niedziela, 26 marca 2017

Od Erica cd. Tamary

Kiedy Katrina nagle złapała się za brzuch i jęknęła z bólu wiedziałem, że się zaczęło. Jak na zawołanie zjawił się Edward, który pomógł Katrinie usiąść na wózku a ja od razu zerwałem się biegiem za nimi. Po drodze blondyn zgarnął jeszcze parę osób i jak można się domyśleć stety albo niestety się zaczęło. Katrina na moje nieszczęście wybrała sobie mój prawy nadgarstek, ale nie narzekałem tylko starałem się być twardy i ją oczywiście wspierałem. Nie zwracałem uwagi na to co mówią do niej lekarze, bo nawet ich przez te swoje nerwy nie słyszałem po prostu mówiłem do niej po swojemu. Po około trzydziestu minutach wszystko się skończyło i nasz Chrisek pojawił się na świecie a ja myślałem, że zaraz zemdleje, lecz na szczęście siedziałem na krześle więc miałem na to marne szanse. Lekarze szybko odcięli pępowinę i klęli go pomiędzy łopatkami biorąc go na badania a mnie wyproszono, bo trzeba było też zająć się moją ukochaną, która już prawie nie miała na nic sił. Jakoś wyszedłem z sali a czując świeże powietrze niemal upadłem na twarz, ale na szczęście parapety były solidne więc zdążyłem się jednego przytrzymać i popatrzeć na widoki za oknem, które wydały się dzisiaj bardzo ładne. Nagle poczułem też ból w nadgarstku więc zacząłem go rozmasowywać.
- Złamany na bank - zaśmiałem się cicho - Masz kobieto siłę... Długo zapamiętam dzisiejszy dzień - szepnąłem sam do siebie. Kiedy napatrzyłem się już przez okno oparłem się tyłkiem o parapet i zacząłem czekać. Najpierw wyszedł Edward, który za pewne po coś szedł, ale powiedział mi numer prywatnej sali, na której będzie leżeć Katrina więc czym prędzej tam podreptałem. Szybko zająłem miejsce na krześle i wbiłem wzrok w łóżeczko. Chris - pomyślałem czując się najszczęśliwszą osobą na tym cholernym świecie!
****
Minęło może z dwadzieścia pięć minut a na salę wreszcie wjechała Katrina i mały, któremu mogłem się teraz dokładnie przyjrzeć. Choć włoski miał zasłonięte i oczka zamknięte to widziałem w nim swojego synka, którego będę bronić jak lew!
Nie mogłem się już doczekać kiedy wezmę go na ręce no i w ogóle inne takie co z ojcostwem związane. Kochałem go nawet tak jak na niego patrzyłem. Nigdy nie będę jak ten mój głupi ojciec! Nigdy nie byłem taki jak on...
****
Katrinka obudziła się o piątej rano a widząc naszego małego szkraba to aż popłakała się z radości. A pomyśleć, że jak się poznaliśmy to próbowaliśmy się pozabijać - zaśmiałem się w myślach a w tymże momencie nasz mały skarb się obudził otwierając na chwileczkę oczka, które były piwne! Dosłownie taki sam odcień jak moje! Nie mogłem w to uwierzyć normalnie czułem jak serce wali mi jak szalone. Delikatnie wziąłem swojego Chriska na ręce i podałem go ukochanej.
- Christopher - szepnęła - Nasz kochany synek - dodała jeszcze a ja pocałowałem ją w czoło.

<Tamara? :3 Kiara? :3> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz