niedziela, 26 marca 2017

Od Tamary cd Erica

- Brawo zdałeś na sześć! - powiedziałam radośnie - Piąteczka! - zaśmiałam się i uniosłam dłoń, którą on przybił również radośnie - W ogóle Cię nie widziałam, ani nie słyszałam, wiec Twoje szkolenie dobiegło końca! - powiedziałam opierając się plecami o ścianę.
- Fajnie! - powiedział radośnie i spojrzał na przyjaciół którzy też się cieszyli.
- Dobra ja zmykam! Muszę jeszcze sama na trening pójść... Narazka! - krzyknęłam i pobiegłam do swojego pokoju, gdzie wzięłam swojego BOR'a, załadowałam go nabojami, wzięłam zapasowe magazynki również załadowane, przerzuciłam sobie broń przez ramię i wyskoczyłam przez okno, skacząc po budynkach. Dzisiaj robiłam sobie właściwe parkur, ale cały czas czujnie się rozglądałam i sprawdzałam teren, tak jak uczył mnie brat. A broń i magazynki zapewniały mi obciążenie, które sprawdzało moją wytrzymałość i kondycję. Oddaliłam się dość daleko od centrum Śmierci i skakałam znowu po budynkach na jakimś zadupiu, co chwilę się gdzieś chowając, obserwując czujnie teren i tak dalej. Widziałam wszędzie szpiegów, którzy również obserwowali czujnie teren i czasami spoglądali na mnie czy aby na pewno nie jestem wrogiem, lecz mój mundur Śmierci i gwiazdy było wyraźnie widać, gdy na mnie patrzyli, więc nie mieli prawa pomylić mnie z wrogiem... Skakałam tak po 26 metrowych budynkach i czujnie się rozglądałam. Skakałam tak do późna i czasami widziałam zombie, lecz nie stanowiły one żadnego zagrożenia. Kiedy już zdecydowałam się wracać była chyba godzina 19 jakoś, ale pewna nie byłam... W każdym razie słońce powoli zachodziło, a powietrze stawało się zimniejsze i bardziej rześkie.
Miałam jakieś trzy godziny drogi do bazy, wiec zaczęłam szybko wracać, robiąc przy tym ostrzejszy trening dla mięśni i skakałam bez żadnego wahania czy strachu na takiej wysokości, co pewnie dla niektórych było przerażającym widokiem, lecz snajper nie ma lęku wysokości! Choć płuca mnie lekko paliły, nie zatrzymywałam się bo wiedziałam że nie chce wrócić znowu po zmroku, gdzie byłam bardziej narażona na ataki innych mimo wszystko. Ponadto wolałam się wyspać, a nie znowu wstawać wcześnie i miauczeć z niewyspania. W pewnym momencie usłyszałam strzały z broni palnej, więc się zatrzymałam i zaczęłam zasłuchiwać z której strony on dobiega, po czym szybko zlokalizowałam miejsce gdzie to się dzieje, a miało to miejsce blisko jednego z lasów... Podkradłam się do najciemniejszego rodu budynku i zaczęłam czujnie obserwować otoczenie i myślałam że zaraz serce mi stanie z przerażenia! Widziałam jak wujek walczy z Trupami i jak później obrywa w prawy nadgarstek, czyniąc go całkowicie bezbronnym.
Szybko zdjęłam broń z ramienia i zaczęłam szybko się ustawiać. Przeciwników było z dwunastu... Wujek starał się unikać pocisków, kryjąc się za drzewami czy coś, lecz oni zażarcie chcieli go trafić i zabić. Trupy po zdradzie Śmierci nie byli zbyt przyjaźnie nastawieni w stosunku do naszego obozu. Odbezpieczyłam broń i zaczęłam strzelać do tych co za bardzo zbliżyli się do wujka. Celowałam w łby i serca, ale najczęściej w łby. W myślach odliczałam 1,2,3,4,5,6....,7,8...,9... Zobaczyłam że te skurwiele chowały się na drzewami, albo za głazami, lecz ja cierpliwie czekałam nie zdradzając swojej pozycji w żaden sposób. Osobiście wolałam kryć się w krzakach, lecz zostałam przez brata dobrze wyszkolona żeby umieć się ukryć też na budynkach. "No wyłaźcie skurwiele, ja wam tylko łeb odstrzelę" mruknęłam w myślach. W końcu jeden z nich popełnił błąd i wyjrzał zza drzewa, a wtedy dostał kulę centralni między oczy, a jego cielsko upadło z łoskotem na ziemię. "Jeszcze dwóch" przemknęło m przez myśl. Spokojnie czekałam, a oni nagle jak tchórze zerwali się do ucieczki, lecz nie mieli szans... "Przed snajperem nie uciekniecie" mruknęłam znowu w myślach i w ciągu niecałych pięciu sekund byli martwi po strzale w serca.
Czekałam jeszcze chwilę, lecz już nikogo więcej nie zobaczyłam, więc zabrałam szybko broń i wszystko ze sobą i zaczęłam szybko zeskakiwać z budynku. Po trzech minutach byłam już koło wujka, który nieźle krwawił z ręki.
- Żyjesz?! - spytałam podbiegając do niego zmartwiona.
Ku mojemu zdziwieniu pojawił się obok nas też Mason, który chyba widział to całe przedstawienie i szybko owinął Ericowi krwawiącą rękę w jakąś chustę.

< Eric? ;3 baliście się troszku? xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz