Kiedy się obudziłam, zobaczyłam że Rekera nie ma w łóżku na co się przestraszyłam! Wstałam szybko z łóżka i się ubrałam, po czym wybiegłam z oddziału medycznego, potem z ratusza i wbiegłam do stajni, by zobaczyć czy jego koń był w boksie, ale go nie było! Zobaczyłam też że nie ma Diabla oraz innych koni w stajni, więc może przeszło mi przez myśl, że może wujek pojechał go poszukać... Osiodłałam szybko Feniksa, wskoczyłam na jego grzbiet i od razu popędziłam go w szalony cwał. Pędziłam przez nieznane mi tereny Śmierci, na co jeszcze bardziej się zestresowałam. Bałam się o Rekera! Bałam się o mojego ukochanego i ojca mojego dziecka. "Błagam żeby mu się nic nie stało!" krzyknęłam w swoich myślach jadąc na gniadym ogierze. W pewnym momencie usłyszałam za sobą stukot końskich kopyt... Odwróciłam się i zobaczyłam że jestem ścigana przez mojego ojca i Duchy! Pogoniłam jeszcze bardziej Feniksa i wjechałam w jakiś las, chcąc im utrudnić schwytanie mnie.
Koń dawał z siebie wszystko jak zawsze, lecz oni nie odpuszczali... Robiłam uniki, skoki, często nagłe zwroty przez co ich konie się gubiły, bo nie były do tego tak przyzwyczajone jak mój wierzchowiec. Las był bardzo długi, gęsty oraz było w nim pełno krzaków z ukrytymi powalonymi drzewami, przez co musiałam bardziej uważać, żeby nie zranić konia i przy okazji się nie zabić... Wydawało mi się w końcu ze zgubiłam swój pościg, bo kiedy się odwróciłam, nigdzie ich nie widziałam, ani nie słyszałam, lecz gdy znowu spojrzałam przed siebie, zobaczyłam ogromniaste powalone drzewo!!! Nie zdążyłam się przygotować i kiedy koń poszybował w górę, ja straciłam równowagę i spadłam z siodła, lądując boleśnie między krzakami na ziemi. Stłukłam sobie lewą rękę tak, że nie mogłam nią ruszać... Cały ciężar na nią spadł, przez co strasznie bolała! O rozbitej głowie to nawet nie było co mówić, bo krew się nieźle lała i prawdziwym cudem było to, że jeszcze nie zemdlałam! Leżałam w jakiś gęstych krzakach. Z trudem podniosłam się na kolana, lecz miałam problemy z wyprostowaniem. Na chwilę spuściłam głowę i brałam głębsze wdechy, które były przepełnione bólem.
Nagle za sobą usłyszałam dźwięk przeładowanej broni, na co się wzdrygnęłam i powoli odwróciłam. Spojrzałam w lufę karabinu AK 47, który był wymierzony w moją głowę. Podniosłam nieco bardziej wzrok i zobaczyłam że trzyma go mój ojciec, na co do oczu napłynęły mi łzy, bo wiedziałam że zaraz mogę się pożegnać z życiem... Mogłam już nigdy nie zobaczyć Rajanka, Rekera, wujka i przyjaciół... Nigdy! Widać było po nim że cierpi z powodu nieznanej choroby, co mnie trochę cieszyło, bo straszną krzywdę nam zrobili, jednak serce i tak krwawiło na wieść że własny ojciec przybył tu z ludźmi by mnie zabić... Przełknęłam głośno ślinę i ze łzami w oczach na niego patrzyłam nerwowo oddychając. Trzęsłam się trochę, bo wiedziałam że zaraz skończę z kulą w głowie. Po policzkach w końcu spłynęły mi łzy, na co na chwilę zamknęłam powieki, lecz zaraz znowu je otworzyłam, dalej nerwowo oddychając.
- Tato... - szepnęłam przerażona, przełykając nerwowo ślinę i patrząc w lufę broni, którą we mnie celował.Wtedy zobaczyłam że poruszył bronią, na co zamknęłam oczy i odruchowo zasłoniłam się zdrową prawą ręką jakby miało to coś dać przy strzale z takiej odległości oraz lekko się skuliłam. Usłyszałam strzał i coś uderzyło w ziemię blisko mnie, a po chwili usłyszałam odgłos oddalających się końskich kopyt.... Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam że ojciec zniknął, a obok mnie była dziura po pocisku i sam pocisk, który miał być teoretycznie w moje głowie. "Dlaczego mnie oszczędziłeś, skoro mnie nienawidzisz i jestem dla Ciebie tylko ścierwem? To Twoja kolejna gra?" spytałam się w myślach, a później słyszałam kolejne odgłosy końskich kopyt i usłyszałam wściekły głos wujka.
- William Ty cholero jedna! - wrzasnął i po chwili zobaczyłam Onix'a przy sobie. Patrzył nam nie ze zmartwieniem, na co go pogłaskałam i wstałam z trudnością. Miałam trudności z wyprostowaniem się.. Zagwizdałam i po chwili przybył mój zdenerwowany koń. Uspokoiłam go i wsiadłam na niego w czym mi pomógł kładąc się, gdyż zauważył że zbyt cierpię, żeby samemu wejść od tak na jego grzbiet jak zwykle. Wyjechałam w końcu z tego lasu i zobaczyłam w oddali że wujek wraca z dwójką swoich ludzi, Persefoną i nieprzytomnym Rekerm.
- Kiaro w porządku? Krwawisz! - powiedział zmartwiony.
- Nic mi nie jest! Miałam bliskie spotkanie z ziemią i testowałam siłę grawitacji... - westchnęłam łapiąc się za zakrwawioną i bolącą głowę.
- On Ci to zrobił? - spytał zły.
- Nie... Spadłam z konia! Chciał mnie zabić, ale tego jednak nie zrobił i pocisk zamiast wylądować mi w głowie, wylądował obok mnie... - jęknęłam z bólu i kazałam Feniksowi ruszyć powoli co zrobił. Nie chcąc już słuchać dalszych pytań, pogoniłam konia do kłusa, po czym później mnie dogonili.
**
Dotarcie do Ratusza zajęło nam jakieś trzydzieści parę minut. Podczas drogi wszyscy siedzieliśmy cicho, lecz widziałam w oczach żołnierzy że nam szczerze współczuli... Gdy dotarliśmy do Ratusza, zobaczyliśmy cztery wierzchowce, a na nich jakiś ludzi, a gdy podjechaliśmy bliżej, zobaczyłam Logana i Sawarz'a z ich rodzinami!
- Logan! Sawarz! - krzyknęłam radośnie, lecz zaraz syknęłam z bólu łapiąc się za głowę.
- Kiara! - krzyknęli radośnie, lecz zaraz posmutnieli widząc nas w jakim jesteśmy stanie - A co z Rekerem? - spytali zmartwieni.
- Sama jeszcze nie wiem ale wyliże się! - odparłam z trudem zsiadając z Feniksa - Też uciekliście? - spytałam podchodząc do nich na co skinęli głowami.
- Tak! A przy okazji macie! - powiedział Sawarz i podał nam nasze zdjęcia! Naszych wszystkich przyjaciół... ich wszystkie akta powiedzmy ze poszły również z dymem! - zaśmiał się Sawarz.
- Zabraliśmy wszystkie zdjęcia, które były przyczepione do tablicy zdrajców - westchnął Logan - Wszystkie teczki spaliliśmy i można powiedzieć że uciekliśmy z dymem - powiedział rozbawiony, lecz zaraz się opanował - Jak się czujecie? - spytał z przejęciem przyjaciel.
- Właśnie próbował zabić mnie mój ojciec... Tamarę też prawie zabito... A Reker... - wujek mi nagle przerwał.
- A Rekera prawie zabił Michael i w ostatniej chwili zdążyliśmy - odezwał się za mnie wujek - Rozumiem ze potrzebne wam schronienie? - spytał podchodząc do nas z nieprzytomnym Rekerem na rękach.
- Jeśli nie był by to kłopot... - westchnęli obaj i spojrzeli na swoje rodziny.
- Zaraz zaprowadzę was do waszych pokoi, tylko odstawię ich na medyczny! - odparł na co lekko się pouśmiechali i skinęli głowami na zgodę.
< Eric? Reker? ;3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz