograniczają się do czystych interesów. Wzięłam to, co miałam, zapłaciłam i ruszyłam do warsztatu. Droga tym razem niemiłosiernie mi się dłużyła, pudła z bronią i ciężką amunicją podskakiwały na każdym dołku, coraz spadając z siedzeń. Westchnęłam zirytowana, kiedy dojechałam na miejsce i zobaczyłam istne pole walki. Wiedziałam, że Nick nie bardzo jest w stanie walczyć, dlatego szybko pobiegłam w stronę nacierających na warsztat, wygłodniałych zombie, zastanawiając się, co takiego uczyniliśmy, że nie mamy ani dnia wolnego.
<Nick?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz