**
Rano obudziłam się o godzinie 5:10, nie mogłam już dłużej spać, więc się ubrałam i pobiegłam do stajni zobaczyć się z Desperadem. Wchodząc do stajni zauważyłam jakiegoś młodego chłopaka przy boksie Desperado i głośne rżenia i kopania w boks. Chłopak się bał i nie chciał podejść bliżej. Trzymał w ręce szczotkę, więc domyśliłam się że to pewnie jakiś młody stajenny. Podeszłam do niego i zauważyłam zdenerwowanego konia.- Ja go wyszczotkuję! - powiedziałam, wzięłam od niego szczotkę, otworzyłam boks i weszłam do środka.
-Proszę tam nie wchodzić! - krzyknął przerażony, lecz nie wszedł za mną do środka ze strachu przed kopnięciem.
- Spokojnie Desperado… Już dobrze koniku! - mówiłam spokojnie, na co koń przestał wierzgać i się rzucać, tylko stanął i patrzył na mnie. Wyjęłam z kieszeni kosteczkę cukru i poddałam mu ja do powąchania na otwartej dłoni. Koń od razu spałaszował ze smakiem smakołyka i zarżał cicho na powitanie. Pogłaskałam go po głowie i pocałowałam go w miękkie chrapy – Dobry konik! - pochwaliłam go i poklepałam lekko po szyi za posłuszeństwo.
- Jak to zrobiłaś?! - spytał zdziwiony.
- Nie wiem! Po prostu mnie słucha… To mój koń i na nim często jeżdżę, więc może traktuje mnie jak rodzinę! - powiedziałam tak jak myślałam – Jestem Tamara a Ty? - spytałam przyjacielsko.
- Leonardo, ale przyjaciele mówią mi po prostu Leo, bo jest krócej i łatwiej -powiedział z uśmiechem – Desperado ani razu Ci nie wierzgnął i sienie sprzeciwił? Ne próbował Cię zrzucić? - pytał.
- Nie! - przyznałam – Ani razu czegoś takiego nie próbował… - powiedziałam zgodnie z prawdą – Przy mnie jest grzeczny! - dodałam patrząc na konia.
- Przyszłaś na nim pojeździć? - spytał przyjacielsko.
- Miałam taki zamiar, lecz brat jeszcze chyba nie wstał, więc pojeżdżę najwyżej sama. Zresztą chyba wolę dzisiaj pojeździć na osobności… Wczoraj nie miałam za miłego dnia! – odparłam.
- Przynieść Ci jego ekwipunek? - spytał.
- Jakbyś mógł…Są strasznie ciężkie! - powiedziałam na co lekko prychnął ze śmiechu, ale zaraz zniknął. Po około trzech minutach przyniósł jego siodło z ogłowiem.
- Umiesz siodłać konia? - zadał kolejne pytanie – Długo jeździsz?
- Tak umiem i jeżdżę już chyba trzy cztery lata… Może dłużnej... Sama nie wiem! Nigdy tego nie liczyłam… - przyznałam się – A Ty jeździsz? - spytałam zapinając siodło.
- Jeżdżę dopiero kilka miesięcy, ale zawsze kochałem konie – odparł i pogłaskał już spokojnego konia.
- Masz! - powiedziałam i podałam do ręki chłopaka kosteczkę cukru – Daj mu ją! To prawdziwy łakomczuch, więc jak będziesz mu przynosił smakołyki, to będzie spokojny – powiedziałam uśmiechając się do niego – Tylko nikomu nie zdradzaj mojej tajemnicy! - dodałam szeptem na co wybuchliśmy śmiechem. Chłopak podał smakołyk, a Desperado od razu się rozweselił i skonsumował ją od razu.
Założyłam jeszcze uzdę i koń był gotowy do jazdy. Wyszłam z nim ze stajni i żywo wskoczyłam na jego grzbiet.
- Dzięki za pomoc! - powiedziałam z wdzięcznością do chłopaka.
- Nie ma za co! Mów mi Leo! - odparł radośnie – Mas przy sobie jakąś broń na wszelki wypadek? - spytał poważnie.
- Tak mam! Glocka 19, zwinęłam z magazynu broni, więc mnie nie wsyp! - zaśmiałam się na co on chytrze się uśmiechnął.
- Pomyślę nad tym… - powiedział, lecz zaraz oboje się zaśmialiśmy.
- O! Otwierają bramę! Lecę bo inaczej mnie nie wypuszczą! - powiedziałam do Leo – A i jeszcze jedno! Jak zobaczysz żołnierza siodłającego Persefonę, to daj mu proszę tą kartkę! To mój brat! - powiedziałam na co kiwnął głową i mi pomachał, a ja natomiast popędziłam karego ogiera w stronę bramy. Szybko przez nią przejechałam, co jak zwykle nie podobało się strażnikom, lecz nic nie krzyknęli. Na kartce do brata było napisane:
„Braciszku! Jesteś strasznym śpiochem! Postanowiłam więc udać się na jazdę bez Ciebie; Z reszta potrzebuję chyba trochę spokoju po wczorajszym wydarzeniu! Jak widać znowu ktoś chce mnie zabić i domyślam się kto to może być, lecz zachowam to dla siebie, bo nie chcę Cię złościć… W razie czego mam przy sobie broń więc się nie martw! Chyba zwinęłam ją Tobie z torby; Ach! Tak mnie jakoś kusiło żeby ja zabrać; Do zobaczenia później jak się obudzisz śpiochu!”
PS: Choć w sumie to też mogła być broń Jackoba… Może mnie nie zabije za pożyczenie jej;
~Tamara~
Koń chciał bardzo wyrwać do przodu, więc mu na to pozwoliłam. Poluzowałam bardziej wodze i nagle wystrzelił z pode mnie jak błyskawica! Czując wiatr we włosach miałam ochotę krzyknąć z radości ale się powstrzymałam. Byłam co prawda na terytorium Duchów, lecz musiałam się też mieć na baczności. Na mojej kurtce widniało „logo” Duchów, więc wartownicy mnie nie zastrzelą i nie uznają za wroga… Minęłam jeden posterunek przed chwilą, gdzie wyjrzeli chyba przez lornetkę, lecz zaraz ją opuścili i wrócili do swoich zajęć.
< Reker? Znajdziesz ją? xdd Śpiochu jeden? xdd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz