piątek, 14 kwietnia 2017

Od Reker'a cd. Sary

Słysząc co zrobiono Sarze gotowała się we mnie krew! Byłem wściekły na Olivera a tamtym bachorom i nauczycielom bym najchętniej łby uciął... Jednak mam swoje granice i nie mogę iść do wieży i zrobić tego z dwóch powodów. Powód pierwszy: boję się nadal tamtych ludzi jak diabli i obiecałem sobie, że moja noga już tam nie postanie, powód drugi: złamałoby to pewnie traktat pokojowy między naszymi obozami więc nie ma co ryzykować. Widząc jak ociera łzy przez które pewnie już mało co widziała przytuliłem ją do swojego prawego boku chcąc ją uspokoić.
- Saro nie płacz! Będzie teraz dobrze i nikt cię nie skrzywdzi, są tu tylko dobrzy ludzie, którzy nie zrobią ci żadnej przykrości! A z twoim ojcem to ja sobie porządnie pogadam... Co on sobie myśli, że jak jest pierwszym to święty? Już ci... nie płacz... zostanę z tobą na noc... - powiedziałem a ona jeszcze chwilę szlochała aż wreszcie ze zmęczenia zasnęła opierając o mnie swoją głowę. Westchnąwszy cicho ułożyłem ją wygodnie na łóżku i przykryłem cienką, ale dającą odpowiednią ilość ciepła kołdrą. Patrzyłem jeszcze chwilę jak śpi w miarę spokojnym snem aż wyszedłem na balkon gdzie usiadłem na krześle, zaczynając wpatrywać się w ciemne niebo, na którym migotało tylko kilka gwiazd a księżyca w ogóle nie było jakby bał się pokazać nad tym potwornym światem...
Co jakiś czas zerkałem do pokoju by upewnić się czy z Sarą wszystko okej i czy nie potrzebuje dalszego uspokajania.
****
Tej nocy nie spałem w ogóle tylko siedziałem poddenerwowany stanem Sary. Dopiero nad ranem zobaczyłem, że jest bardzo chuda co mnie zaniepokoiło i widząc tylko na zegarze godzinę szóstą czyli tą w której zaczynają wydawać śniadania od razu pobiegłem na stołówkę skąd zabrałem dwie racje żywnościowe oraz letnią herbatę dla Sary po czym w podskokach wróciłem do dziewczyny, która na szczęście dopiero zaczęła się przebudzać. Usiadłem z jedzeniem na jej łóżku a ta chyba wyczuła, że to ja, ponieważ w żadnym stopniu się nie przestraszyła tylko na spokojnie otwarła szeroko oczy.
- Witamy śpiocha! - zaśmiałem się cicho - Jak się spało? Przyniosłem ci śniadanie! Dzisiaj kuchnia serwuje na śniadanie racuchy z jabłkiem z dodatkiem cynamonu! Wziąłem ci jeszcze herbatę - dodałem szybko widząc jak patrzy zdziwionym wzrokiem na tyle jedzenia. Chciała już coś powiedzieć, lecz w tedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi, na które dziewczyna się skuliła. Osoba za drzwiami w ogóle nie czekała na zaproszenie tylko sama sobie otwarła szeroko drzwi oraz oparła się o futrynę drzwi. Jak się okazało był to Eric, który zmienił swoje nastawienie do Sary i patrzył na nią teraz ze współczuciem. 
- Wiem, że rozumiesz amerykański i wiem już kim jesteś... Chciałbym cię przeprosić za to co wczoraj powiedziałem. Nic nie wiedziałem... Po prostu mam w zwyczaju oceniać książki po okładce. Mam nadzieję, że mi wybaczysz! Pokój jest do twojej dyspozycji przez cały pobyt w Śmierci Saro - rzekł rzucając na stolik kluczami po czym wyszedł zamykając za sobą bardzo dobrze drzwi.
- Widzisz! Eric jest dobrym człowiekiem! Teraz już nie będzie miał nic przeciwko - powiedziałem z uśmiechem - Jak zjesz musimy iść jeszcze na chwilkę na medyczny do Edwarda by zbadał cię dokładniej dobrze? - zapytałem patrząc na nią spokojnym wzorkiem.

<Sara? :3> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz