niedziela, 29 stycznia 2017

Od Reker'a cd. Thomas'a

Grę w karty można zastosować jako odskocznie od tego znienawidzonego przez ocalałą populację ludzką świata. Chodź o nic nie graliśmy w powietrzu dało się wyczuć zaciekłość, której już tak dawno nie zasmakowałem. Grało nam się nie źle, ale w pewnym momencie siostra Thomas'a zawołała go by zobaczył jej znalezisko, z początku myślałem, że może znalazła jakąś broń pozostawioną tu przez jakiś obóz albo dawnych mieszkańców tego miejsca, ale jednak moje myśli były błędne i chodziło tu o gitarę a raczej o to co z niej pozostało... Nasz nowy towarzysz był trochę zawiedziony tym faktem chodź starał się to doskonale ukrywać, ale ja w przeciwieństwie do mojej drużyny widziałem i czułem więcej niż to można wywnioskować po moim "młodym" wieku.
- Jak chcesz gitarę to w wieży się coś znajdzie pełno się takich rzeczy ostatnio wala po kątach i marnuje - powiedziałem, gdy zasiadł z dziewczynką znowu blisko ogniska. Chciał coś powiedzieć, lecz burczenie w brzuchu małej było szybsze od jego głosu.
- Tommy jestem głodna - zasmuciła się jak dobrze pamiętam Kate.
- Coś się na to poradzi - uśmiechnąłem się lekko w stronę dziecka i sięgnąłem po raz kolejny do plecaka. Szperałem teraz trochę dłużej, bo zanim przekopałem się przez te wszystkie leki i inne "potrzebne" na misji rzeczy minęło chyba z dziesięć jak nie piętnaście minut. Cała drużyna jak i mężczyzna wraz z dziećmi wpatrywali się we mnie w oczekiwaniu co tam znowu mam zamiar wyciągnąć. Kiedy złapałem za śliską folię chytrze się uśmiechnąłem i pomachałem przed ich oczami dwoma tabliczkami czekolady. - Może i nie jest to zdrowe, ale zawsze coś - rzekłem rzucając mu w ręce słodyczami.
- Nie możliwe skąd to macie? - zdziwił się nie mogąc uwierzyć co trzyma teraz w rękach.
- Od sponsora tak zwanego pierwszego założyciela - odpowiedziałem mu podchodząc do broni, którą z powrotem przełożyłem przez ramię. - Jakbyście byli jeszcze głodni to w plecaku są chyba jeszcze jakieś bułki... Przynajmniej tak mi się zdaje - westchnąłem naciągając z powrotem maskę po same oczy dzięki czemu zyskałem znowu postać szkieleta.
- A ty znowu gdzie? - mruknął Jackob.
- Idę na zwiad wrócę rano, odpocznijcie - rzekłem i zniknąłem w ciemnościach.
****
W lecie panowała cisza przerywana co jakiś czas wyjącym wiatrem. Spokój - było to teraz jedyne słowo jakie krążyło mi po głowie. Szedłem cicho nie pozwalając chociaż na jedno zatrzeszczenie śniegu. Raz po raz musiałem sobie zakasłać przez co myślałem, że zwariuję i nie, nie było to od palenia tego świństwa tylko coś mnie chyba brało, cóż się dziwić jak wyłażę na takie zimno niemal codziennie. Tak jak obiecałem wróciłem gdy słońce zaczynało świtać. Zwarty i gotowy do działania pokiwałem pomału ręką w stronę swoich ludzi na znak powitania.
- Gotowi na powrót do domu? - zaśmiałem się przystając.

<Thomas? :3> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz