sobota, 21 stycznia 2017

Od Tamary cd. Jackoba

Usłyszałam jakiś szelest, więc zaczęłam się rozglądać po pokoju. Zobaczyłam po chwili jakąś karteczkę na podłodze przed drzwiami.
„Jackob...”
Przemknęło mi od razu przez myśl i się natychmiast zerwałam z łóżka. Podniosłam kartkę dość drżącymi rękami, a gdy przeczytałam treść wiadomości zatkało mnie!
„Nie… To nie może się znowu dziać!” - krzyknęłam rozpaczliwie w myślach.
- Ojciec… Dlaczego to wszystko musi być takie popierdolone! - warknęłam i szybko zabrałam broń i się zerwałam biegiem. Nawet nie pamiętałam jak znalazłam siew stajni… Po prostu biegłam po konia. Desperado miał na szczęście jeszcze trochę energii, więc znowu go wzięłam, mimo iż przed chwilą go oporządziłam i dałam odpocząć.
- Wybacz malutki, ale jeszcze raz muszę Cię poprosić o Twoją siłę i szybkość – szepnęłam do konia głaszcząc go po głowie, na co cicho zarżał i mnie lekko szturchnął. Poczułem się jakby dosłownie mi mówił „Nie martw się! Dam radę!”. Wskoczyłam na jego grzbiet i zarzuciłam na siebie kaptur. Na szczęście karych koni mieliśmy dużo, tak samo jak i gniadych, więc nikt nie miał prawa mnie rozpoznać. Pogłaskałam jeszcze konia po szyi, dziękują mu za wierność i ruszyłam w chwili, kiedy otworzono bramy, by kogoś wpuścić. Kiedy przekraczałam szybko bramę słyszałam poirytowanie strażników.
- Znowu?! - powiedzieli z niedowierzaniem.
Jednak ja nie zareagowałam, tylko mocniej naciągnęłam kaptur na głowę i popędziłem jeszcze bardziej konia. W głowie kłębiło mi się pytanie „Gdzie jesteś do chole*y?!” Szukałam go dość długo. Zaszył się nieźle! Nagle zobaczyłam jego konia… Szedł spokojnie w stronę wieży, więc zagwizdałam, na co zareagował od razu i do mnie podbiegł.
- Książe?! Co Ty tutaj robisz koniku? - spytałam przestraszona, na co mnie szturchnął nosem w kolano – Dobry konik! - pochwaliłam go i złapałam za jego wodze. Wiedziałam że skoro jego koń jest tutaj, to on też! Nie wiedziałam tylko gdzie szukać… Zaufałam więc instynktowi, który mnie poprowadził wprost do niego! Szarżował na niego ogromny zmutowany jeleń, a ten stał jak słup soli. Przestraszyłam się, wyjęłam szybko bron, odbezpieczyłam ja i strzeliłam kreaturze prosto w łeb. Zwierzyna padła martwa u stóp zdziwionego chłopaka. Dopiero po chwili mnie zauważył i spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem. Podjechałam do niego na Desperadzie, trzymając wodze jego konia.
- Nigdy, ale to nigdy! Mi czegoś takiego nie rób! Rozumiesz?! - powiedziałam do niego przez łzy – Jeśli byś zginął, to w końcu sama bym trafiła do grobu, strzelając sobie w łeb! - powiedziałam i zsiadłam z konia. Podeszłam do niego i spojrzałam mu w oczy – Śmierć to nie jedyne wyjście! Nie zostawiaj mnie tak jak inni… Wiesz co do Ciebie czuję, tak samo jak Ty chyba wiesz o moich uczuciach... Wróć ze mną do wieży! - powiedziałam błagalnie – Nie zostawiaj mnie tak jak zrobili to prawe wszyscy… Nie zniosę strat kolejnej ważnej dla mnie osoby. - szepnęłam jeszcze i spuściłam głowę. Dlaczego uczucia muszą być takie skomplikowane?! Byłam pewna że zaraz odmówi i mnie jednak tutaj zostawi i odejdzie, a wtedy przysięgam że sobie naprawdę strzele w łeb! Moje serce tego nie wytrzyma… Zbyt dużo już przeszłam.

< Jackob? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz