poniedziałek, 1 maja 2017

Od Kiasa cd. Sary

Zrobiło mi się żal siostry, że tyle przeszła... Niby wiedziałem, że coś w wieży było nie tak, iż tutaj została, ale nie sądziłem, że jest aż tak źle! Byłem wściekły na te bachory i nauczycieli a przez to wszystko odczułem jak rany na moim ciele bolą troszeczkę mniej. Dostaną karę - warknąłem w myślach jakoś podnosząc się do siadu i przytulając do siebie lekko zdziwioną Sarę.
- Nie mów tak... Mama nie zginęła przez ciebie tylko przez ruskich! Oni sprawdzali wszystkie domy więc tak czy siak by was zabili i to wszystkich! Twoja mama oddała życie byście mogły teraz żyć i wspierać tatę, który pewnie nie zawsze sobie ze wszystkim radzi. Wyrosła z ciebie dzielna i mądra dziewczyna, która broniła Lisę i siebie przez ten cały czas gdy błąkałyście się po tym ogromnym świecie. Te bachory i nauczyciele zapłacą za to co ci zrobili... Nikt mi siostry krzywdzić nie będzie! Oni wszyscy po prostu zazdroszczą ci urody i tego, że w przeciwieństwie do nich ty jesteś mądra, ładna i radzisz sobie w życiu. Nigdy nie przysparzasz problemów a Lisa jest bezpieczna więc się nie martw... Nie chcę by moja rodzina, którą dopiero co znalazłem się smuciła czy też miała doła więc uśmiechnij się do mnie i głowa do góry, bo będzie dobrze Saruś! Nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić i zawsze przy tobie będę! Codziennie nie ważne, o której godzinie przyjdę do ciebie! Nawet możesz obudzić mnie w środku nocy, bo masz koszmar a ja bez żadnego gadania w samej piżamie wstanę i pójdę do twojego pokoju byś zasnęła spokojnym snem. Nigdy cię nie zostawię i nawet jeśli urodzi mi się dziecko nie zapomnę o tobie! Uwierz mi nie dam ci żyć, bo ze mną tak łatwo nie ma moja droga! - uśmiechnąłem się do niej, ale od razu po tym jęknąłem cicho z powodu bólu głowy i opadłem zmęczony gadaniem na łóżko. Mam szczęście, że nie zagwarantowali mi tylko wstrząsu mózgu...
- Kias wszystko w porządku? - zmartwiła się na co skinąłem głową oraz cicho westchnąłem.
- Tak... To nic... Nie przejmuj się! Przejdzie mi... - odpowiedziałem jej, lecz krótko po tych słowach straciłem przytomność na szczęście nie wyrządzając sobie żadnej krzywdy. No cóż zadali mi wile ran, które mam chyba na całym ciele, ale i tak jakoś dostanę się do wieży... Nie wywołuje się wilka z lasu a jeśli wilk jest też szpiegiem co za tym idzie cichym zabójcą mają przesrane! Dzisiaj nic mi się nie śniło... no nie licząc jakiś marnych przebłysków formujących się w kolorowe błyskawice. Kiedy wstałem nastał następny dzień i tak jak się spodziewałem ojciec siedział na krześle obok i patrzył się na mnie ze zmartwieniem w oczach... On też to strasznie przeżył - stwierdziłem szybko w myślach chcąc się podnieść, ale on stanowczo a jednocześnie delikatnie nie pozwolił mi na to przyciśnięciem do poduszki na co westchnąłem zrezygnowany.
- Kias musisz leżeć by rany ci się szybciej zagoiły - rzekł głaszcząc mnie po głowie przez co poczułem się jak mały chłopiec co średnio mi się spodobało, ale postanowiłem nie marudzić.
- Która godzina? - spytałem widząc parujący kubek kawy ojca, który stał na szafce nocnej.
- Coś koło ósmej - powiedział po chwili namysłu na co poprawiłem głowę na poduszce. Muszę dostać się do wieży - pomyślałem wiedząc, iż lekcje właśnie się zaczynają - Jesteś głodny? Chcesz się napić? - zapytał zatroskanym tonem ojca a ja już wiedziałem, że to moja szansa.
- Herbaty... - odpowiedziałem mu słabo na co skinął głową oraz poderwał się do pozycji stojącej.
- Zostawię cię na chwilkę samego dobrze? - popatrzył mi w oczy.
- Jasne... dam sobie radę - stwierdziłem spokojnie na co się uśmiechnął i wyszedł a z dźwiękiem trzaśnięcia drzwi ja jakoś sięgnąłem pod łóżko po apteczkę, z której wyjąłem leki usypiające, które szybko rozpuściłem ojcu w kawie oraz uporządkowałem wszystko tak by się nie zorientował. Sorry tato, ale inaczej mnie tam nie puścisz - westchnąłem w myślach i zakryłem się bardziej kołdrą. Po pięciu minutach tata wrócił i gdy pomógł mi usiąść razem zaczęliśmy pić swoje ciepłe napoje.
- Jak się czujesz synku? - zapytał nagle przyglądając mi się uważnie.
- Chyba jest troszkę lepiej - rzekłem zgodnie z prawdą - Przepraszam za kłopot... Nie doszłoby do tego gdybym zdążył się obejrzeć - dodałem smutno na co poczochrał mnie delikatnie po włosach.
- Kias to nie twoja wina! Najważniejsze jest to, że żyjesz - uśmiechnął się do mnie oraz zmrużył oczy. Oho chyba zaczyna działać - zaśmiałem się w myślach odkładając swój kubek na szafę nocną.
- Wszystko w porządku tato? - zapytałem patrząc na niego czujnie.
- Tak, tak - rzekł sennie odkładając również kawę w to samo miejsca co ja. Zamieniliśmy jeszcze parę słów na temat wczorajszego dnia aż wreszcie usypiacz złamał go na tyle, że padł górną częścią ciała na moje łóżko a konkretnie mi na nogi przez co cicho syknąłem, ale nie przejmując się zbytnio swoimi ranami wstałem i ułożyłem ojca jakoś na łóżko po czym sięgnąłem znowu do apteczki i podałem sobie dożylnie najmocniejsze leki przeciwbólowe, następnie podszedłem do szafy i wyciągnąłem sobie nową bluzę, spodnie oraz oczywiście płaszcz, który dostałem tak niedawno od taty! Przebrałem się we wszystko w niecałe trzy minutki po czym omiatając jeszcze szybko pokój wzrokiem wyskoczyłem przez okno. Znowu czułem złość a nawet i mogę rzec wściekłość na te bachory i nauczycieli co mi Sarcię skrzywdzili dlatego zapomniałem o bólu i ranach całkowicie. Może to przez adrenalinę? Oby tylko tata na mnie nie krzyczał, bo ja przecież chcę dobrze!
*****
Będąc już w wieży zaszyłem się w sekretnym pomieszczeniu gdzie przesiadywało 15 moich kumpli, którzy na mój widok zdębieli oraz pobledli bardziej gdy ściągnąłem kaptur odsłaniając głowę na której widniał biały bandaż, który gdzieniegdzie przeciekał już krwią.
- Kias! Musisz leżeć w ratuszu! - odezwał się Willow rzucając kartami o stół.
- Znowu hazard? Jak się Mason dowie to macie przekichane - zaśmiałem się cicho - Nic mi nie jest! Mam sprawę chłopaki... - dodałem szybko co ich zdziwiło.
- Oj tam się Masonem przejmować! Co się dzieje? - zapytał Lewis.
- Musimy znaleźć nauczycieli i bachory co się znęcały nad Sarą Stevenson - rzekłem a oni przekręcili głowy jak psy.
- To tak córka Olviera? Pierwszego założyciela? - upewniał się Willow na co skinąłem głową.
- No to już wiem, którzy to... - westchnął Alex - A co cię tak to interesuję jeśli mogę wiedzieć? - dodał co mnie trochę wkurzyło.
- Chyba mam prawo wiedzieć kto dręczył moją siostrę?! - podniosłem głos a ich zatkało.
- Jak to siostrę? Czyli... - odezwał się Willow po dłuższej przerwie.
- Tak Olivier Stevenson to mój ojciec.... Długo by opowiadać! To co pomożecie mi ich nastraszyć? Zawały mile widziane! - zaśmiałem się a oni wstali.
- Zawsze możesz na nas liczyć! Ale przecież ty Graves a nie Stevenson jesteś... - przekręcił łeb jak pies Alex.
- Jak znajdę czas to wam opowiem! Czas na zemstę - uśmiechnąłem się chytrze.
- Tak poza tym fajny płaszcz Kias - zaśmiał się Willow i wymijając mnie zaczął prowadzić nas przez tajne korytarze, o których Duchy nie miały pojęcia. Później wleźliśmy oczywiście na korytarze codziennego użytku i dzięki trwającej przerwie wślizgnęliśmy się do odpowiedniej klasy.
Gdy tylko zajęcia się zaczęły od razu usłyszeliśmy jak jeden z nauczycieli wydziera się na słabszego ucznia co mnie znowu wkurzyło i gdy tylko następnym razem odwrócił się twarzą do klasy pokazaliśmy swoje świecące jak u bestii oczy co wszystkich przeraziło i zaczęli panikować.
- Bestie - powiedział nauczyciel chcąc rzucić się do ucieczki, ale bardzo szybko znalazłem się za nim i przyłożyłem ostrze sztyletu do jego szyi.
- Doprawdy? Bestie to są z was i tych cholernych bachorów... Powinienem przebić ci gardło na wylot jak myślisz jaki dźwięk w tedy wydasz? - zmieniłem swój głos by nie szło mnie później rozpoznać.
- Co ja niby zrobiłem?! - bał się coraz bardziej i aż czułem jak drży.
- Wyżywacie się na dzieciach zamiast je uczyć... poza tym te głupie bachory uczą się zachowania od starszych więc później słabsi są przez nich krzywdzeni... Przeproś a może dam ci żyć dłużej tak samo jak bachorom... - warknąłem wściekle - Byle szczerze, bo inaczej leżycie w piachu - dodałem jeszcze szybko.
- Przepraszam - rzekł ze skruchą.
- A wy bachory jedne? - warknąłem wściekle.
- Też przepraszamy - spuścili głowy a Neith pomachał dyktafonem mówiąc mi, iż wszystko nagrał.
- Zapamiętać, że jak się dowiem to nie znacie dnia ani godziny kiedy skończycie ze sztyletem w krtani dławiąc się własną krwią - mruknąłem wbijając mu igłę s usypiaczem w szyję a tak samo zrobili moim kumple tym cholernym dzieciakom. Potem znowu zniknęliśmy w cieniu a ekipa odprowadziła mnie za mury wieży gdzie pożegnawszy się ruszyłem parkurem, niewidocznie do ratusza i niestety adrenalina mi opadła, bo poczułem jak wszystkie rany mi się tak jakby otwierają! Wszystko mnie piekło, rwało i szczypało przez co gdy wpadłem do pustego pokoju od razu skuliłem się na łóżku a dyktafon i płaszcz wrzuciłem pod łóżko. Nie miałem ochoty pokazywać się światu, bo znowu przypomniałem sobie jak ja okropnie wyglądam... Czułem, że chyba i ja będę mieć doła... jeszcze tata mnie pewnie zleje za to, że uciekłem z ratusza, ale to było przecież w dobrej sprawie! Leżałem tak jeszcze z pięć minut aż usłyszałem skrzyp drzwi, na który zadrżałem.
- Tu jest! - usłyszałem głos siostry. Będę umierał w męczarniach... - pomyślałem smutno zakrywając się kołdrą aż po same oczy.

<Sara? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz