Wchodząc do gabinetu ojca, od razu zobaczyłam że dość niecierpliwie mnie wyczekiwał, na co się zdziwiłam, lecz nic nie powiedziałam tylko usiadłam na fotelu na przeciwko niego, założyłam nogę na nogę i oparłam głowę na ręce.
- O co chodzi? - spytałam - Wzywasz mnie już drugi raz dzisiejszego dnia - dodałam patrząc na niego uważnie.
- Co myślisz o Billy'm Parkerze? - spytał nagle, a moje zdziwienie było jeszcze większe.
- To znaczy? - spytałam.
- Czy uważasz że się nadaje na szóstego założyciela - wypalił nagle, na co myślałam że spadnę z fotela!
- Pytasz mnie o rzeczy dotyczące wieży i odnoście spraw, które powinny dotyczyć tylko założycieli... Nie powinnam mieć żadnego zdania o tym, co i kogo chcecie wybrać - dodałam troszkę zdenerwowana, bo nie wiedziałam czemu się mnie o to pyta. Spojrzał na mnie uważnie, bardziej rozsiadając się w swoim krześle obrotowym i ciężko westchnął.
- Chcę znać też Twoją opinię! Co sądzisz o jego osobie i w ogóle? - spytał na co się lekko zawahałam i zmieszałam, bo przecież to był ojciec mojego przyjaciela!
- Eh... - westchnęłam i bardziej poprawiłam się w fotelu - Uważam go za dobrego człowieka, który jest spokojny i potrafi wybrnąć obronną ręką z trudnej oraz bardzo stresowej sytuacji. Jest dość lubiany przez ludzi wieży, a ponadto przejmuje się sprawami wieży i jej mieszkańcami... Uważam że by się nadawał, zwłaszcza jak przed chwilą uspokoił jakoś Rekera, który się go bał jak ognia! Poza tym jest bardzo doświadczonym wojskowym i prawdopodobnie również chodził po kraju z Michaelem, więc ma dużo potrzebnych informacji o innych, które pomogą nam lepiej chronić wieżę i jej mieszkańców, przed innymi wrogimi obozami, a wiesz że coraz więcej takowych powstaje...Dodatkowo jesteście chyba przyjaciółmi - powiedziałam wszystkie argumenty, które przyszły mi na myśl - Uważam więc że się nadaje i to bardzo! Z resztą gdyby został założycielem, to i byś miał mniej papierkowej roboty i w końcu byś się wysypiał! - mruknęłam do niego jeszcze na co troszkę się zmieszał.
- Czyli myślisz podobnie - westchnął jakby z ulgą.
- Jakby nie patrzeć jestem Twoją córką - odparłam na co się uśmiechnął - Mogę Ci doradzić zawsze, ale to Ty jesteś założycielem i podejmujesz decyzje... - westchnęłam - Dziwi mnie że w ogóle mnie o to spytałeś - przyznałam otwarcie.
- Znasz Will'a i raczej macie też nieco kontaktu z jego ojcem, więc wolałem też znać Twój punkt widzenia - stwierdził.
- Reker też byłby za! - dodałam na co kiwnął głową - Tak w ogóle to co zamierzasz? - spytałam po chwili.
- Podjąłem już decyzję - odparł spokojnie.
- A co na to reszta założycieli? - spytałam splatając palce rąk.
- Olivier, Michael i Hannah też nie widzą problemy i myślą tak samo, choć Hannah miała najmniej z nim styczności, to uważa to za dobry pomysł - powiedział.
- A Ruby jak zwykle była niezadowolona co? - bardziej stwierdziłam niż spytałam, na co westchnął - Dlaczego wybraliście taką zrzędliwą jędzę tego nie wiem - westchnęłam.
- Ma dużo dobrych pomysłów - odparł.
- Ona to by najchętniej wszystkich w proch starła.... - mruknęłam na co się zaśmiał.
- Każdy ma jakieś wady - usłyszałam nagle Oliviera, który wyłonił się z cienia, na co spojrzałam na niego znudzonym wzrokiem, bo nie dałam po sobie poznać swojego zdziwienia.
- Olivier w ninje się bawisz? - spytałam patrząc na niego znudzonym wzrokiem, lecz zaraz poczułam niepokój i poprawiłam siad do normalnego i spojrzałam na niego lekko wystraszona - Zaraz, zaraz! Gdzie jest teraz Miechael?! - niemalże krzyknęłam.
- Wyszedł.... - odparł zdziwiony, lecz zaraz zrozumiał o co mi chodzi. Kiedy chciałam się podnieść, nagle przez drzwi wparował mój wilczy strażnik Amon. Był szary, lecz miał też nieco koloru brązowego na futrze. Od razu wiedziałam że coś się stało, jeśli tu przybył sam.
- Amon?! Gdzie jest Reker?! - spytałam na co lekko pociągnął mnie za rękaw munduru, żebym poszła za nim - Prowadź! - powiedziałam do niego - A wy zostańcie - krzyknęłam jeszcze do założycieli i wybiegłam. "Cholera! Mogłam przewidzieć, że Michael się mnie nie posłucha!" wrzeszczałam na siebie w myślach biegnąc po korytarzach na coraz niższe piętra, aż w końcu znalazłam się w jakiś podziemiach co mi się nie spodobało, bo kiedyś mnie w takich podziemiach przetrzymywano i gwałcono... Przełknęłam głośno ślinę i na chwilę sparaliżował mnie strach, wiec stanęłam jak wryta ciężko oddychając. Wilk też stanął i podszedł do mnie spokojnie, bo najwidoczniej wyczuł mój strach.
Dotknął mnie spokojnie nosem i wsunął się głową w moją dłoń, na co zrobiło mi się lepiej, bo poczułam się znowu bezpiecznie oraz pozbierałam się jakoś. Pogłaskałam Amona po głowie z wdzięcznością, mówiąc krótkie "Dziękuję" i ruszyliśmy dalej.
Po jakiś ośmiu minutach biegania po tych labiryntach, wilk wbiegł do jednego z ciemniejszych pomieszczeń, gdzie tliła się tylko jedna lampa naftowa, która dawał nieco światła. Weszłam ostrożnie do środka i zobaczyłam po chwili Rekera, który zranił się w rękę, a on cały drżał ze strachu. Podbiegłam do niego, a ten od razu wtulił się we mnie szukając bezpieczeństwa, na co od razu go bez wahania do siebie przytuliłam mocniej.
- Bałem się go i uciekłem... - powiedział przez łzy - Mówiono, że jak
się człowiek potnie to mu lepiej, lecz ja chyba jestem inny, bo czuję
tylko większy ból... - dodał skruszony, trzęsąc się cały, na co głaskałam go po głowie uspokajająco, nie wypuszczając go z objęć.
- Ci.... Już dobrze! Nie bój się, jestem przy Tobie! - mówiłam spokojnie szeptem - Masz prawo czuć ból, bo to głęboka rana kochanie! Tylko ludzie, którzy nie mają w nikim wsparcia i czują się samotni tną się żeby poczuć ulgę, lecz to tylko chwilowe... Ty masz wsparcie wszystkich, więc dlatego czujesz większy ból - powiedziałam spokojnie - Wszystko będzie dobrze kochanie! Nie pozwolę Cię skrzywdzić, a nawet jak ktoś będzie próbował, to ja mu stanę na drodze! - dodałam i zaczęłam zaciskać smycz od kluczy na rannej ręce ukochanego, żeby zmniejszyć krwawienie.
- Chodź! Trzeba to opatrzyć! - powiedziałam spokojnie i pomogłam mu wstać. Amon pomógł nam wyjść z tych labiryntów, bo sami raczej nie dalibyśmy sobie razy i wróciliśmy do pokoju. Podziękowałam wilkowi, a ten zniknął. Reker usiadł na łóżku, a ja natomiast wyjęłam apteczkę i zaczęłam mu opatrywać delikatnie rękę, z której wciąż sączyła się krew. Oczyściłam ranę, dałam opatrunek i owinęłam rękę białym bandażem.
Sięgnęłam do apteczki i wyjęłam strzykawkę ze Złotym Pyłem, na co ukochany się lekko wzdrygnął widząc igłę.
- Spokojnie kochanie! Nie będzie bolało! - powiedziałam ciepło się uśmiechając.
- Muszę? - spytał niemalże płaczliwie, na co pogłaskałam o dłonią po policzku.
- To awaryjnie, żebyś się uspokoił i nie denerwował! Wiesz że nie zrobiłabym Ci krzywdy - odparłam i go pocałowałam w usta. Wzięłam delikatnie jego rękę,zdezynfekowałam miejsce wkłucia i ostrożnie wbiłam igłę podając całą zawartość leku do żył narzeczonego. Zobaczyłam że zrobił się senny, więc ułożyłam go wygodnie na łóżku i przykryłam delikatnie kołdrą.
- Śpij dobrze kochanie! - szepnęłam mu jeszcze cichutko, a później zasnął. Patrzyłam na niego jeszcze rzez chwilę jak słodko śpi i po cichu wyszłam z pokoju, zamykając go na klucz.
Wiedziałam że ukochany będzie spał kilka godzin, więc wyszłam na spokojnie, by pogadać sobie z Michaelem!!! Wparowałam do jego gabinetu, gdzie siedział załamany z lekka, więc dostał tylko lekki opiernicz, bo inaczej bym na niego nieźle nawrzeszczała! Kiedy na niego troszkę powarczałam, zaczęłam mu wyjaśniać, że Reker po prostu potrzebuje czasu, więc lepiej żeby jak na razie do niego nie podchodził. Zgodził się, choć widziałam że jest mu bardzo ciężko iż jego własny syn się go śmiertelnie boi i ucieka przed nim jak najdalej tylko potrafi. Wróciłam do ukochanego, który spał w najlepsze, na co się uśmiechnęłam i zamknęłam drzwi z powrotem na klucz wchodząc do pokoju. Rozebrałam się z ciężkiego munduru, umyłam się i wślizgnęłam się pod kołdrę, wtulając się w narzeczonego zasypiając.
< Reker? ;3 będziemy przy tym jak William będzie oświadczał to Bill'emu? xdd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz