środa, 25 stycznia 2017

Od Jackoba cd. Tamary

- Nie pójdę, zostanę tu do póki nie wyzdrowiejesz - powiedziałem przyciągając ją bliżej siebie.
- A jutrzejszy trening? - zapytała niepewnie.
- Jakoś przeżyje najwyżej powiem, że chory jestem - zaśmiałem się cicho. Chwilę jeszcze posiedzieliśmy i pogadaliśmy o różnych sprawach czasami też związanych z Rekerem aż w końcu o godzinie 18.55 poszliśmy spać zmęczeni ciągłą gadaniną. Z początku chciałem się położyć na ziemi, ale Tamara się uparła, że mam wejść bez gadania do łóżka na co przystałem. Przytuliłem ją mocno do siebie i po paru minutach zasnąłem. Śniło mi się to co robiły ze mną dzieciaki przed tym zanim pojawił się Reker, ale na szczęście koszmar szybko przemienił się w radosny sen, którego nawet nie pamiętam, ale wiem, że był świetny. Obudziłem się o szóstej i pisząc mojej ukochanej kartkę, że idę na trening spojrzałem kontem oka na stan wody i jedzenia, który prezentował się całkiem dobrze. Poszedłem do siebie i się przebrałem. Wolnym krokiem zmierzałem na salę treningową, pomimo wczorajszego dnia pełnego wrażeń czułem się lepiej niż gdy przeżywam dzienny "standard". O dziwo Reker dzisiaj był pierwszy co mnie zaskoczyło i wywołało lekki zmieszanie.
- Jak było na polowaniu? - zapytał przez ramię wymieniając lunetę przy Jaskółce.
- Wyleciało mi coś i nie mogłem - westchnąłem z udawanym smutkiem na co kiwnął twierdząco głową.
- Właśnie słyszałem, dobrze, że jesteś szczery - stwierdził na co moja dusza odetchnęła z ulgą.
- Gdzie reszta? - spytałem rozglądając się czy gdzieś się nie czają.
- Mike jest u siostry, Dave na misji, Derek choruje - wymieniał licząc na palcach - Jesteśmy tylko w dwóch więc z góry uprzedzam, że przez resztę tygodnia nie ćwiczymy - dodał po chwili odkładając broń na bok.
- Zrozumiałem... To co gotowy na porażkę? - zapytałem jak za dawnych lat.
- W twoich snach - zaśmiał się i zaczęliśmy "lekcje" samoobrony. Z początku to ja wylądowałem na ziemi dwa razy, ale zdążyłem to nadrobić jego dzisiejszym zamyśleniem. Długo nie mogliśmy przełamać remisu, bo każdy miał silną wole walki, lecz w końcu przyjaciel postawił na swoim i rzucił mną o materac.
- Dobra walka - rzekłem by go jeszcze chwilę zagadać.
- Tak jak w szkole - uśmiechnął się lekko.
- Racja - odwzajemniłem uśmiech i podniosłem się z ziemi.
- Wybacz, ale już jadłem... Do zobaczenia na następnym spotkaniu - powiedział biorąc snajperkę i zostawiając mnie samego na sali. Szybko poszło, ale poćwiczę jeszcze strzelanie - pomyślałem i udałem się na świecącą jeszcze pustkami strzelnicę. Dzisiaj szło mi bardzo dobrze, ani razu nie chybiłem tylko strzelałem w środek albo w pola 7-9. Kiedy wszystko skończyłem była już 13 więc postanowiłem udać się do mojej ukochanej i powiadomić ją o wspaniałych wieściach. Nawet nie zapukałem tylko od razu wszedłem zamykając za sobą porządnie drzwi.
- Hej kotku - rzekłem na powitanie siadając na jej łóżku.

<Tamara? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz