sobota, 28 stycznia 2017

Od Reker'a cd. Thomas'a

Spojrzałem na mężczyznę, który był nieco zaskoczony moim wiekiem na co tylko westchnąłem i wróciłem do palenia. Przywykłem już do głuchej ciszy więc nie obchodziło mnie czy słyszę głos człowieka, charczenie zombie czy też wycie wiatru. Zaciągnąłem do płuc zimne, orzeźwiające powietrze, które odgoniło prędko uczucie senności i pozwoliło mi normalnie funkcjonować.
- Wojna przyszła nagle i nagle sobie poszła zostawiając za sobą miliony zombie, niewinna zabawa zabiła ogromną ilość ludzi i co kto nam wciśnie bzdurę, że to wszystko w imię nauki? Przeżyją tylko wilki zdolne postawić się niebezpieczeństwu a alfa będzie musiała do tego doprowadzić - rzekłem jakby do siebie. Towarzysz analizował wszystkie moje słowa w zamyśleniu, pewnie po części się z tym nie zgadzał. Każdy urodził się z wielkim darem jakim jest życie, ale w tych czasach nieważne jaką stronę wybierzesz i tak prędzej czy później umrzesz, lecz to już od ciebie zależy czy zostaniesz rozszarpany przez żywe trupy i zdechniesz w jakimś rowie czy pochowają cię z godnością. Miał mi już coś odpowiedzieć, ale nie zdążył. W ułamku sekundy zerwałem się na równe nogi i przerzuciłem przez ramię broń stając na krawędzi dachu i oceniając wysokość budynku. Jakieś 10 metrów - pomyślałem i skoczyłem w dół łapiąc się gdzieś na środkowym piętrze parapetu i zwinnie wskoczyłem prze wybitą szybę okna do środka co dało złudne wrażenie, że spadłem na sam dół. Powolnym krokiem wróciłem na sam dół do swoich towarzyszy, którzy tylko pokręcili przecząco głowami zaznaczając, że w mózgu mam więcej głupoty niż prawidłowego myślenia. Przystanąłem przy pozostałościach drzwi i popatrzyłem w ciemny, miejscami przerażający las. Czy człowiek po śmieci zasługuje na niebo? Przeżywamy teraz na ziemi istne piekło więc jeśli trafię do drugiego to chyba Lucyfer się mnie wystraszy i schowa w kąt. Nieznajomy mi jeszcze z imienia wrócił do nas po krótkiej chwili co mnie nie zdziwiło.
- Tommy - usłyszałem głos małego chłopczyka, który od razu wtulił się w brata i cała zagadka się rozwiązała. Thomas, bo tak sądziłem, że ma na imię wrócił do swojej dawnej pozycji. Z tego co wiedziałem a raczej podsłuchałem to nazywał się Jim i pomimo zmęczenia nudził się co było widać gołym okiem. Odrzuciłem Barrett'a w kąt i podszedłem do jednego z plecaków wyciągając kartki i ołówek, niestety kredek aktualnie mieliśmy brak. Podałem mu je a on z dużym zainteresowanie zaczął po nich rysować. Sam wyciągnąłem talie, pogniecionych kart i zacząłem je tasować. Jackob od razu się do mnie przysunął za to reszta nawet nie chciała myśleć o tej formie rozrywki.
- Jestem Reker zagrasz? Spokojnie nie idzie o żaden zakład - zwróciłem się w jego stronę by rozluźnić atmosferę i jakoś zdobyć zaufanie.

<Thomas? ;3 Trochę lipne ;c>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz