- No i jak to być teraz w gangu co? - spytałam rozbawiona ukochanego, który spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Dziwnie ale i też troszkę strasznie - zaśmiał się cicho i spojrzał na swój tatuaż.
- Ripkord jak zwykle jesteś cholernym mistrzem robienia tatuaży! - zaśmiałam się - Nikt nie ma takiej cholernie precyzyjnej linijki w gałach! - dodałam na co parsknął śmiechem.
- Lata praktyki - odparł i zaczął wszystko sprzątać.
- Widzę że mamy nowego członka gangu! - usłyszeliśmy nagle więc odwróciliśmy się w stronę drzwi, gdzie w progu drzwi stał oparty o futrynę drzwi Ramon, który się uśmiechał.
- Ramon! Od kiedy robisz przyczajkę co? - spytałam rozbawiona.
- Biorę przykład z przywódczyni - zaśmiał się i podszedł do nas spokojnym kokiem, po czym spojrzał na spiętego Rekera, który jak było widać jeszcze bał się przebywać z ludźmi ze smoków, co go wcale nie dziwiło, gdyż wielu ludzi się nas boi przez swoją "złą sławę", która do tej pory się utrzymuje, nawet podczas apokalipsy. Cóż... To i dobrze, i źle, ale ludzie w sumie powinni się nas bać, żeby nie próbowali z nami zadzierać czy też nie próbowały krzywdzić naszych rodzin!
- Jak tam się wszyscy trzymają? - spytałam - Potrzeba wam czegoś? Wiesz że się nie znam na przewodzeniu zbytnio ludziom - westchnęłam na koniec, a on przekrzywił głowę w bok niczym pies.
- Nie gadaj głupstw! Przewodzisz nami lepiej niż ten dureń Arnold! - prychnął - Chciał tylko idiota władzy i w ogóle nie dbał o swój lud, nie mówiąc już o tym że był z niego kawał skurwiela! - mruknął zły - Poza tym to nikt na Ciebie nie narzeka, więc nie marudź! A co do Twojego poprzedniego pytania, to jak na razie niczego nam nie brakuje... - odparł już spokojnie.
- A nic o tamtej szui mi ie przypominaj! - burknęłam - Reker, to jest Ramon Kazami, można powiedzieć że moja prawa ręka w smokach, wariat, maruda, pierdoła mi matkująca co po chwilę.... - dodałam na co Ripkord prychnął śmiechem, a Ramon pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Wredota! - zaśmiał się Ramon do mnie - Miło mi Cię poznać Reker - dodał, zwracając się do niego.
- W-wzajemnie - za jąkał się ukochany z nerwów, lecz nie zdziwiło to ani trochę Ramona.
- Nie ma się czego bać! Jak trochę z nami pobędziesz, to się przekonasz że nie jesteśmy źli - odparł spokojnie, patrząc na mojego ukochanego - Dobra muszę już iść... Inaczej Sofija mnie zabije - dodał rozbawiony i wyszedł.
**
Spałam smacznie wtulona w Rekera, kiedy nagle poczułam że ktoś mnie szturcha, więc ledwie otworzyłam zaspane oczy i zobaczyłam Katrinę, która się do mnie uśmiechała, a Rekera natomiast budził Eric.
- Co to za naloty? - mruknęłam zła.
- Dziś wasz ślub, wiec trzeba się przygotować! No ruchy wstawać! - powiedziała rozbawiona Katrina, siłą wyciągając mnie z łóżka.
- O ósmej rano?! - jęknęłam z niedowierzaniem, widząc jak Eric już też wywlókł Rekera z łóżka - O nie! Nie zostawię Rajanka bez opieki na tak długo! - warknęłąm zła i się zaprałam.
- Nic mu nie będzie, będzie mieć jakąś opiekę! - odparł wujek Eric a ja popatrzyłam na niego wściekłym wzrokiem.
- Nie oddam byle gadzinie mojego syna! - warknęłam zła na niego.
- Ja tez nie mam zamiaru! - warknął również Reker.
Jeśli myśleli, że powierzę byle komu mojego kochanego synka, to się grubo pomylili! Ma być bezpieczny kiedy nas nie będzie, a w ręce niedoświadczonej, czy nieodpowiedzialnej osoby nie oddam synka! Nagle synek przestraszył się tylu podniesionych i różnych głosów, więc się obudził i zaczął płakać, bojąc się tym samym, a mnie i Rekerowi łamało się na to serce. Reker spojrzał na Erica tak groźnym wzrokiem, że go puścił i podszedł razem ze mną do Rajanka, którego wzięłam na ręce i starałam się uspokoić.
- Nie oddamy Rajanka byle komu... Na naszym miejscu zrobiłbyś to samo! - mruknął Reker do wujka, na co westchnął, a ja zaczęłam uspokajać Rajanka, który wtulił się we mnie, szukając u swojego rodzica bezpieczeństwa...
- Ja mogę go wziąć! - usłyszeliśmy nagle, a gdy podnieśliśmy wzrok, zobaczyliśmy Dan'a! Spojrzałam na niego niepewnie, a później na już spokojnego synka, lecz wciąż kurczowo się mnie trzymał. Jako matka bałam się każdemu "obcemu" zostawiać moją kruszynkę, a kiedy mieliśmy go zostawić na tak długo, zwłaszcza po tym jak się dzisiaj wystraszył, to serce mi się krajało i czułam straszny niepokój w sercu.
< Reker? ;3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz