- Wyszła jakieś 45 minut temu - stwierdziłem przeciągając się przez co poczułem lekkie rwanie w prawym boku, ale nie zwróciłem na to zbytniej uwagi.
- I jej tak pozwoliłeś?! - zmartwił się oraz wystraszył na co tylko machnąłem leniwie ręką.
- Jak zgłodnieje to przyjdzie - zaśmiałem się wstając z łóżka. - No dobra pójdę po nią - dodałem po krótkiej chwili widząc, że trzeciemu zbytnio żart się nie podobał. O dziwo mnie nie zatrzymali, no chyba, że ojciec dziewczyny powstrzymał Wiliama od tej czynności. Szedłem ociągając się nieco jeszcze jasnym od światła lamp, prawie świecącymi pustkami korytarzami. Ciągle się rozglądałem mając nadzieje, że szybko ją znajdę. W pewnym momencie zobaczyłem otwarte okno co trochę mnie zdziwiło, ale postanowiłem przez nie wyjść, by nie zwracać na siebie uwagi z chodząc na parter. Poskakałem trochę po dachach, które miały zaledwie 10 metrów i gdy nie mogłem zwęszyć jej tropu popatrzyłem na najwyższe budynki. Postanowiłem dla odmiany wspiąć się na 32-metrowy budynek, z którego można było bardzo dobrze obserwować okolice, ale najważniejsze było to, że nikt normalny tam się nie wespnie więc to podwójne szczęście! Bardzo prędko znalazłem się na wysokości 5 metrów, ale później zaczęły się "schody". Nierówno poustawiane parapety czy też bloczki, na których można było podeprzeć nogę czy też rękę sprawiały czasami nie lada kłopot, bo wystarczyło tylko nie doskoczyć i do zobaczenia po drugiej stronie! Po jakiś piętnastu minutach dałem radę i bezszelestnie wczołgałem się na dach i wtedy ją zobaczyłem, Sara patrzyła się w niebo a ja nie zamierzałem być grzecznym chłopcem i zaprowadzić jej od tak na oddział. Zakradłem się nie wydając żadnego dźwięku i przewróciłem na plecy na co się lekko przestraszyła, ale próbowała zamaskować zmieszanie. - Jak się bawisz? - spytałem z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
- Głupek - prychnęła wracając do siadu.
- Od razu z takimi wyzwiskami? Ojciec ponoć ci zabronił się wspinać - stwierdziłem patrząc w gwieździste niebo.
- Może dużo gadać, ale i tak będę do robić - westchnęła cicho. - Jak się tu dostałeś? - teraz to ona zadała pytanie. Usiadłem na skraju budynku spuszczając nogi w dół.
- Lubie się wspinać i robić głupoty - stwierdziłem - Dla mnie to jeszcze za nisko - dodałem po chwili patrząc na małych żołnierzy spacerujących po placu.
- Jeszcze ci mało? - zaśmiała się.
- Wspinałem się o wiele, wiele wyżej by zobaczyć swoją ofiarę - wytłumaczyłem - Jeden błąd i leżysz na dole w kałuży własnej krwi - ciągnąłem dalej machając nogami - Nie siedź tu za długo, bo się przeziębisz! Muszę lecieć... Do potem! - krzyknąłem jeszcze i zeskoczyłem z drugiej strony budynku co dało wrażenie, że chyba zgłupiałem skacząc z tak wysoka jednak prawda była taka, że były tam niższe budynki a ja miałem wielką ochotę się dzisiaj po szlajać jak to zawsze mówi Wiliam.
****
Całą noc spędziłem na świeżym powietrzu skacząc tu i tam... Postanowiłem, że będę spędzał tak więcej nocy, bo parkur wpływa świetnie na moje samopoczucie, kondycje jak i inne umiejętności fizyczne. Poza tym przypominają mi się przy tym dawne czasy jak takie zaliczenia były dla mnie codziennością. Zmęczony i w dobrym nastroju wróciłem na oddział kładąc się do łóżka. Sara też już spała więc nie widziałem w tym żadnych przeszkód. Miałem nadzieje, że mnie stąd niedługo wypiszą i będę mógł wrócić do własnych spraw.
<Sara? :3>

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz