Nie zamierzałem się przepychać przed Rekera tylko po to by jakaś kupka nowych ludzi mogła mnie zobaczyć, jednak gdy Reker odsłonił mnie zza swojego ciała, zobaczyłem dość dużą grupkę ludzi. Wyglądali na sympatycznych, w miarę uśmiechnięci…
Stałem patrząc na ścianę, jednak z odrętwienia wyrwał mnie wstający pan.
-Jestem Angel Turner a to moja żona Mia-powiedział wyciągając rękę, uścisnąłem ją-Te panienki to Eri, Irmelin i kolejna Mia…
Jedyną osobę, którą znałem z tego towarzystwa była Eri, która ukradkiem pomachała mi. Przytłoczony masą osób, zrobiłem krok w tył i ku mojemu zdziwieniu, nie było tam Rekera.
Nie zdążyłem się obejrzeć, a Angel wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić do jeszcze innego pomieszczenia, do którego prowadziły czarne drzwi z niebyt zachęcającym wyglądem.
-Tu musisz przejść swego rodzaju… szkolenie…-wytłumaczył najpewniej założyciel zostawiając mnie samego w czerni, głębokiego pokoju.
Starałem się dojść do jakiejś ściany, jednak bez szans, ciągle szedłem tylko przed siebie nie napotykając na żadną przeszkodę.
-Co jest?!-Warknąłem, nie mogąc znaleźć drzwi, którymi jeszcze przed sekundą tu wszedłem.
Starałem się zachować spokój i dzięki temu już po paru chwilach pokój stał się minimalnie jaśniejszy, jednak nadal nie widziałem praktycznie nic. Nagle potknąłem się o coś wystającego z ziemi, jakiś sznur owinął się wokół mojego ciała i trzymając mnie pomiędzy dwoma metalowymi, grubymi, kwadratowymi prętami.
Ujrzałem oślepiające światło gdzieś w oddali, wyglądało jak… pociąg, jednak nie wiedziałem jak znalazłem się, związany na jego trasie.
Popatrzyłem w górę, stał nade mną jakiś mężczyzna, zakapturzony z czarną maską na ustach.
-Gdzie jest wejście do bazy przemytników?!-warknął, stawając mi na plecak, zacząłem się szamotać by zrzucić, aroganckiego najeźdźcę.
-Co cię to obchodzi!?-odpowiedziałem, wściekle patrząc w zbliżające się światła pociągu.
-Gdzie?-Zapytał, nieznajomy patrząc się tam gdzie ja-O nadjeżdża pociąg? Hym… to chyba twoja ostatnia szansa!
-Okey, okey wejście jest…-urwałem, nawet nie wstąpiłem do przemytników, a już miałbym ich zdradzić-Nie ma wejścia!
-Sam chciałeś…-powiedział nieznajomy uśmiechając się szyderczo, a pociąg był już przy mnie.
Jedna sekunda do uderzenia i kawałek, na którym leżałem magicznie wklęsł się, zapobiegając śmiertelnemu wypadkowi, ściskająca mnie lina momentalnie znikła, a mój niedoszły zabójca wyciągnął do mnie rękę mówiąc:
-Dobra robota Nick!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz