- To tylko ja kochanie! - zaśmiałem się i pocałowałem ją namiętnie w usta.
- Wiesz jak mnie przestraszyłeś! - powiedziała z wyrzutem.
- Nie gniewaj się aniołku! - powiedziałem i jeszcze raz ją pocałowałem w usta, na co poczułem ze jej ciało się rozluźniło.
- Nie rób tak więcej! - powiedziała ciszej.
- Dobrze skarbie, obiecuję! - odparłem na co się lekko uśmiechnęła - I jak Ci się podoba wycieczka? - spytałem łapiąc ją w pasie i przybliżając do siebie.
- Jest świetnie! - odparła uradowana na co się uśmiechnąłem i pocałowałem ją w czoło, na co się we mnie wtuliła po chwili, a ja zanurzyłem twarz w jej pięknych włosach, które pachniały różami. Staliśmy tak przez chwilę, lecz mój wyczulony snajperski słuch wykrył, że ktoś chodzi na dole... Szybko oderwałem od siebie Rous, na co się zdziwiła, lecz kiedy pokazałem jej że ma być cicho, to zrozumiała ze coś jest nie tak, zwłaszcza widząc moje skupienie i zdenerwowanie. Pociągnąłem ją za rękę i szybko ukryliśmy się w cieniu. Pomogłem przy tym Rous, bo za bardzo nie wiedziała co ma robić, bo nie byłą tego uczona. Zakryłem jej usta ręką, na co na szczęście nie wariowała, tylko stała spokojnie, a ja przyległem bardziej do ściany, słysząc iż ktoś się zbliża. Nie było nas w ogóle widać, co mnie cieszyło, bo w razie czego gdyby to był wróg, mógłbym jakoś wydostać swojego aniołka bezpiecznie za zewnątrz.
Nagle zobaczyliśmy żołnierzy z Duchów!!! weszli jako pierwsi, a za nimi William i ojciec Rous... Poczułem jak nogi mi drżą ze strachu "No ładnie! Oni nas chyba zabiją!" jęknąłem w myślach, lecz jakoś zdołałem się opanować, jak na snajpera przystało i siedzieliśmy cicho w ukryciu.
- Gdzieś tu są! Słyszałem ich! - odezwał się ojciec aniołka.
- Will dostanie kazanie za nie noszenie nadajnika! - mruknął William i zaczął się rozglądać wzrokiem po pomieszczeniu, na co serce zabiło mi szybciej...
- Tu ich nie ma - odparł jeden z żołnierzy na co założyciel westchnął - Szukać dalej! - mruknął na co wyszli z pomieszczenia i zaczęli przeszukiwać inne, a ja odetchnąłem cicho z ulgą. Złapałem Rous znowu za rękę i zacząłem ja prowadzić cicho i powoli w kierunku tylnego wyjścia, o którym wiedzieliśmy tylko ja i brat, bo często tu przyłaziliśmy by odpocząć od Williama i spraw związanych z wieżą. Pociągnąłem za specjalny uchwyt i po chwili weszliśmy do tajnego korytarza, a regał z książkami zamknął się za nami jak na filmach! Prowadziłem ukochaną, której niezbyt podobało się to chodzenie w ciemnościach, lecz po chwili wyszliśmy na zewnątrz, gdzie wyjście było dobrze schowane pośród krzaków, akurat tam, gdzie chowały się nasze konie. Uśmiechnąłem się do niej, co odwzajemniła, wsiedliśmy na nasze konie i ruszyliśmy od razu cwałem. Kiedy przejeżdżaliśmy rozpędzeni plac przed pałacem, akurat zauważyli nas wychodzący William i Siergiej.
- W nogi!!! - krzyknąłem rozbawiony, na co i również zaśmiała się moja ukochana i wyjechaliśmy w szaleńczym tempie dwór Blackwood. Nasze konie były jednymi z najszybszych, więc nie mięli prawa nas dogonić, a my łapaliśmy wiatr we włosach na co moja kruszynka była zachwycona i promiennie się uśmiechała w stronę słońca, a nasze kare wierzchowce pędziły najszybciej jak mogą przed siebie, również się ciesząc.

- Pewnie za to dostaniemy! - zaśmiałem się do niej - Jak tam się podoba wycieczka z elementami adrenaliny? - spytałem rozbawiony.
< Rous? ;3 złapią nas w końcu jakoś? xdd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz