- Tak! - powiedziałam i zabrałam się razem z nim za otwieranie tych cel w których byli więzieni ludzie... Właściwie to szkielety, gdyż byli tak przeraźliwie chudzi, że nie mięli prawie tkanki mięśniowej... Boże co oni zrobili tym wszystkich ludziom?! spytałam sama siebie w myślach jakoś działałam z pomocą innych, którzy również przyszli na pomoc i tak samo jak my, byli przerażeni stanem tych ludzi! Najgorzej jednak było z dziećmi... Płakały strasznie z głodu, bólu i strachu. Miały od 5 do 11 lat góra.
Ludzie się kulili i bali naszego dotyku jakbyśmy ich mięli zaraz skatować. No w sumie to musiało to być dla nich przerażające że tyle zupełnie obcych ludzi do nich przyłazi, ale my chcieliśmy im tylko pomóc!
- Spokojnie nie zrobimy wam krzywdy... Teraz nic wam nie grozi! - powiedziałam spokojnie, trzymając w rękach koc, dla jednego z dzieci, które było przestraszone do granic możliwości, a oczy to wyglądały jakby z orbit miały mu wyskoczyć... Chłopiec odsunął się jeszcze dalej, więc zamiast tego, wyciągnęłam z kieszeni kanapkę, którą wyjęłam z folii i wyciągając ostrożnie rękę, mu ją podałam - Zjedź nie bój się kochanie! - powiedziałam łagodnie z przyjaznym lekkim uśmiechem, na co chłopczyk zaczął niepewnie się przybliżać i capnął szybko kanapkę, po czym powąchawszy ją, zaczął bardzo szybko jeść jakby toś miał mu ją zabrać!
Mówię wam, normalnie sama skóra i kości! To naprawdę przerażający widok... Chłopczyk nagle się zakrztusił gdyż zbyt szybko jadł, wiec szybko lekko klepnęłam go między łopatki, co zapewne go jeszcze bardziej przeraziło, ale mu pomogło! Szybko sięgnęłam po wodę w małej buteleczce, którą mu otworzyłam i również podałam spokojne. Z moich rąk bardzo niepewnie chciał wziąć wodę, ale wyczułam, że nie utrzyma butelki, gdyż jego mięśnie były zbyt słabe...
- Spokojnie przytrzymam ci wodę.... Jest troszkę ciężka dla Ciebie... Nie bój się, pij! - zachęciłam go, kiedy lekko przybliżyłam butelkę z wodą, którą lekko sobie poprawił niepewnie, a raczej ustawił moją rękę i zaczął łapczywie pić bezbarwną ciecz. Był tak spragniony, jakby nigdy nie pił! Wychlipał niemalże całą wodę, a później wziął jeszcze dwa gryzy i już więcej nie mógł... Zrobił się senny, więc okryłam go delikatnie kocem, czym się zdziwił, ale cały czas trzymał resztki kanapki przy sobie, boją się, że ktoś mu ją może zabrać.
Z tego co widziałam kątem oka, to inni postępowali tak samo z wygłodzonymi ludźmi i powoli troszkę zaczynali nam ufać, co było za sprawką prowiantu, wody i spokojnego postępowania! Inaczej byśmy ich do siebie nie przekonali... Co najgorsze, każdy siedział w osobnej celi, przez co nawet kiedy dzieci były przerażone, nie mogły się przytulić i poczuć troszkę bezpiecznie w ramionach swojego rodzica...
Wzięłam chłopca ostrożnie na ręce, przez co się spiął i jęknął przestraszony troszkę się kuląc, więc pogłaskałam go delikatnie po główce. Miał jakieś 6 lat... Kiedy zrobiłam ten dla niego dziwny ruch i na pewno przez niego lekko zapomniany, spojrzał na mnie swoimi szarymi oczyma zdziwiony.
- Spokojnie... Nie zrobię Ci krzywdy! Jestem Kiara, a Ty? - spytałam spokojnie, okrywając go bardziej grubym kocem i spokojnie wynosząc z tego miejsca.
- L-lui-is... - za jąkał się nadal przestraszony z lekka.
- Bardzo ładnie... Luisku gdzie twoja mama, tata, albo rodzeństwo? Widzisz ich gdzieś tutaj? - spytałam, a on zaczął się powoli rozglądać.
- N-nie w-widzę ich tu... - powiedział lekko płaczliwym tonem głosu i spojrzał na mnie oczami, które zaczynały przybierać szklistą postać.
- Spokojnie... Niektórzy są już na górze, więc nie martw się! Jakoś ich znajdziemy, nie bój się! Pomogę Ci dobrze? - spytałam znowu łagodnie, głaszcząc chłopca po główce, dodając mu tym samym lekkiej otuchy, co na szczęście pomogło!
- Chcę do m-mamy i tat-ty... - powiedział, na co łagodnie się uśmiechnęłam.
- Znajdziemy ich! Spokojnie... - rzekłam i wyszłam powoli z lochów, kierując się na górę, gdzie wyszłam na zewnątrz.
- Tam! Mama! - chciał krzyknąć ale głos odmówił mu w pewnym stopniu posłuszeństwa, więc powiedział to bardzo chrypliwie.
Podeszłam do jego matki, która jak na razie była nieprzytomna i zajmowali się nią lekarze, by jakoś przywrócić ją do w miarę normalnego stanu i żeby utrzymać ją przy życiu.
- Co się dzieje mamie? - spytał płaczliwie.
- Nie martw się! Mamusia musi troszkę odpocząć, ale będzie dobrze, nie martw się! Lekarze zaraz wezmą Twoją mamusię i innych oraz pojedziemy w bezpieczne miejsce dobrze? - spytałam spokojnie, a on skinął powoli głową.
< Eric? ;3 jedziem do domu xdd Riders Storm ich zobaczą? ;c I pojedziemy do nich? xdd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz