niedziela, 5 marca 2017

Od Kiary cd. Reker'a

Przez chwilę jeszcze odprowadzałam kobietę wzrokiem, lecz zaraz wróciłam do kart zdrowia pacjentów, które mi podała reszta lekarzy. Wszystko szczegółowo opisali, więc wiedziałam co każdemu dolega, oraz jakie objawy bardziej kogo męczą. Cóż... Znowu byłam lekarzem prowadzącym i przy okazji sprawdzałam wszystkie lekarstwa, które podawali lekarze, bo byłam odpowiedzialna za zdrowie i życie wszystkich chorych ze Śmierci, co nie za bardzo mi się podobało, ale rozumiałam obawy i zdenerwowanie innych lekarzy, więc nie robiłam problemów!
"Mam nadzieję tylko że za tą pomoc później nas nie zabiją, bo już nie raz tak było... Ludzie Helsinga, to kawał zimnych drani i w większości niewdzięcznych" westchnęłam troszkę zdenerwowana w myślach.
- Trzymajcie mojego ojca jak najdalej, bo coś czuję że źle to się może skończyć - westchnęłam, na co założyciele pokiwali głowami.
- Będziesz teraz wszystkich pilnować z resztą lekarzy? - spytał Michael.
- Reszta się boi, więc zostaję sama - westchnęłam ciężko - Jeśli któryś się na mnie, albo innych lekarzy rzuci, to przywiążę ich pasami i nie ma zmiłuj! - dodałam szybko.
- Rób co uważasz, lecz uważaj na nich mimo wszystko! - odparł Billy na co siknęłam głową.
- Sama tu na pewno nie zostanie! - wtrącił się Reker, który przysłuchiwał się naszej rozmowie - Nie zostawię Cię tu samej z nimi - dodał na co się uśmiechnęłam.
- To my w takim razie wracamy do dokumentów - odparł spokojnie Olivier i wyszli.
- Kiedy będziesz podawać kolejne dawki? - spytał nagle ukochany.
- Myślę że za jakieś 3-4 godziny. Lekarstwa już są przygotowane i zamknięte w schowku na klucz, który mam tylko ja, więc nie ma szans żeby ktoś je podmienił... - odparłam spokojnie - Musimy uważać bo wielu jest ludzi, którzy chętnie wykorzystają okazję kiedy są osłabieni i nie mają jak się bronić praktycznie. Chęć zemsty wielu ludziom przesłania umysły - dodałam na co skinął głową.
- Pomóc Ci zmieniać kroplówki? - spytał.
- Jak byś mógł... Jest ich sporo, a sama za bardzo nie dam rady, zwłaszcza że reszta lekarzy jak na razie jest zajęta naszymi ludźmi - powiedziałam patrząc na niego.
- Czyli mam się przebrać? - spytał z lekką niechęcią.
- Nie musisz jak nie chcesz, ale członkowie Śmierci mogą się trochę bać, zwłaszcza że teraz są praktycznie bezbronni! - odparłam na co się szeroko uśmiechnął - Łobuzie! Nie strasz mi tu ludzi, bo na zawał mi zejdą! - zaśmiałam się cicho.
- Postaram się ich nie przestraszyć, ale nie chce mi się zakładać białego kitla i nie chcę Cię tu samej zostawiać - powiedział stanowczo, na co się uśmiechnęłam.
- W porządku! - odparł i usiedliśmy przy biurku, z którego widzieliśmy całą salę i stan pacjentów, zajmując się opisywaniem przebiegu choroby i takie tam. Co godzinę sprawdzaliśmy parametry życiowe wszystkich chorych, lecz na szczęście były w miarę stabilne.
**
Nadeszła noc. Część ludzi się obudziła, lecz byli tak słabi że nawet nie mogli tego oznajmić, czy się ruszać za bardzo. Mięli znowu wysokie gorączki, więc podawałam leki przeciwgorączkowe, lecz w końcu musiałam podać zimny tlen. Katrina cały czas siedziała przy swoim ukochanym i patrzyła na wszystko co robimy. Ludzie cierpieli i pojękiwali często próbując się wiercić, lecz to mało dawało. Powiem szczerze, że nawet jeśli byli w większości bydlakami, to żal mi było patrzeć na ich cierpienia. Podawaliśmy środki przeciwbólowe za każdym razem, kiedy coś takiego widzieliśmy, a ludzie z powrotem zasypiali. Byłą godzina 3:20 w nocy. Siedziałam przy biurku, notując w kartach, kiedy i jakie leki podawałam, kiedy nagle usłyszałam jak ktoś się rzuca, więc podniosłam szybko wzrok i przeczesałam całą salę. Zobaczyłam jednego mężczyznę, który rzucał się w gorączce. Szybko do niego podbiegłam z Rekerem, który go przytrzymywał, a ja zmierzyłam szybko temperaturę. Tak się rzucał, że obudził dwóch swoich "kolegów" naprzeciwko niego i patrzyli uważnie na wszystko co robimy z niepokojem.
- Temperatura 41 i 7?! - niemalże krzyknęłam z niedowierzania - Trzeba go związać pasami żeby nie zrobił sobie krzywdy, podać zimny tlen, leki przeciwgorączkowe i przeciwbólowe - powiedziałam do narzeczonego, który kiwnął głową. Wyjęłam z szafy specjalne pasy i zaczęliśmy krępować ruchy mężczyzny. Teraz pasy go blokowały i uniemożliwiały zranienie się, ale cały czas się lekko rzucał w gorączce i bólu... Założyłam mu maskę tlenową i zaczęłam ustawiać na aparaturze, żeby schłodzić podawane mu powietrze, co zaraz nastąpiło.
Napełniłam strzykawki lekami i szybko podałam je dożylnie. Serce mężczyzny było bardzo słabe i w dodatku szalało z gorączki. Po chwili, po specjalnych lekach przestał się rzucać i zasnął spokojnie. Dałam mu jeszcze chłodny okład na czoło i zapisałam wszystko w jego karcie, strojąc nad nim.
- Co z nim? - usłyszałam nagle za sobą słaby i zachrypnięty głos. Odwróciłam się i zobaczyłam jednego z mężczyzn, który się obudził przez tego szarpiącego się.
- Jak na razie ustabilizowaliśmy jego stan ale musi dużo odpoczywać i nie wolno mu się stresować - odparłam spokojnie.
- Czemu nam pomagacie? - spytał znowu zachrypnięty i słaby.
- Bo też jesteście na swój sposób ludzmi w potrzebie - odparłam spokojnie - Nie chcemy mieć przelewów krwi i tracić swoich podobnie jak wy, choć lewnie gdyby sytuacja byłaby odwrotna to byście nas zabili albo jeszcze torturowali bo sprawia wam to przyjemność - odparłam ostrzej, patrząc na niego - Uważacie nas za słabeuszy, a tak na prawdę to jesteśmy najpotężniejszym obozem, oraz wam pomagamy chociaż nie musimy, zwłasza że wymordowaliście mnustwo naszych a ich rodziny do tej pory są w żałobie! Z resztą po co ja to mówię?! - zirytowałam się na końcu - Leż i nie gadaj bo Twój organizm jest za słaby - dodałam i wnerwiona odeszłam, lecz czułam na sobie jegi wzrok. Katrona akurat się temu przysłuchowała i widziała że jestem wściekła. Trzasnęłam kartą mężczyzny o biurko i się pochyliłam nad nim, prubując się uspokoić...
- Kiara.... - usłyszałam nagle swoje imię, wiec się odwróciłam i zobaczyłam że to Katrina mnie zawołała.
- Co? - spytałam opanowując się jakoś.
- Wiem że Śmierć dużo złego zrobiła ale my się zmieniamy! To ból dla obu stron, gdy kogoś tracimy... - powiedziała spokojnie.
- Wiem o tym, lecz w pamięci mam wciąż ludzi którzy umarli mi na rękach... Ludzi którzy powinni żyć... - westchnęłam - Te rany są wciąż świeże i prędko o nich nie zapomnę, tak samo jak inni! Trzeba dużo czasu żeby się z czymś takim pogodzić - dodałam na co skinęła głową.
**
Była godzina 6:43. Helsing zaczął się budzić akurat wtedy, kiedy zmieniałam mu kroplówkę na co się lekko wzdrygnął, bo chyba dopiero po chwili sobie przypomniał gdzie jest i dlaczego. Katrina pogłaskała go po głowie na co się uspokoił.
- Spokojnje nic Ci nie grozi - powiedziała posyłając mu ciepły uśmiech.
- No proszę! Królewna wreszcie się obudziła?! - warknął groźnie ojciec, który akurat wlazł - A myślałem że padniesz - fuknął.
- Nie tak łatwo się mnie pozbyć! - odwarknął mu ledwie Helsing, na co nagle ojciec go złapał na koszulkę i podciągnął go boleśnie na co jęknął. Nie mógł się bronić bo był za słaby.
- Zostaw go! - warknęła katrina ale ojciec się nią nie przejął.
- Zrobisz jeden błędny ruch, a nieżyjesz! - warknął wściekle ojciec do niego, a ja złapałam go za rękę, wykręciłam mu ją i podcięłam mu nogi, tym samym upadając na podłogę.
- Zato Ty masz zakaz wstępu na oddział bo pogarszasz ich stan! - warknęłam i pociągnęłam go boleśnie za uch w stronę wyjścia, na co niektórzy się pouśmiechali z pacjentów - Nie przyłaź tu bo następnym razem znowu oberwiesz w nos! - warknęłam o zamknęłam mu drzwi przed nosem, zabezpieczając je kodem dostępu na co usłyszałam dwa razy piknięcie i drzwi zostały zablokowane. Podeszłam do Helsinga, który się zwijał z bólu, więc podałam mu środek przeciwbólowy, który pomógł od razu.

< Reker? ;3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz