wtorek, 10 stycznia 2017

Od Tamary cd. Reker’a

Jackob szybko mnie zabrał i w bezpieczne miejsce. W budynku cały czas mnie pilnował, dopóki się nie dowiedział ze złapali snajpera. Byłam w szoku! Ktoś próbował mnie zabić… Najpierw Ramon, a teraz znowu ktoś?! Czego się mnie tak wszyscy uczepili?! Stałam się jakoś super popularna do ubicia czy co?! Gdyby nie brat to już byłabym martwa! Poszłam do swojego pokoju, bo nie chciałam już dzisiaj nikogo widzieć. Zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam na swoim łóżku. Chwilę jeszcze myślałam, lecz zaraz się położyłam i zasnęłam. Dzisiejszy dzień i emocje z nim związane mnie wykończyły!
**
Rano obudziłam się o godzinie 5:10, nie mogłam już dłużej spać, więc się ubrałam i pobiegłam do stajni zobaczyć się z Desperadem. Wchodząc do stajni zauważyłam jakiegoś młodego chłopaka przy boksie Desperado i głośne rżenia i kopania w boks. Chłopak się bał i nie chciał podejść bliżej. Trzymał w ręce szczotkę, więc domyśliłam się że to pewnie jakiś młody stajenny. Podeszłam do niego i zauważyłam zdenerwowanego konia.

Wierzgał i był ogólnie zły… Patrzyłam na niego ze zmartwieniem. Chłopak nie wiedział czy ma się odezwać czy nie. Był w moim wieku. Miał brązowe włosy i szare oczy.
- Ja go wyszczotkuję! - powiedziałam, wzięłam od niego szczotkę, otworzyłam boks i weszłam do środka.
-Proszę tam nie wchodzić! - krzyknął przerażony, lecz nie wszedł za mną do środka ze strachu przed kopnięciem.
- Spokojnie Desperado… Już dobrze koniku! - mówiłam spokojnie, na co koń przestał wierzgać i się rzucać, tylko stanął i patrzył na mnie. Wyjęłam z kieszeni kosteczkę cukru i poddałam mu ja do powąchania na otwartej dłoni. Koń od razu spałaszował ze smakiem smakołyka i zarżał cicho na powitanie. Pogłaskałam go po głowie i pocałowałam go w miękkie chrapy – Dobry konik! - pochwaliłam go i poklepałam lekko po szyi za posłuszeństwo.
- Jak to zrobiłaś?! - spytał zdziwiony.
- Nie wiem! Po prostu mnie słucha… To mój koń i na nim często jeżdżę, więc może traktuje mnie jak rodzinę! - powiedziałam tak jak myślałam – Jestem Tamara a Ty? - spytałam przyjacielsko.
- Leonardo, ale przyjaciele mówią mi po prostu Leo, bo jest krócej i łatwiej -powiedział z uśmiechem – Desperado ani razu Ci nie wierzgnął i sienie sprzeciwił? Ne próbował Cię zrzucić? - pytał.
- Nie! - przyznałam – Ani razu czegoś takiego nie próbował… - powiedziałam zgodnie z prawdą – Przy mnie jest grzeczny! - dodałam patrząc na konia.
- Przyszłaś na nim pojeździć? - spytał przyjacielsko.
- Miałam taki zamiar, lecz brat jeszcze chyba nie wstał, więc pojeżdżę najwyżej sama. Zresztą chyba wolę dzisiaj pojeździć na osobności… Wczoraj nie miałam za miłego dnia! – odparłam.
- Przynieść Ci jego ekwipunek? - spytał.
- Jakbyś mógł…Są strasznie ciężkie! - powiedziałam na co lekko prychnął ze śmiechu, ale zaraz zniknął. Po około trzech minutach przyniósł jego siodło z ogłowiem.
- Umiesz siodłać konia? - zadał kolejne pytanie – Długo jeździsz?
- Tak umiem i jeżdżę już chyba trzy cztery lata… Może dłużnej... Sama nie wiem! Nigdy tego nie liczyłam… - przyznałam się – A Ty jeździsz? - spytałam zapinając siodło.
- Jeżdżę dopiero kilka miesięcy, ale zawsze kochałem konie – odparł i pogłaskał już spokojnego konia.
- Masz! - powiedziałam i podałam do ręki chłopaka kosteczkę cukru – Daj mu ją! To prawdziwy łakomczuch, więc jak będziesz mu przynosił smakołyki, to będzie spokojny – powiedziałam uśmiechając się do niego – Tylko nikomu nie zdradzaj mojej tajemnicy! - dodałam szeptem na co wybuchliśmy śmiechem. Chłopak podał smakołyk, a Desperado od razu się rozweselił i skonsumował ją od razu.
Założyłam jeszcze uzdę i koń był gotowy do jazdy. Wyszłam z nim ze stajni i żywo wskoczyłam na jego grzbiet.
- Dzięki za pomoc! - powiedziałam z wdzięcznością do chłopaka.
- Nie ma za co! Mów mi Leo! - odparł radośnie – Mas przy sobie jakąś broń na wszelki wypadek? - spytał poważnie.
- Tak mam! Glocka 19, zwinęłam z magazynu broni, więc mnie nie wsyp! - zaśmiałam się na co on chytrze się uśmiechnął.
- Pomyślę nad tym… - powiedział, lecz zaraz oboje się zaśmialiśmy.
- O! Otwierają bramę! Lecę bo inaczej mnie nie wypuszczą! - powiedziałam do Leo – A i jeszcze jedno! Jak zobaczysz żołnierza siodłającego Persefonę, to daj mu proszę tą kartkę! To mój brat! - powiedziałam na co kiwnął głową i mi pomachał, a ja natomiast popędziłam karego ogiera w stronę bramy. Szybko przez nią przejechałam, co jak zwykle nie podobało się strażnikom, lecz nic nie krzyknęli. Na kartce do brata było napisane:

„Braciszku! Jesteś strasznym śpiochem! Postanowiłam więc udać się na jazdę bez Ciebie; Z reszta potrzebuję chyba trochę spokoju po wczorajszym wydarzeniu! Jak widać znowu ktoś chce mnie zabić i domyślam się kto to może być, lecz zachowam to dla siebie, bo nie chcę Cię złościć… W razie czego mam przy sobie broń więc się nie martw! Chyba zwinęłam ją Tobie z torby; Ach! Tak mnie jakoś kusiło żeby ja zabrać; Do zobaczenia później jak się obudzisz śpiochu!”

PS: Choć w sumie to też mogła być broń Jackoba… Może mnie nie zabije za pożyczenie jej;

~Tamara~

Koń chciał bardzo wyrwać do przodu, więc mu na to pozwoliłam. Poluzowałam bardziej wodze i nagle wystrzelił z pode mnie jak błyskawica! Czując wiatr we włosach miałam ochotę krzyknąć z radości ale się powstrzymałam. Byłam co prawda na terytorium Duchów, lecz musiałam się też mieć na baczności. Na mojej kurtce widniało „logo” Duchów, więc wartownicy mnie nie zastrzelą i nie uznają za wroga… Minęłam jeden posterunek przed chwilą, gdzie wyjrzeli chyba przez lornetkę, lecz zaraz ją opuścili i wrócili do swoich zajęć.

< Reker? Znajdziesz ją? xdd Śpiochu jeden? xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz