- Dzięki - mruknęłam cicho. - ale doskonale wiesz, bez tego też bym sobie poradziła - podniosłam dumnie głowę, na co chłopak się tylko zaśmiał i przytaknął, ale tak na odczepne. Żeby tylko nie wyglądało, jakbym była od niego w najmniejszym stopniu zależna.
- Powiedzmy, że tak - powiedział, składając wszystkie swoje rzeczy. - idź spać. - powiedział, podświadomie wiedząc, że przecież jest środek nocy.
- Nie trzeba, świetnie się czuję i nie jestem zmęczona - wstałam gwałtownie, ale rana mnie od tego zabolała. Zapamiętać, już nigdy się tak szybko nie zrywać z pozycji siedzącej. Ze skwaszoną miną podeszłam do wieszaka z ubraniami i nałożyłam pierwszą lepszą bluzkę, która wyglądała na trochę bardziej wytrzymałą od jej poprzedniczki.
- Co uważasz o obozach? - zagaił, prawdopodobnie tylko dlatego, żeby nie zapadła cisza. Jednak i ona mi nie przeszkadzała. Wzruszyłam tylko ramionami i zaczęłam mówić:
- Jak dla kogo, ale dla mnie nie potrzebne. Nie umiem pracować w grupach, nie lubię tłumów i na ogół nie dogaduję się z ludźmi. Niby należę do demonów, jednak to nic nie zmienia, dalej działam sama i nie przeszkadza mi to - powiedziałam w skrócie, jednak nie zadałam kluczowego do podtrzymania pytania, "a ty?". Miałam wystarczająco dużo zajęć na ten moment. Wypakowałam wszystkie rzeczy, które zdobyłam w kamienicy. Nie było ich dużo, jednak tyle, że wystarczą na jakiś czas, a przynajmniej powinny. Jedzenie było rzeczą bardzo ograniczoną dla kogoś takiego jak ja - samodzielnego. Nie miałam w nikim wsparcia i z każdą rzeczą musiałam radzić sobie sama, ale nie przeszkadzało mi to, co więcej - zdążyłam polubić te wszelkie drobne polowania, czy obszukiwanie budynków.
- Muszę jechać do biblioteki, nie wziąłem jednej książki - usłyszałam głos chłopaka. Wyrwana z letargu, rozejrzałam się pustym wzrokiem, aby następnie przytaknąć.
- Jadę z tobą. Nie mam co robić, może się przydam - nie spytałam, tylko stwierdziłam. Nawet gdyby chłopak nie chciał mojego towarzystwa, zamierzałam być z nim tylko do momentu dojazdu do miasta, potem nasze drogi się rozchodziły, ja miałam swoje sprawy, a on swoje. Zanim ja je załatwię, on znajdzie książkę i znów się spotkamy w drodze powrotnej, a przynajmniej tak mi się zdawało.
- W takim razie pojedziemy samochodem, będzie bezpieczniej - powiedział, a ja skinęłam głową i narzuciłam na siebie pierwszą lepszą kurtkę, wzięłam wypełniony po brzegi plecak i wsiadłam do samochodu za kierownicę, dając mu do zrozumienia, że to ja kieruję. Bardzo to lubiłam i nie zamierzałam odmawiać sobie tej przyjemności, nawet kiedy okoliczności nam nie sprzyjały.
Chłopak zamknął tylne drzwi, kiedy pies wskoczył na siedzenia, po czym sam zajął miejsce z przodu. Odpaliłam i wolo wyjechałam z warsztatu, aby potem przyspieszyć. Jechaliśmy w ciszy, ale nie takiej niekomfortowej, tylko normalnej i o dziwo, odpowiadało mi to. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, zaskoczyła nas spora grupka trupów, kiedy zaczęła biec w stronę naszego samochodu. Nieopodal leżały jakieś zwłoki, ale nie przejęłam się tym, tylko wycofałam samochód. Po chwili zauważyłam, że jesteśmy otoczeni.
<Nick?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz