niedziela, 27 sierpnia 2017

Od Erica cd. Kiary

Było źle... Kurwa było bardzo źle! Nie dość, że jakieś jełopy zaczęły nas atakować to jeszcze koń Kiary najprawdopodobniej nie żyje... Po prostu kurwa pięknie! Chłopacy starali się odeprzeć atak wrogów, ale marnie im to szło, ponieważ nas było mniej niż tamtych typów, ale i tak staraliśmy się, niektórych pozabijać. Musimy się wycofać - pomyślałem gdy jeden pocisk przeleciał tuż nad moją głową a drugi rozdarł mi policzek, lecz na szczęście nie cały. Czułem jak ciepła maź spływa po mojej skórze co wywołało u mnie efekt wzdrygnięcia się. Nie mogłem już dłużej czekać. Dałem wzrokowo sygnał swoim żołnierzom, że się zmywamy co zrozumieli niemal od razu przekazując ten sam komunikat dziewczyną, które na ich słowa pokiwały tylko głowami. Wiedziałem, że Kiara na pewno nie będzie chciała teraz opuścić tego miejsca a co najważniejsze ciała zmarłego wierzchowca dlatego szybko do niej podbiegłem ryzykując przy tym własnym życiem oraz siłą odciągnąłem ją od ogiera pakując na Diabla a potem odjechaliśmy cwałem w stronę naszego obozu.
Siostrzenica ciągle się szarpała i chciała wrócić do Feniksa, ale ja silnie ją trzymałem nie pozwalając mi uciec ani na sekundę. Później na pewno ktoś pojedzie po jego ciało... Nie mogłem pozwolić by ukochany koń Kiary skończył z gnijącym ciałem gdzieś pośrodku lasu. Wiedziałem, że będzie trudno opanować jej uczucia a najbardziej tą tęsknotę i smutek za nim. Nie mogę sobie wyobrazić co by było gdybym stracił Diabla... Pewnie skończyłbym z jazdą konną, ponieważ innemu koniowi nie ufam tak mocno jak temu karusowi... Gdyby nie on to pewnie w życiu już nie wsiadłbym na konia a wszystko przez to cholerne wojsko. Wracając jednak do tematu to byliśmy już długo w drodze a Kiara jakby odcięła się od całego świata. Ciągle wpatrywała się w ziemię a mi zdawało się, że w tym dziecku już nie było żadnej radości co mnie niesamowicie zmartwiło oraz zasmuciło, ale tego drugiego nie ukazałem nikomu. Obwiniałem się, że nie zdążyłem zauważyć wrogów, którzy pewnie za nami już niezły kawał leźli... Jaki ze mnie przywódca skoro nie umiałem zauważyć tak głupie rzeczy? Zanim się obejrzałem wjechaliśmy na plac naszego obozu gdzie wydałem ludziom rozkaz by zajęli się nowymi osobami a sam wróciłem z młodą na rękach do ratusza. Była taka nieobecna... Taka smutna... Serce mi się po prostu łamało gdy ją obserwowałem, ale wiedziałem, że zwykłe i głupie przepraszanie nic tu nie da... Nie wiedziałem czy w ogóle usłyszy to co do niej powiem, gdyż z własnego doświadczenia wiem, iż odcięcie od świata może przebiegać na kilka sposobów.
Poszedłem po cichu do swojego gabinetu gdzie usiadałem z nią na kolanach na swoim krześle oraz mocno ją do siebie przytuliłem. Trwaliśmy tak przez dobre trzy minuty aż nagle poczułem na rękach ciecz i z pewnością nie była to spływająca z mojego policzka krew. Niemal od razu zorientowałem się, iż są to łzy mojej, małej siostrzenicy... Płakała i już nie powstrzymywała emocji... Rozumiałem ją bardzo dobrze i pozwoliłem teraz na wszystko. Chcąc ją jakoś uspokoić zacząłem głaskać ją uspokajająco po plecach.
- Już dobrze... Ciii... Spokojnie... Damy radę... - mówiłem niemal w kółko nie zaprzestając tulenia i głaskania dziewczyny, która była teraz totalnie zrozpaczona i załamana całą sytuacją. Mrok panujący za oknami zdawał się ciemniejszy niż zwykle. Na niebie nie pojawiły się żadne gwiazdy a księżyc okryły chmury nie pozwalając jego światłu pojawić się w naszym świecie. To wszystko było niczym okropny koszmar, z którego nie dało się obudzić. Z jednej strony miała być to tylko zwykła przejażdżka po terenach naszego obozu a wyszła jakaś totalna katastrofa. Może lepiej nie byłoby jechać za śladami tamtych koni? Nie... W tedy zginęliby niewinni ludzie...
Nie wiedziałem ile tak siedzieliśmy w jednym miejscu... Moja próba uspokajania Kiary skończyła się na tym, iż niebieskooka zasnęła mi na kolanach wyczerpana płaczem i szokiem, który przeżyła. Nie zastanawiając się już dłużej, zaniosłem ją do jej pokoju. Reker był jeszcze na misji z drużyną a dzieciakami zajmowali się moi rodzice dlatego miała tutaj niesamowity spokój. Ściągnąłem jej jakoś burty oraz przykryłem ciepła, puchatą kołdrą by czasami nie zmarzła. Pogłaskałem ją jeszcze po głowie i chwilę na nią popatrzyłem po czym wyszedłem z pomieszczenia kierując się do siebie. Synuś tak samo jak i Katrina już spali dlatego nie mając ich co budzić poszedłem się tylko umyć a potem jak się pewnie spodziewaliście, położyłem się obok mojej ukochanej i zmorzył mnie krótki i niespokojny sen.
****
Minęły trzy dni... Trzy długie dni podczas, których spadło jeszcze więcej śniegu oraz nie dało się złapać żadnego kontaktu z Kiarą. Wpatrywała się tylko w jeden punkt na suficie bądź ścianie i tak przebiegał jej dzień a w nocy jakoś się ją zmuszało do spania. Oczywiście podawaliśmy jej duże dawki złotego pyłu by nam już całkiem nie zwariowała, ale według mnie popraw nie było widać, ale lekarze ją na szczęście w małym stopniu widzieli. Dawaliśmy jej kilka dawek dniowo, ale i tak się o nią strasznie martwiłem tak samo jak dziadkowie jej mąż i dzieciaki... Jak wiadomo oczy dziecka widzą więcej niż dorosłego więc był to dla nich pewnego rodzaju też stres.
Jeśli chodzi o Feniksa to spoczywał on tam gdzie reszta zasłużonych koni czyli na cmentarzu blisko ratusza, bo jest on zaledwie dziesięć metrów dalej. Wypełniałem właśnie papiery, których jak zwykle uzbierał się cały stos aż nagle naszło mnie nie wiedząc czemu na przejażdżkę konną.
Z początku chciałem sobie taki pomysł wybić z głowy i skupiałem się coraz więcej na kartkach papieru, ale i tak z upływem dwudziestu pięciu minut poddałem się pokusie. Ubrałem się szybko w ciepły mundur, na którym dodatkowo wylądował ciepły płaszcz oraz cichaczem ruszyłem do stajni gdzie jak zwykle przywitało mnie ciche rżenie Diabla. Na wstępie dałem mu kilka kosteczek cukru po czym po starannym i szybki wyczyszczeniu zacząłem go siodłać.
Ogier do drogi gotowy był już po piętnastu minutach dlatego bez wahania wsiadłem na jego grzbiet i ruszyłem dla odmiany w stronę południa. Biały puch skrzypiał pod kopytami mojego wierzchowca, który co jakiś czas parskał oraz próbował sobie bryknąć. Zima nie należała do jego ulubionych pór roku co doskonale rozumiałem, ale wolę teraz nie poruszać tego tematu.
Byliśmy już nieco oddaleni od ratusza aż tu nagle usłyszałem jakieś rżenie konia. Od razu zatrzymałem swojego karusa i zacząłem rozglądać się dookoła próbując dostrzec gdzieś jakieś konisko, ale to wszystko było na marne.
- Musiało mi się coś zdawać albo już jestem zmęczony tą robotą - powiedziałem sam do siebie klepiąc rumaka po szyi co niesamowicie mu się spodobało. Po chwili postanowiłem ruszyć dalej, ale nie kłusem, lecz galopem. Igiełki zimna zaczęły wbijać się w moją twarz, ale nie przeszkadzało mi to w żadnym stopniu. Nie cieszyłem się długo jednak tą "wolnością" dlatego, że znowu usłyszałem to dziwne rżenia a na dodatek teraz doszło do tego walenie kopytami o ziemię. Znowu zatrzymałem Diabla rozglądając się dookoła. Nagle zobaczyłem w okolicach krzaków jakiś ruch, który mnie zaniepokoił dlatego pogoniłem w tamtą stronę konia aż tu nagle zobaczyłem ducha feniksa! Gniadosz patrzył na mnie spokojnym wzrokiem, ale pełnym smutku - Feniks? Co ty tutaj robisz koniku - zdziwiłem się bardzo chcąc go złapać, ale moja ręka przeszła niczym przez powietrze. No tak w końcu to tylko duch... Ogier odwrócił się do mnie tyłem oraz zaczął iść do przodu co oznaczało, że mam za nim podążać dlatego tak postąpiłem. Diablo też tak zrobił nie oddalając się ode mnie ani przez chwilę... Warto dodać, że był bardzo czujny co wzbudziło we mnie trochę złych przeczuć.
Po około dziesięciu minutach przedzierania się przez jakieś chaszcze znalazłem drugiego konia, który nie wiedząc czemu wydawał mi się znajomy. Zmarły wierzchowiec mojej siostrzenicy podszedł do niego oraz trącił go swoim łbem na co ten odwdzięczył mu się tym samym. Wyglądał na takiego smutnego i zagubionego, że aż zrobiło mi się go w duszy żal.
Długo czekać na swoje zauważenie nie musiałem. Początkowo skulił na mnie uszy i chciał zaatakować, ale Feniks szybko go uspokoił nie pozwalając mi zrobić krzywdy. Pogadały sobie coś tam po końskiemu co chyba wywołało zdziwienie nieznanego mi koniska, które podeszło do mnie z zainteresowaniem oraz zaczęło mnie obwąchiwać, a kiedy wyczuło kosteczki cukru w mojej kieszeni zaczął mnie szturchać w tamtym miejscu jakby mówił coś w stylu "Daj mi, daj trochę, nie bądź skąpiec". Nie mogąc już wytrzymać z rozbawienia dałem mu kilka smakołyków tak samo jak Diablowi, który później z zazdrości strzelałby na mnie fochy.
Nawet nie zauważyłem kiedy Feniks rozpłynął się w powietrzu, ale miałem jakieś dziwne przeczucie, iż jeszcze dzisiaj go spotkam. Kiedy już w miarę oswoiłem się z siwkiem wyciągnąłem do jego łba spokojnie rękę by go pogłaskać. Po chwili namysłu koniska to zgodziło się na pieszczoty więc dużych problemów nie sprawiało. Gdy upłynęło jakieś dziesięć minut postanowiłem zabrać naszego nowego towarzysza do nowego domu. Trochę się przy tym stawiał, ale chyba gdy przypomniał sobie słowa swojego yyyyy... no brata czy coś to złagodniał i dał się poprowadzić. Jakimś dziwnym trafem pomyślałem, że będzie to idealny koń dla Kiary! W końcu jeśli miał coś wspólnego z Feniksem to będzie git!
****
W Śmierci byliśmy już po trzydziestu minutach gdzie wszyscy ze zdziwieniem przyglądali się siwemu. Nie zwracałem jednak na to zbytniej uwagi tylko od razu poszedłem do stajni gdzie wpakowałem wierzchowca do boksu po Feniksie a Diablo sam poszedł do swojego miejsca gdzie na spokojnie zaczął czekać za stajennym, który miał go rozsiodłać. Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej pobiegłem niczym błyskawica do siostrzenicy. Nikogo nie było w pokoju dlatego było mi w pewnym sensie prościej.
- Ruszaj się mam dla ciebie coś ważnego - rzekłem do niej, ale ta nie zareagowała na moje słowa tylko dalej patrzyła się z zainteresowaniem na ścianę - Kiara ściany są ładne, ale nie ma teraz na to czasu! - mruknąłem ciągnąc ją na rękę a dzięki mojej sile wstała od razu. Oczywiście nie ciągnąłem ją za łapki by jej je wyrwać tylko, żeby zaciągnąć ją do tej głupiej stajni. W końcu rezygnując z ciągnięcia jej po ziemi, bo ta nie miała na chodzenie żadnych chęci, wziąłem ją na ręce i wziąłem ją tam gdzie wam mówiłem. Będąc już na miejscu postawiłem ją przed boksem ogiera, który patrzył na nią z zainteresowaniem w oczach - Patrz! Widzisz? To brat Feniksa - powiedziałem jej spokojnie wskazując siwka.

<Kiara? :3 Feniks się pokaże też xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz